wtorek, 31 maja 2016

152.2016

31/05 - szkolenie. Prowadzący pan mówił z prędkością licytatora,
           tembrem Owsiaka, co jakiś czas wrzucał "do końca świata i o jeden
           dzień dłużej". Zabawne, ale przez tyle godzin męczące.
           
           Dziś mija 10 lat od udaru teściowej.
           Wyszłam z br2, kupiłam truskawki i zmokłam.
           Ostatni raz aż tak bardzo - dawno, może jako dziecko.
           Przemokłam jak w filmie, deszcz lał, aż momentami brakło mi tchu.
           Bluzka wyglądała jak druga skóra, musiałam zasłaniać ręką na wysokości
           stanika :) To też było zabawne, ale orzeźwiające.

151/366

Kupiłam w Lidlu dwie pary lnianych spodni. Uwielbiam len i chociaż wyglądam w nich niekoniecznie szykownie i zdecydowanie mało zgrabnie, to nie mogłam się powstrzymać. W domu zrobiłam naleśniki. Wyszły takie, jak najbardziej lubię - delikatne i cienkie, łatwo się zwijały i pięknie faszerowały serem i frużeliną wiśniową. A wieczorem wyjadłam resztkę rosołu. Tak strasznie, tak bardzo chciałam rosołu z pietruszką, że wyszperałam w odmętach zamrażarki odrobinę mrożonej. A przecież ja nie lubię ani rosołu, ani pietruszki:)

poniedziałek, 30 maja 2016

151.2016

30/05 - wróciłam do domu i marzyła mi się nie czekolada, ani lody
           ale mizeria !!! Bardzo mnie to zaskoczyło i rozbawiło.
           Mizeria, kanapki z truskawkami i ostatni kawałek ciasta
           z rabarbarem.
           Dostałam od szefa pieniądze na szkolenie, które sama sobie znalazłam.
           I był w br2 taki moment, w którym czas się zatrzymał :)


150/366

Skończyłam czytać "Fatum i furię". Zaskakująca książka. Miała bardzo różne recenzje - od głosów, że arcydzieło po opinie, że jednak wydmuszka i ledwie sprawne rzemiosło. A jednak kiedy skończyłam czytać, to zamyśliłam się nad nią. Postać Madeline... fascynująca kiedy już poznamy jej sekrety. Zaskakująca. Nagle z przezroczystej mimozy stała się pełnokrwista, pełnowymiarowa, nawet w głowie zobaczyłam ją zupełnie inaczej. 
Wyciągnęliśmy ogrodową huśtawkę. I znów mam swoje ulubione miejsce do czytania...

149/366

Wstałam bardzo wcześnie, wyszłam z Zaspą, byłam jedną z pierwszych klientek w lokalnym warzywniaku. Kupiłam truskawki - nareszcie polskie, słodkie, pachnące. I pojechałam do szpitala. Dziecko życzyło sobie być wożonym na wózku inwalidzkim, bo to takie atrakcyjne i fajne, i bardzo pasuje do książątka. Ale do domu wrócił o własnych siłach chociaż sposób poruszania bardziej w typie Quasimodo niż rezolutnego siedmiolatka.
Zrobiłam brownie z truskawkami. Cudowne jest połączenie czekolady z truskawkami, chociaż brownie nie należy do moich ulubionych wypieków, jest dla mnie za ciężkie, zbyt intensywne w smaku.

148/366

Szpital. Dla mnie zawsze i pewnie już na zawsze to słowo budzi grozę. Rano nic nie zjadłam, wypiłam dwie kawy i przyjęłam tabletkę na uspokojenie. Na miejscu byliśmy punktualnie. Pielęgnowałam w sobie przekonanie, że skoro każą być o 6:45 na oddziale to za chwilę G. pojedzie na operację. No nie. Pojechał około 13. Strasznie długie były te godziny. Strasznie długi dzień. Ale syn był bardzo, bardzo dzielny. 
Kiedy wieczorem wróciłam do domu, kiedy zaparzyłam kawę, odetchnęłam i poczułam ogromną ulgę. I z przyjemnością położyłam się do własnego łóżka, chociaż budziłam się co chwilę.

147/366

Dziecko przytuptało do mnie z opasłym tomiszczem książki w ramach prezentu na Dzień Matki. Później pojechaliśmy do szpitala, gdzie całkiem sprawnie załatwiliśmy temat przyjęcia na oddział. W drodze powrotnej wjechaliśmy na lody do "białego domku". Skusiłam się na smak "ferrero rocher". Och! Tak! Dokładnie tak smakowały, jak te cukierki:)

146/366

Wstałam. Myśl, że mam pójść do pracy a po pracy zając się pakowaniem G. do szpitala, sprawiła że zrobiłam kawę i wróciłam do łóżka. Ułożyłam plan dnia. I przez resztę godzin tej trudnej środy nie mogłam sobie znaleźć miejsca. L. wrócił z wiadomością, że G. po przyjęciu na oddział nie musi zostawać na noc. Odetchnęłam z ulgą. Zawsze to jedna noc mniej w tej szpitalnej, niewygodnej rzeczywistości.

145/366

L. jechał na spotkanie do centrum. Zaproponował, żebym oderwała się od pracy i pojechała z nim, pochodziła po Starym Browarze, po mieście. Pojechałam. Nie wiem, czy to był dobry pomysł. Miałam 10 pln w portfelu i świadomość, że nie mogę wydać więcej. Kupiłam ciastko migdałowe (7 pln!) i wodę, usiadłam na niewygodnej ławce i... czułam się tak bardzo nieszczęśliwa z tym moim przymusowym odpoczynkiem wśród roześmianych, beztroskich, ładnych ludzi. A na ławce ja - kłębek nerwów, który nie umie uwolnić się od złych, czarnych myśli.
A w domu czekał obiad przygotowany przez mamę. 

niedziela, 29 maja 2016

150.2016

29/05 - trudny dzień, mimo, że piękna, słoneczna niedziela.
          Doszłam do wniosku, że nawrót zespołu niespokojnych nóg,
          to informacja od mojego ciała, żeby wiać :) Przyznaję, że
          kosztowna fizycznie i uciążliwa wiadomość, nie pozwalająca
          mi zasnąć do 4. Potem, trwająca cały dzień nauka cierpliwości.
          A najlepszy czas jest teraz, gdy diohespan już działa, a sąsiad
          wreszcie się zamknął.

149.2016

28/05 - syn nr1 odjechał. Nie wiem, czy to taki etap, czy faktycznie
           dorośleje, ale niech to trwa !
           Długi spacer z D. Na oko z 5 km w pełnym słońcu, ale przyjemnie.
           Popołudnie u A., przy winie z granatów, plackach z cukinią, parmezanem
           i mozzarellą oraz cieście z rabarbarem :)
         

sobota, 28 maja 2016

148.2016

27/05 - wyjątkowo dobry dzień w pracy, taki jak kiedyś.
           Widocznie takie też mogą się zdarzać.
           
            Miałam w domu małe Merci. Nadszedł najwyraźniej ten czas,
            żeby słuchać kryminału, grać w kulki i jeść czekoladki, ot co ! :)

piątek, 27 maja 2016

147.2016

26/05 - rano kawa na tarasie, potem przesadzałam kwiaty, zamiatałam,
           a wszystko w słuchawkach z dobrym- na szczęście - audiobookiem.
           Na ten słowotok sąsiada pomyślałam, że jeszcze tylko disco polo brakuje,
           i gdyby ta samosprawdzająca się przepowiednia działała równie błyskawicznie,
           gdy myślę, że brakuje mi kasy... No ale nie, w tę stronę to tak raźno nie przebiega.
           Kiedy rozległo się "przez twe oczy zielone, zielone oszaaaalaaaałeeeem"
           pomyślałam, że te słuchawki to prawdziwe błogosławieństwo !!!
         
           W nocy zjechał syn nr1. Pojechał ze mną do mojej mamy, której w ramach
           Jej Dnia podarowałam dwa niecierpki oraz 44 lody-jedyne-od-których-nie-choruje.
         

czwartek, 26 maja 2016

146.2016

25/05 - kartka od mojej siostry, taka chyba specjalnie dla mnie - ze względu
            na koty - stworzona :) Bardzo miła i wzruszająca.
            Dobre wiadomości po kontroli, choć nadal czekam na wyniki.
           

wtorek, 24 maja 2016

145.2016

24/05 - stojąc do kasy w biedrze popatrzyłam na swoje zakupy:
            2 banany, 2 lody magnum, 2 rogale. Ehmy... aż nabrałam kolorów
            i (w duchu) na freudowskie skojarzenia parsknęłam śmiechem :)))

144/366

W godzinach pracy wymknęłam się na sajgonki. Uwielbiam:)
Wieczory majowe... nadal zaskakuje mnie, że po upalnym dniu wieczór jest zaskakująco rześki. I że bzy tak szybko przekwitają. Usiadłam na bujanym fotelu, nogi oparłam o ławkę. I tak trwałam (sielankę przerywało cykliczne oganianie się od jakichś fruwających żyjątek)...
Przed snem wzięłam książkę. Od kilkunastu dni czekała doczytana do połowy. Wróciłam i zdziwiło mnie, że lektura znów mnie wciągnęła. Lubię czytanie przy otwartym oknie, lubię kiedy docierają odgłosy zasypiającego świata: rechot żab, szum wody z podlewania ogródków. Właściwie już nie mogę się doczekać dzisiejszego wieczoru, dzisiejszego czytania.

144.2016

23/05 - skończyłam słuchać "Paskudną historię", która jest dla mnie mocno
          nieprawdopodobna :) ale na tyle wciąga, że chciałam dowiedzieć się, jaki
          będzie finał.
          Podziękowania od T. za urodzinowe życzenia.

poniedziałek, 23 maja 2016

143/366

Przez cały dzień, aż do popołudnia, słuchałam "Syrenki" Camilli Lackberg. Kiedy czyta Marcin Perchuć bardzo mnie to bawi i odpręża, nie wiem czy potrafiłabym przebrnąć przez treść, gdybym miała ją w formie papierowej. Chyba jednak nie. Co najbardziej mnie zaskakuje, to nue lubię najważniejszej bohaterki. No nie lubię, wydaje mi się strasznie infantylna i wścibska. Ale nadal, i z każdym tomem coraz bardziej, lubię Fjallbackę... oglądam zdjęcie i tak, ten krajobraz, architektura i klimat bardzo do mnie przemawiają...

[A po południu zaczęłam myśleć o pracy. I znów wróciło zmęczenie, strach, niepokój.
I żeby dnia nie kończyć zbyt optymistycznie - G. zaczął kaszleć tak intensywnie, że nie bardzo wiem, co dalej robić.]

142/366

Wstałam bardzo wcześnie, wyspana i w cudownym nastroju. Nie było jeszcze 10 a ja miałam już upieczony sernik, zamarynowane mięso i pranie w pralce. Posadziłam zioła do skrzynek, zrobiłam dwie sałatki, masło ziołowe i nakryłam stół w ogrodzie. Przyszła mama, przyszedł sąsiad, wypiliśmy dwie butelki wina i naszą domową nalewkę z wiśni. Powoli przekonuję się do idei grilla, jeśli tylko podejść bardziej kreatywnie do jedzenia;) W nocy L. przypomniał sobie, że miał odebrać moje książki z paczkomatu. Więc o pierwszej w nocy (!!!) wsiadł na rower i pojechał, bo - jak stwierdził - rano na pewno nie będzie mu się chciało. Bardzo mnie to wzruszyło, poczułam się wielką szczęściarą...

141/366

Wyszłam z pracy jak na skrzydłach. Zdjęłam marynarkę, związałam włosy, żeby słońce grzało w kark. I wracałam niemal upojona perspektywą popołudnia i dwóch dni wolnych od pracy, od myślenia o pracy. Po prostu wolnych... Szybko zrobiłam zakupy, zaplanowałam co i kiedy ugotować. I położyłam się z myślą, że pośpię godzinę a później wstanę i zamarynuję mięso, upiekę sernik i kruche ciastka na rowerową wyprawę chłopaków. I tak spałam do rana...

niedziela, 22 maja 2016

143.2016

22/05 - syn nr2 skosił trawę, umył podłogę, a ja pół dnia słuchałam
           audiobooka piorąc i sprzątając, a co dziwniejsze, sprawiało mi to
           przyjemność.
           Koło 20 D. napisał, czy wypiję kawę, więc spotkaliśmy się w kawiarni.
           Lubię te kawałki życia.

142.2016

21/05 - zaczęłam słuchać Paskudną historię. Uczuliła mnie na tyle,
           że zakleiłam kamerę w swoim laptopie :) Na całą inwigilacyjną
           resztę nie mam wpływu.
           W Tesco kupiłam tegoroczny grillowy hit :)) i pojechałam do B. i L.

sobota, 21 maja 2016

141.2016

20/05 - skończyłam "Zaginioną dziewczynę". Nie spodziewałam się,
           że słuchanie książek może mi sprawić taką przyjemność, tak zająć myśli.
           Więc przy każdej trafionej pozycji :P jestem zaskoczona :))
           Dostałam od G. w br1 długopis, o który prosiłam. Chyba mam początki
           demencji, bo nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywa ta część, którą się
           pisze :/ A wspomnianym długopisem  pisze się  cienko i lekko :D
         

piątek, 20 maja 2016

140/366

Pojechałam do centrum odebrać książkę. Trochę zabawna była konsternacja dziewczyny, która w wiadomościach i smsach pisała per "ty". Spojrzała na mnie, zaczerwieniała się i powiedziała "ja przepraszam, że tak na ty pisałam do pani". W sumie racja - być może jestem w wieku jej rodziców. A jednak bezlitośnie rozprawiła się z moim złudzeniami, że wyglądam na dwudziestolatkę;)
Wracając postanowiliśmy pojechać na lody. I tak jechaliśmy, jechaliśmy i dojechaliśmy do Puszczykowa. Zjedliśmy te puszczykowskie najsławniejsze lody, ale... Ale kiedy wracaliśmy do auta zobaczyłam tablicę reklamującą lody z mojej ukochanej pracowni (tej od rogali!:)) piekarni Natura. A na tablicy lody gianduia, eton mess, mascarpone z bazylią i żurawiną, a także... szparagowe! Musiałam spróbować. Padło na giaduię i mascarpone, chociaż te szparagowe też kusiły ale zabrakło odwagi. O matko... to zdecydowanie najlepsze z lodów, jakie ostatnio jadłam.


czwartek, 19 maja 2016

140.2016

19/05 - obudziłam się koło 4 rano i przewracałam z boku na bok.
           Nie wiedziałam czego spodziewać się w pracy, więc oczekiwałam
           najgorszego, toteż przeżyłam niemały szok z powodu miłego
           i przyjaznego przyjęcia.
           Dokupiłam 3 pelargonie, 1 begonie i 2 cynie. Przesadziłam do
           donic i w nieustającym zachwycie słucham audiobooka !
           W polsacie w "Przyjaciółkach" Mariusz Bonaszewski... zamykam oczy,
           ten głos rozkłada mnie, troszkę rzuca na kolana, a na pewno sprawia,
           że miękną mi kolna i przed oczami pojawia się HH :D



139.2016

18/05 - ostatni dzień na chorobowym. Dobrze minął ten czas, chociaż szybko.
          Pieliłam w ogródku, choć to eufemizm... rwałam zielsko naręczami !
          Posadziłam kwiaty w donicach i na leżaku słuchałam. Skończyłam  "Projekt..."
          i zaczęłam Zaginioną dziewczynę, z myślą, jak dobrze, że Cię mam eM :*

139/366

Zły dzień? Zły tydzień? Zły miesiąc? Zły rok? 
Czuję jak wszystko spada, rozpada się, wali. A ja powoli tracę kontrolę nad rzeczywistością. Wracam do domu zmęczona tak, jakbym tonę węgla przerobiła. Jedyne na co mam ochotę (bardziej potrzebę) to położyć się spać. Co dobrego wczoraj? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nic? Ciemne myśli, ciemne chmury.
A moje sięgające zenitu rozdrażnienie połączone z dojmującym smutkiem jasno pokazuje, że jednak muszę przeprosić się z antydepresantami.
Na poznańskiej grupie książkowej kupiłam po taniości tę książkę. Nie wiem, czy to akurat dobry pomysł zważywszy, że opowiada bardzo dramatyczną historię. Ale ja po prostu lubię kupować książki. Nawet jeśli nie zawsze je czytam.

środa, 18 maja 2016

138/366

Szaro, buro, zimno. Wieje, pada. A mój nastrój tak bardzo adekwatny do pogody...
Dobrze, że w domu ocalał ostatni kawałek sernikobrownie z rabarbarem. Dobrze, że jest ekspres parzący idealną kawę. I dobrze, że bardzo rozgarnięte dziecko właściwie samo odrabia lekcje - ja tylko zerkam, sprawdzam i chwalę po czym z radością zmykam na kilkanaście minut popołudniowej drzemki.

wtorek, 17 maja 2016

138.2016

17/05 - rano byłam na przeglądzie techniczne auta.
          Koło południa przyjechała po mnie I. i zabrała do T. po kwiaty,
          a następnie na swoje ranczo, zadbane i niesamowicie piękne, wręcz
          zjawiskowe miejsce. Wpół dzikie koty sprawiające wrażenie oswojonych,
          kawa, croissanty i masa zieleni...

          A na ostatnim zdjęciu moje zakupy :)        








137/366

Dokonało się pierwsze zmywanie naszym Elektroluxem:)
Och, jak pięknie wyglądają kieliszki, bez zacieków, bez polerowania!
Wieczorem zapaliłam kominek zapachowy. Na talerzyku był już przygotowany jakiś wosk. Poszłam kąpać G. i kiedy wróciłam cała sypialnia cudownie, słodko, pudrowo ale i delikatnie, pachniała. A ja nie mam pojęcia, który to wosk! Żaden wąchany "na sucho" nie odpowiada temu zapachowi, który czuję...

[tak naprawdę to pisaniem/myśleniem/zajmowaniem się pierdołami maskuję ten niepokój, który się pojawił. w przyszły czwartek szpital. przyjęcie na oddział. narkoza. operacja. noc w mikroskopijnym, szpitalnym pokoiku. czuję jakbym miała przed sobą jakiś Mount Everest do zdobycia.]

137.2016

16/05 - zrozumiałam, że K. (z U.K) zakochała się w tym filmie, 
          więc, żeby się zrelaksować, obejrzałam... Myślałam, że po z łóżka się
           nie podniosę. Bo K. śnił się Vincent Cassel, i ona się w tym śnie w nim
           kochała - jak się później okazało. Dla odreagowania włączyłam Allena
           Poznasz przystojnego bruneta i to faktycznie był miód na moje serce,
           poza tym słuchałam "Projekt...", zrobiłam frytki i grałam w kulki :D

poniedziałek, 16 maja 2016

136/366

Dłuuugo spaliśmy. Jednak uwielbiam to niedzielne, nieprzyzwoicie długie zaleganie w łóżku. Na obiad przychodziła mama i J. (w ramach zaległej kawy imieninowej). Zrobiłam pizzę ze szparagami owiniętymi w szynkę parmeńską i z plastrami mozzarelli. I drugą z gruszką, rokpolem, orzechami i listkami mięty. Upiekłam też sernik. Przed pieczeniem byłam bardzo sceptycznie nastawiona (do masy serowej tylko jedno jajko? i to się uda?). A jednak... sernik na spodzie brownie, z rabarbarem, okazał się wyśmienity. Spód delikatny i mocno czekoladowy, warstwa serowa cudownie kremowa, mazista - taką lubię najbardziej; i warstwa rabarbaru - kwaskowa, ożywcza. Chyba na długi czas to będzie mój ulubiony przepis na sernik.
Mama zapowiedziała, że w prezencie dostanę coś, co od dawna chciałam sobie kupić. Długo myślałam i nic nie przychodziło mi do głowy. A prezentem była... kiełkownica, co bardzo mnie ucieszyło i już nie mogę się doczekać pierwszych kiełków z mojej własnej hodowli;)

135/366

Poranne zakupy na Rynku Wildeckim. Patrzę na stery zielonych szparagów, truskawek, rzodkiewek i tracę rozum. Za to przebogactwo zielone i świeże kocham, po prostu kocham maj. Do domu kupiłam tajemnicze kwiaty i sadzonki mięty (trochę zaniemówiłam, kiedy okazało się, że odmian mięty jest kilkadziesiąt!), od sąsiada dostałam niezapominajki. A w Auchan trafiliśmy na pokaz kuchni orientalnej i mogliśmy spróbować marokańskiego tażin przygotowanego przez uczestnika Hell's Kitchen (który odbywał staż w Atelier Amaro). Na naszą wieczorną obiadokolację przygotowałam filety z kurczaka w sosie śmietanowym/pesto ze szparagami. Nawet moje dziecko uznało, że pyszne bardzo:)

134/366

G. zażyczył sobie spania u babci. To odwieźliśmy, ukochaliśmy i... pojechaliśmy do centrum. Trochę zimno, nie przewidziałam i nie wzięłam żadnego swetra czy marynarki. Fajnie tak wieczorem zobaczyć Stary Rynek, ilość nowych miejsc, i tak dalej. Niemniej fakt, że po tym naszym rynku przemieszczają się dzikie tłumy sprawiał, iż z wielką radością pojechaliśmy do nieco mniej zatłoczonej dzielnicy miasta. I po półgodzinnym oczekiwaniu w aucie, w akompaniamencie listy Trójki zjedliśmy - na bogato - kraszkebaba. Wracając do domu słuchaliśmy Fisza/Emade. Ta płyta jest magiczna, czarowna i uzależniająca. Lubię panów Waglewskich, lubię dźwięki przez nich grane, lubię słowa. I nawet nie potrafię wskazać, który utwór najbardziej. Ta płyta to całość. Genialna całość.

136.2016

15/05 - spacer rozpoczęty od starego mostu w wietrze i zacinającym deszczu.
           Przerwa na hot-doga na Statoil. Pogodowo 2 dni w 1, bo po wyjściu
           słonecznie,  bezwietrznie, ciepło. Sama siebie zaskakuje lubieniem
           nie-handlowych niedziel :)

sobota, 14 maja 2016

135.2016

14/05 - przyszedł w życiu taki dzień, którego wyczekiwałam :)
           Nie przewidywałam okoliczności, ale miałam nadzieję, że nastąpi.
           Odwiedziliśmy z D. syna nr1 w O. Najpierw w pubie, w którym
           pracuje, zamówiłam pizzę, D. burgera i nie stać mnie na obiektywizm :D
           To była absolutnie najwspanialsza pizza jaką jadłam w życiu :D



                     Potem w CH kupiliśmy dziecku nr1 parę rzeczy, byliśmy w akademiku.
                     Tak zmężniał ten nasz chłopak, wydoroślał, był taki zadowolony,
                     serdeczny, miły i wesoły... podejrzewałam, że może taki być :)))
                    

piątek, 13 maja 2016

134.2016

13/05 - piątek. Poranny zjazd psychiczny...
           Potem było lepiej. Skończyłam słuchać "Syna" i nie mam zdania :)
           Czuję się wymęczona, a mam wrażenie, że to dobra książka !
           Wygrzebałam z piwnicy leżak, ustawiłam na tarasie, ułożyłam ciało
            na słońcu i zaczęłam słuchać "Projekt "Rosie"". Z kotą obok. Ulga ! :)

         
              Mail od siostry :* Stabilna wreszcie rozmowa z mamą.
              Krótka przejażdżka po prawie tygododniowej przerwie autem,
              a w radiu lubiana od dawna :)


133/366

Odebrałam dziecko ze szkoły. W maju tylko A za zachowanie i pracę na lekcji, czas najwyższy aby to nagrodzić. Pojechaliśmy do lokalnej filii Lodów Naturalnych z Cytadeli. Mascarpone z miodem i orzechami są cudowne! W okolicy rezyduje nasz weterynarz więc weszliśmy okazać Zaspę i zaaplikować jej kilka środków (między innymi obrożę antykleszczową). A ponieważ chłopaki trochę kręcili nosem na moją propozycję domowego obiadu (zupa botwinkowa - jak można nie lubić?) - dałam się namówić na pizzę i białe wino. To było cudowne, rozleniwiające i autentycznie przyjemne. I chyba najwspanialsza w tym była spontaniczność w sprawieniu sobie przyjemności.

czwartek, 12 maja 2016

133.2016

12/05 - przyszła do mnie A., przyniosła bzy. Upiekłam ciasto z mąką owsianą.
            Rano czułam euforyczną radość, że jestem w domu.
            Ale dzień kończy przygnębiająca wiadomość o śmierci Pani Marii Czubaszek.
            Takie to jakieś niewiarygodne, że tylko można prychnąć...         
           
        


132/366

Wspięłam się na wyżyny zorganizowania i nie dość, że rano zdążyłam przygotować śniadanie do pracy, to nawet w szkole byliśmy pięć minut przed czasem, czyli o 7:45. A wieczorem napisałam dwa krótkie opowiadanka, żeby G. mógł ćwiczyć ze zrozumieniem czytanie krótkich tekstów. Jedno z nich było o małym, czarnym psie, który śpi w sercu małego chłopca...

(zainspirował mnie ten tekst. ale uprzedzam - przed czytaniem konieczna jest chusteczka. jest piękny, prawdziwy i niezwykle wzruszający)

132.2016

11/05 - późnym wieczorem poprzedniego dnia spytałam, czy mogę
           dostać tabletkę nasenną, bo obawiałam się, że po dużej części
           dnia spędzonego w łóżku w pozycji horyzontalnej i z zakazem
           wstawania, nie prześpię nocy. Niestety, okazało się, że należało
           o tym wspomnieć podczas wieczornego obchodu. Ale usłyszałam:
           jest pani młoda, ma pani audiobooka, na pewno pani zaśnie.
           I prawda, tak było, 15x w ciągu tej nocy :)
           Jednak i tak dzień minął pod hasłem: kto mi dał skrzydła ? :)
           Gdy już mogłam wstać ! bez cewnika ! umyć się !
           zjeść po 2 dniach głodówki owsiankę i usłyszeć, że wychodzę do
           domu, wszystko inne przestało mieć znaczenie ! :)

131.2016

10/05 - za przychylność losu uznaję fakt, że byłam w sali sama.
           Jeśli o organizacji oddziału świadczyłaby praca wyłącznie
           pielęgniarek, położnych i salowych, to mogłabym lokalny
           szpital polecać w ciemno. Sprawności i  życzliwości, z jaką pracują te kobiety,
           nadęci lekarze powinni się uczyć. Na teraz to wzruszające,
           w czasie rzeczywistym uspokajające, gdy uprzedzały co się będzie działo,
           rzeczowo wyjaśniały, odpowiadały spokojnie na pytania.
           Na sali operacyjnej były same kobiety, pomocą anestezjolog okazała się
           moja szkolna koleżanka, której nie widziałam ze 20 lat i nie poznałam jej,
           i choć nigdy nie byłyśmy zaprzyjaźnione była bardzo serdeczna.
           W ogóle ten dzień odczuwam jako zetknięcie z ogromną siłą i potencjałem
            kobiet.

130.2016

09/05 - ostrość z jaką zapamiętałam ostatnie 3 dni daje mi nadzieję, że
          jednak z moją pamięcią nie jest tak źle, a jedynie wrażeń mam
          na co dzień za mało.
          Z zaufaniem do pielęgniarek wyszło mi 100%, natomiast lekarze
          pozostają w dalekim tyle. Żeby jeszcze arogancja i całkowity brak
          empatii był wynikiem geniusza na poziomie serialowego dr House,
          to byłabym w stanie zrozumieć. Prezentują w porażającej większości
          butę, chamstwo i prostactwo rodem z PRL-owskich filmów Barei.
         
          Dobrze, że wzięłam ze sobą Koty, bo badanie usg było tak bolesne,
          że po powrocie złapałam za cienkopisy i z wielką ulgą odreagowałam.


           Największym plusem był dla mnie kontakt ze światem, bliskimi
           ludźmi, rozmowa z eM., fakt, że do szpitala przyszli D., mój tata, B i L,
           i zgoda tych wszystkich na to, że przeżywam po swojemu całą
           tę - przecież nie dramatyczną - sytuację. Wielokrotnie w życiu czułam
           się samotna, pozostawiona sama sobie, a teraz było zupełnie inaczej...

środa, 11 maja 2016

131/366

Wiadomość dnia dotarła smsem, który odebrałam podczas szkolnego zebrania.
Sms brzmiał "kupiłem zmywarkę. i znalazłem dla niej miejsce".
Aaaaa! A dopiero zrobiłam zapas płynu do naczyń:))))

130/366

Nie było konwalii, nie było Milki. I chyba zabrakło trochę magii. Jednak są takie wiadomości, które zwalają z nóg i gwarantują nieprzytomność umysły i niezborność emocjonalną. 
A kiedy wróciłam do domu wyciągnęłam bujany fotel na trawnik. Ustawiłam w cieniu, zwinęłam się i włączyłam audiobooka. Wiał lekki wiatr, który strącał kwiatowe płatki z drzew. Obok spała Zaspa, pachniało suszące się pranie. I w tej domowej, ciepłej, słonecznej chwili była magia. Spokój, spokój, spokój... to chyba mój narkotyk. Czy to nie zaskakujące?

129/366

Długo spałam. Bardzo lubię budzić się, wstawać kiedy dzień jest w pełnym rozkwicie. Czuję się taka wolna, bez przymusu, rozleniwiona. Pojechałam do pracy, wróciłam pieszo. Wysłuchałam relacji i zachwytów z rowerowej wyprawy do Puszczykowa. I z kieliszkiem białego wina zaległam na bujanym fotelu...

128/366

Nie wiem, jak pokrętnymi ścieżkami krążył mój umysł, kiedy wpadłam na pomysł, że może bardzo dokładne sprzątanie kuchni oddali wizję remontu. Nie wiem. Wiem tylko, że spędziłam duuużo godzin czyszcząc kafelki, okap, szafy, znosząc do piwnicy naczynia, których nie używamy. Ale wizji remontu to niestety nie oddaliło. Za to mam bardzo uporządkowaną kuchnię.
Na obiad pyszna sałatka szparagowa i wino, hiszpańska Cava. Słońce, wspaniały wywiad z Moniką Brodką w Trójce, taka sobota.

127/366

Piątek. Kolejny szalony, zabiegany i na koszmarnym przyśpieszeniu. 
Poszłam do dentysty. Byłam przekonana, że mam dużo do zrobienia. Takich drobiazgów, którymi warto zająć się już, zanim sytuacja stanie się poważna. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że do zrobienia mam... nic. Zapytałam, czy może chociaż kamień do usunięcia. Też nie ma. Bardzo sceptycznie zapytałam, czy pani na pewno dobrze sprawdziła. Pani dentystka spojrzała na mnie i powiedziała, że nie zna lekarza, który gdyby widział konieczność leczenia nie poinformował o tym pacjenta:) No to chyba trzeba uwierzyć...
A później był festyn szkolny, pyszne ciasta (na moje się nie załapałam!:/), fascynująca przygoda w "Pracowni Alchemika". Bardzo zmęczona, ale i spełniona, wróciłam do domu i padłam.

niedziela, 8 maja 2016

129.2016

08/05 - odwlekałam do 22-ej pakowanie. A potem przełożyłam na rano :)
           ale opamiętałam się i czuję ulgę, że torba i plecach spakowane,
           bo tak jak podpaliłam cały swój świat, zaangażowałam w swoje
           przeżywanie, tak też spakowałam się, jakbym wyjeżdżała na miesiąc,
           a to raptem - mam nadzieję - trzy-cztery dni.

128.2016

07/05 -zamykam oczy i przeglądam wczorajszy dzień. Uśmiecham się,
          gdy myślę o wspólnym jedzeniu z D. i I. w Olimpie. Kawałek
          czasu dobrej jakości bycia razem. Widocznie to najlepsze warunki
          dla takich ludzi jak my, ja, on.
          Napisałam do P., ponieważ chciałam upewnić się, czy nie zaszły
          zmiany odnośnie wakacyjnych warsztatów. Zaskoczyło mnie jego
          pytanie, co u mnie, a potem jego odpowiedź: życzę Ci spokoju
          i zaufania, że jesteś w fachowych rękach-na te najbliższe dni.
          Przyjmuję życzenia :)

sobota, 7 maja 2016

127.2016

06/05 - poranna wiadomość od T., czy pytać o moje samopoczucie,
           nastawiła mnie jakoś lepiej do świata :)
           Podejrzenie, że Olo to bardziej pies ukryty w kocim ciele, niż po prostu kot,
           potwierdza się. Wróciłam do domu i usłyszałam miauczenie.
           Obeszliśmy wszystkie możliwe drzwi.
           Okazało się, że Olo - jak rasowy pies - stał pod drzwiami frontowymi
           i domagał się wpuszczenia do domu.

piątek, 6 maja 2016

126/366

Strasznie zabiegany ten dzień, jednak system edukacji zakładający, że dziecko przebywa w placówce w godzinach 11-14 nie sprzyja efektywnej pracy. I chyba ten wyłom w harmonogramie dnia sprawił, że wieczorem czułam się strasznie zmęczona. Ale upiekłam ciasto na szkolny festyn. I minestrone na dziś:)
Zaczęłam też słuchać nowego audiobooka. Szyc czyta genialnie, książka jest lekka i zabawna chociaż trochę niepoprawna politycznie, cały jej potencjał rozrywkowy tkwi w postawie głównego bohatera (wszelkie objawy pozwalają podejrzewać zespół Aspergera) skonfrontowanej ze "zwykłymi" ludźmi. Ale słucha się rewelacyjnie i ze wstydem przyznaję, że w wielu momentach głośno się śmiałam.

125/366

Rano zadzwonił M. z życzeniami. Akurat pilotował szkolną wycieczkę więc... poprosił dzieci aby odśpiewały dla mnie "sto lat". Byłam przekonana, że puścił to z taśmy, ale kiedy dzieci na hasło "na cześć Moniki" odkrzyczały "hip hip hura!" uznałam, że to na żywo i bardzo wylewnie podziękowałam wesołemu autobusowi. Szczerze mnie to wzruszyło, rozbawiło i szalenie zaskoczyło. 

czwartek, 5 maja 2016

126.2016

05/05 - natknęłam się w biedrze na kolorowankę z motywem kotów
          i nie mogłam się oprzeć :) Wczoraj kredki w tesco i zajęcie dla
          rąk w czasie słuchania audiobooka mam ! :)


         

125.2016

04/05 - kolejna tęcza na niebie, pączek z Tesco, wizyta u kosmetyczki
           i spodnie, które oglądałam kilka dni z rzędu, zastanawiają się, czy
           mnie na nie stać, zrobiły mi bardzo przyjemny dzień :)


środa, 4 maja 2016

124/366

Dzień wyjazdu. Dla mnie zawsze smutny. Więc... przekornie postanowiliśmy go "odsmucić". Najpierw długi spacer do 16 południka, powrót brzegiem morza. Wyjazd do Gąsek i spacer po mojej najbardziej ulubionej z nadbałtyckich plaż. I chociaż nie miało być smutno, to... ta słoneczna, bezwietrzna aura, puste plaże, miękkie majowe światło sprawiły, że miałam łzy w oczach. Być może nad morze wrócimy jeszcze w tym roku, ale z pewnością nie będzie już tej pustki i ciszy, którą tak bardzo lubię, która pozwala doskonale wsłuchać się w siebie.





I powrót do domu...
Zachwycają mnie majowe krajobrazy: te żółte pola kwitnącego rzepaku,  delikatnie zielone pierwsze listki brzóz. Słuchaliśmy Trójkowego Topu Wszech Czasów śpiewając głośno i dużo, bo właściwie tam takie piosenki, których nawet jeśli nie lubię to i tak znam słowa. Aż żałowałam, że podróż skończyła się w okolicach dziewiątego miejsca;)  




123/366

I kolejne przedpołudnie na plaży. Słońce grzało tak mocno, wiatr wiał cudowny, nic nie sprzyjało wstaniu z koca, porzuceniu audiobooka. I nawet opaliłam się trochę więc mam już delikatnie zrumieniony dekolt, ramiona i pierwsze piegi:)




Obiadowo zaszaleliśmy i zjedliśmy smażonego dorsza w kołobrzeskim kutrze. Poprawiliśmy lodami i kawą w Świecie Lodów. Znane miejsca, znane smaki - jestem jak inżynier Mamoń - nie potrzebuję odkrywać, lubię to, co znam. Chyba stęskniłam się za Kołobrzegiem. Tym razem odkrył przed nami te iskrzące się wczesnowiosenną zielenią parki, kwiatowe dywany i spokój. Spotkaliśmy się z G., dla której przywieźliśmy poznańskie rogale a dostaliśmy słoik śledzi w śmietanie. Razem poszliśmy na plażę, na brzeg po drugiej stronie Parsęty, obejrzeć zachód słońca. Do domku w Chłopach jechaliśmy kiedy było już ciemno. Zmęczeni słuchaliśmy płyty Fisza/Emade "Mamut". Pusta, ciemna droga, nawiew ciepłego powietrza w samochodzie,  te dźwięki, słowa... chwila, którą chce się zatrzymać. Chwila czystego, miękkiego szczęścia.



122/366

Niedzielne przedpołudnie na plaży. Pod wydmą, gdzie najmniej wiało. Zajadaliśmy się jeszcze ciepłą wędzoną rybą, a wokół było pusto i cicho. Wzrok odpoczywa, duch się regeneruje. 
Po południu pojechaliśmy do Gąsek. Rodzice W. zaprosili nas na grilla. Dzieciaki zajęte sobą więc mogliśmy w spokoju rozmawiać, jeść i pić. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w podobnej sytuacji towarzyskiej;)


121/366

No i pojechaliśmy nad morze.
Chłopy są cudowną, nadmorską wioseczką. Przed sezonem pustą i cichą. Ale potrafię wyobrazić sobie, jak będą wyglądać za dwa miesiące. Zaraz po rozpakowaniu walizek poszliśmy nad morze. Stałam na ciepłym, miękkim piasku i patrzyłam na turkusową wodę. Zachwyciła mnie reakcja Zaspy na widok morza i ogromnej piaskownicy - to zdziwienie na pysku, próby łapania fal. Morze w maju... wspaniałe. 








120/366

Pisałam już, że uwielbiam te domowe dni? Nawet te wypełnione praniem, sprzątaniem i pieczeniem. Bez pośpiechu rozprawiłam się z obowiązkami, wygrzałam się na tarasie, odebrałam G. ze szkoły i spakowałam walizki na wyjazd. I upiekłam drożdżowy placek. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności spróbowania jeszcze ciepłego, pachnącego masłem i rabarbarem:)
I pomimo, że wieczorem naprawdę czułam fizyczne zmęczenie to... jakoś odpoczęłam.

119/366

Po koszmarnym i ciężkim dniu natrafiłam w tv na jeden z moich ukochanych filmów. Zadziałał jak balsam na zszargane nerwy, kolejny raz wywołał śmiech, łzy wzruszenia. Uwielbiam! Sprawdziłam ile lat miała Meryl grając Donnę. Otóż miała 59 lat, w co oczywiście nie wierzę, we wszystkich jej biografiach musi być pomyłka. I tak, kolejny raz banalny film, z piosenkami których nie lubię (w oryginalnych wykonaniach bo te przykre dla ucha interpretacje Brosnana są mi niezwykle miłe - nie tylko ja nie umiem śpiewać!), niewiarygodnie poprawił mi nastrój.


wtorek, 3 maja 2016

124.2016

03/05 - rower wymyty i odświeżony, potraktowany również plakiem :)
            Przejechane ze 20 km. Podczas postoju obserwowaliśmy pewną parę.
            Pani stała przy 2 torbach i koszu kwiatów mniszka, pan starał się
            otworzyć samochód, ale pilot odmawiał współpracy. D. podszedł
            i zaproponował scyzoryk do rozbrojenia pilota. Lubię takie przypadkowe
            sytuacje, w których mogę dostrzec sens. Pan pilota rozłożył, samochód
            otworzył z widoczną ulgą. Zakładam, że to było ICH auto :D



            Nie słuchałam Topu Wszech Czasów, za wiele emocji by mnie to
            kosztowało na dziś, ale jestem dumna z pierwszego miejsca :)


123.2016

02/05 - po pracy bardzo chciałam na rower ! Jazda coraz bardziej
          mnie odstresowuje. Miejscówka obok Kultowni była zajęta,
          więc siedliśmy na schodach z drugiej strony, wyciągnęłam michałki,
          D. miał kawę, słońce świeciło i było dobrze :) Mimo, że deszcz nie
          padał, zjawisko zaobserwowane zarejestrowałam :)



122.2016

01/05 -kupiłam w sobotę w biedrze hamburgery, surowe, uformowane mięso
          wołowe... i jak nie lubię, tak się zakochałam ja i syn nr2 :))
        
          Po południu przejechaliśmy z D. obwodnicę na rowerach, podjechaliśmy
          do Orlenu na hot-dogi. I w sumie, taki dzień, gdy handel nie działa
          (poza stacją benzynową :)) nie robi mi tak bardzo, jak się tego spodziewałam.

121.2016

30/04 - ostatni dzień kwietnia, od rana br1. Znalazłam niepłatny
           parking, czym uratowałam 6 zł i sprawiło mi to frajdę :)
           Po pracy kawa z D. w ulubionej kawiarni, a potem padłam w domu
           i spałam do północy.

120.2016

29/04 - dość nerwowy piątek w pracy, potem br1.
          Ogarnia mnie  przedszpitalna obsesja, a im więcej słyszę,
          że to nic takiego, tym większą złość czuję. Ale chyba nie
          mam recepty i każda reakcja otoczenia by mnie irytowała.
          Jako antidotum sprawdza się jazda na rowerze :)
          Wieczorem urodziny L. Kupiliśmy azalię japońską :)