poniedziałek, 25 stycznia 2016

23/366

Mieliśmy wyjechać bardzo rano. Ale jak zwykle wyjechaliśmy tak, że akurat zaczynał się RDK. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiedzie w Kunowiance. Oglądając to miejsce z ulicy zapewne nigdy nie zdecydowałabym się tam zjeść, również po wejściu pozostałabym sceptyczna, gdyż plastikowy jeleń naturalnej wielkości otoczony palmami nie jest dla mnie estetyką wróżącą dobrą kuchnię. Ale L. tam jadł i bardzo polecał. Ceny zaskakujące, porcje olbrzymie a dani bardzo smaczne. Na deser, kiedy już turlaliśmy się z nadmiaru jedzenia, pani kelnerka przyniosła dla każdego porcję domowego placka z jagodami. 
Tuż za Wrocławiem włączyłam moją ulubioną podróżną płytę. Uwielbiam, jest dla mnie genialna, cudowna i wspaniale komponuje się z drogą. 
Wioseczka powitała nas śniegiem i mrozem, a gospodarstwo - uśmiechem Pani Ani i niewyobrażalną radością 35 kg psa, skaczącego, podającego łapę i bijącego ogonem. A później były krokiety. Kawa. Wino. Ferie...

1 komentarz:

  1. Ale RDK przeżyłaś ? :)) Jagody o tej porze roku ? Równie egzotyczne jak jeleń&palmy :))
    Pies wygląda baaardzo sympatycznie a po Tobie widać, że jesteś szczęśliwa :*

    OdpowiedzUsuń