sobota, 30 lipca 2016

212.2016

30/07 - kilka godzin w br1, prawie skończyłam, więc poczułam
           jak spadł mi kamień z serca :)
           Po powrocie do domu zrobiłam burgery, staję na rzęsach :)
           wychodzą coraz lepsze. Wkrótce futryna powie: dość !
           Bułka z masłem stroną wewnętrzną grillowana, na to ketchup,
           plasterki korniszona, rukola, wołowy kotlet z rozpuszczonym
           ementalerem, majonez, pomidor, spieczony plasterek boczku x2
           i druga część bułki, jednym słowem: milion kcal :/
         
           Z przyjemnością oglądam ŚDM, porusza mnie bardzo papież
           Franciszek, a jego słowa - niech Bóg błogosławi Wasze marzenia -
           przyjmuję głęboko do serca...

211.2016

29/07 - popołudnie spędziłam na kanapie. Świetnie usypia mnie "Lucyfer" :D
          Przypomniałam sobie kilka piosenek, bowiem opiekun złodziei
          bardzo usilnie pracuje nad moim samopoczuciem :) Ale staram się być
          dzielna i nie dać się sprowadzić na manowce.


210.2016

28/07 - działanie... dużo pozytywnych emocji przeżyłam pisząc i wysyłając
           pewnego maila. Już widzę siebie poznającą magiczny K. a jednocześnie
           drugą, skrajną możliwość. Jakkolwiek to się potoczy, w październiku
           chciałabym wybrać się tam na dobry, przyjemny spacer.

piątek, 29 lipca 2016

210/366

Rano pozwoliłam włosom wyschnąć, lekko podsuszyłam je suszarką i okazało się, że w ten sposób powstaje bardzo ładna rozwichrzona fryzura. 
Wieczorem pojechaliśmy po mamę, która była na działce u koleżanki, za miastem. Lubię te nasze późnopopołudniowe przejażdżki, z ulubioną muzyką, kiedy słońce powoli chyli się ku zachodowi. Na polach leżą już baloty zebranej słomy. Poczułam, że ściska mi się gardło z tej tęsknoty za latem, które będzie jeszcze tylko chwilę. Widok uprzątniętych pól zawsze tak na mnie działa - budzi smuteczek, nutkę nostalgii i jakiś zachwyt, tym swojskim, pięknym krajobrazem. I tęsknotę za urlopowym wyjazdem też budzi.

[a to piosenka dziś zasłyszna. ale bardzo pasuje.]


czwartek, 28 lipca 2016

209.2016

27/07 - listonosz przyniósł przesyłkę do pracy. Bardzo się ucieszyłam,
          bo czekałam ponad 2 tygodnie, ale nadal modele od Ewy Michalak
          sprawdzają się najlepiej !
          W br2 skończyłam wstępnie, zostały jeszcze ewentualne zmiany.
          Przed 22-gą zasnęłam, ledwie dałam radę dotrwać do końca czwartego
          odcinka "Lucyfera". Szczerze, to nie wiem za co na nota 7,8.
         

209/366

Długo (bo od lutego) przymierzałam się do spróbowania kaszy bulgur. Wczoraj wreszcie zmobilizowałam się i... jestem zachwycona łatwością i szybkością przygotowania, smakiem, strukturą. Oczywiście nie rozumiem dlaczego dopiero teraz to odkrycie:)
Na fali tej radości pognałam do CCC i kupiłam na wyprzedaży sandały. Ja, człowiek któremu zakup sandałów zawsze przychodzi z trudem, gdyż w większości fasonów moje stopy brzydko wyglądają, są za szerokie albo bardzo skracają wizualnie sylwetkę, kupiłam dwie (DWIE!) pary. Na stronie nie wyglądają szczególnie zachęcająco, za to na żywo, na stopach, przy lekko opalonej skórze i paznokciach pomalowanych czerwonym lakierem...:)

środa, 27 lipca 2016

208/366

A w pracy cisza i spokój. Prawie wszyscy w mieście B. I tak do piątku.
W domu zjadłam resztę moich sobotnich pierogów z jagodami. Poważnie zastanawiam się czy jeszcze w ten weekend nie uruchomić manufaktury pierogowej i nie zamrozić wuchty. Bo po przemrożeniu są jeszcze lepsze. Po obiedzie poszłam na spacer z G. Fajnie się z nim dyskutuje o różnych, coraz bardziej poważnych, a z pewnością wymagających pewnej wiedzy, sprawach. Kupiłam mu lody Oreo, które smakują jak piasek z cukrem, a nam do domu - pudełko rożków. I tak do późnego wieczora graliśmy, śmieliśmy się i opowiadaliśmy sobie o morzu. 
Wieczorem nałożyłam maskę, którą - przyznaję ze wstydem - kupiłam tylko dlatego, że urzekło mnie opakowanie. I zaległam z książką. Po raczej ciężkich, skandynawskich klimatach wybrałam coś bardzo lekkiego:)

208.2016

26/07 - wrzuciłam w google hasło: "facet z bukietem kwiatów" i taki akrobata
           ukazało się moim oczom :)) Rozbawia za każdym razem, gdy spojrzę.

                   Za to ten gest (i pan) mnie rozczulił, sprawił, że poczułam się poza
                   wiekiem i wyglądem, chyba poza swoim życiem tak w ogóle.
                   W ramach imienin los obdarował mnie wymianą sms-ową z pewnym
                   opiekunem zbolałego złodzieja :)

wtorek, 26 lipca 2016

207/366

Ostatnie dni były tak zabiegane i zapracowane, że dopiero wczoraj wieczorem znalazłam chwilę, aby usiąść z książką na moim nowym szezlongu, wypić kawę. Owszem, miałam chwilę wcześniej ale mebel stoi w miejscu, które nie zapewnia grama cienia, a siedzenie w pełnym, lipcowym słońcu to zdecydowanie nie moja bajka. Szkoda tylko, że radość nie trwała długo, bo wygnały mnie komary. 
Zatem - pragnę markizy (jakkolwiek dwuznacznie to brzmi:))!

207.2016

25/07 - najwyraźniej z tymi prezentami od D., to jakaś seria :)
           Zostałam obdarowana tym razem czarnym mydłem.
           Zapach ma niemniej kontrowersyjny niż mydło Aleppo.


         
           
              Czasem tak jest, że coś zrobię do jedzenia lub gdzieś coś jemy
              i gadam - jak dotąd kojarzę tylko kobiety w takiej sytuacji -
              i pojawia się idea, że można zrobić inną wersję danej potrawy.
              Przyznaję, że drażni mnie to do tego stopnia, że pamiętam latami takie rozmowy !
              A tymczasem... wieczorem syn nr2 zmielił herbatniki i wydrylował wiśnie.
              Rozpuściłam białą czekoladę, do herbatników zamiast kakao dodałam migdały
              i wykonałam wariację nt tarty z musem czekoladowym i malinami...
              Fakt, że odpuściłam sobie oprawę estetyczną !

              Zaczęliśmy oglądać z synem nr2 nowy serial



             
         

206.2016

24/07 - czasem można obserwować, jak kot podskakuję  na czterech, sztywno
            napiętych łapach z wygiętym do góry kręgosłupem. To tak widzę
            siebie mentalnie w sytuacji, gdy dostaję upominki od D. Nie bardzo
            wiem, czy zakwalifikować to do kategorii szczęścia. Gdy nabiorę trochę
            perspektywy, umysł twierdzi, że tak... Wybraliśmy się na rowery i na ławce
            dostałam rękawicę Kessa i mydło Aleppo. Tę pierwszą do masażu na wciąż
            obolałe nogi. Mydło też podobno czyni cuda :)



         

205.2016

23/07 - rano pojechałam po bułki, croissanty i brzoskwinie.
          Długo dusiłam cebulę na maśle, żeby usmażyć z nią jajecznicę
          z wiejskich jajek. Bardzo chciałam, żeby moi goście czuli się dobrze,
          i żebym mogła choć odrobinę zrekompensować rezydowanie syna
          nr1 u nich w mieszkaniu. Po śniadaniu, obejrzeniu zdjęć z ich podróży
          do NY - i tak, pierwszy raz naprawdę przemknęła mi myśl, że chciałabym
          zobaczyć to miasto - pojechaliśmy nad Narew na długi spacer wałem
          wzdłuż rzeki. Wieczorem podjechaliśmy do Nikko Sushi, zjedliśmy zupę
          won ton z pierożkami, smażone sushi - pomyślałam, że może eM. się skusi
          w przyszłości, bo ryba jest mniej surowa :) - oraz smażone kulki lodowe.
          Dla mnie te potrawy były idealne w smaku, czułam najprawdziwszą rozkosz
          jakiej może dostarczyć jedzenie !
          Wieczorem K. i W. odjechali... W domu zrobiło się cicho i jakoś smutno...

poniedziałek, 25 lipca 2016

206/366

Rano zrobiłam tartę z kurkami i serami. A także ten mus czekoladowy z malinami, na kruchym spodzie. I pojechaliśmy za miasto, na działkę rekreacyjną rodziców M (a także nad jezioro, w którym L., G i Zaspa postanowili się wykąpać). Uwielbiam nawet te krótkie wyjazdy, podróż wśród kukurydzianych pól, z rysunkiem pracujących na horyzoncie kombajnów. Na miejscu zostaliśmy podjęci wspaniałym, domowym obiadem: zupą pomidorową z ryżem, gulaszem, ziemniakami i fasolką szparagową. A wszystko w takim tradycyjnym ujęciu: zupa zabielana śmietaną, fasolka polana masłem z bułką tartą. Uwielbiam tę prostotę, tę domowość smaków także dlatego, że ja tak nie umiem. Niby wiem jak, niby doprawiam a tej specyficznej nuty babcine kuchni nie umiem uchwycić, odnaleźć.
Tarta z musem czekoladowym była wyśmienita. Na przyszłość muszę pamiętać, żeby z podanych proporcji robić ją na większej tortownicy. Ale połączenie czekoladowej pianki i malin - obłędne.

Wróciliśmy do domu, kiedy już się ściemniło. Naprawdę odpoczęłam a przede wszystkim poczułam wielką serdeczność płynącą od ludzi. A tego ostatnio bardzo mi potrzeba.

205/366

Sobota pod znakiem rozpusty kulinarnej. Na śniadanie śliwki pieczone z cynamonem, podane z jogurtem greckim i płatkami. Na obiad ulepiłam duuuużo pierogów z serem, serem i jagodami i z samymi jagodami. Aż trudno mi uwierzyć, że kilkanaście tygodni temu domowa produkcja pierogów wydawała mi się umiejętnością, która mnie przerasta. A tymczasem jest to tak łatwe i odprężające, że jedynym moim zmartwieniem pozostaje falt, iż moje pierogi nie grzeszną urodą. Są nieforemne, nieco pokraczne a nade wszystko nadal w sferze moich marzeń pozostaje zwijanie brzegów w gustowną falbankę. Niby naśladuję ruchy podpatrzone na filmiku, ale... nie wychodzi. Za to smakują. Na kolację podałam makaron z kurczakiem, kurkami i sosem śmietanowym. A do tego białe wino. I obejrzałam  - kolejny raz - "List w butelce", i kolejny raz już od połowy z trudem hamowałam łzy.

204/366

Odebrałam paczkę z ubraniami zamówionymi w Reserved. 
Ale sama nie wiem. Chyba zmęczenie dało mi się tak we znaki, że na szybko przymierzyłam i jakoś nic nie wzbudziło mojego zachwytu. W przypadku dwóch bluzek mam wrażenie, że... są za duże. Albo fason niekompatybilny z moją figurą. I aż nie wierzę, że to piszę ale trochę już tęsknię za włożeniem ulubionej marynarki, która ładnie maskuje, robi talię i kryje to, co powinno być ukryte:) Jednak lato pod tym względem jest mało łaskawe.
I jeszcze weszłam do księgarni i zobaczyłam książkę, którą chcę.

sobota, 23 lipca 2016

204.2016

22/07 - przyjechała K i W. oraz Ivan, piękny pies rasy alaskan malamut.
          K. to dla mnie taka osoba, z którą mogę widzieć się raz na rok,
          a czuję jakbyśmy widziały się wczoraj. Odsmażyłam kugiel
          i podałam sałatkę z białej kapusty, która robi oszałamiającą karierę :)
          Wieczorem poszliśmy na długi, bardzo długi spacer z psami.
          A rozkrojona tarta wygląda tak.


           

piątek, 22 lipca 2016

203.2016

21/07 - zamiast tortu z truskawkami zrobiłam tartę z malinami, upiekłam
          kugiel i wstawiłam kapustę do kiszenia. Ale nie to było najszczęśliwsze :)
          Zresztą, to co uznaję za chwilę dnia ma dość niejednoznaczny wydźwięk.
          Ostatnio kilkakrotnie kupowałam chleb w markecie, na stoisku z obsługą.
          Już parę razy jedna z ekspedientek była... hmy... trudno powiedzieć,
          że niemiła. Po prostu nie odpowiadała na słowa: dzień dobry, dziękuję,
          do widzenia. I poczułam, że muszę, po prostu muszę umocnić ją w tej
          kwaśnej minie księżniczki, która w magiczny sposób wylądowała za ladą.
          Za chleb wart 1,59 zapłaciłam nominałami 1, 2 i 5 groszowymi.
          I nawet nie powiedziałam: do widzenia !


203/366

Dzień rozpoczął się piosenką. Piosenką, którą bardzo lubię, a którą nieczęsto można usłyszeć w radio. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pomiędzy szum suszarki do włosów wkradły się te dźwięki. Chwyciłam za telefon, żeby napisać do L. Kiedy wysyłałam sms usłyszałam sygnał przychodzącej wiadomości. To L. napisał do mnie dokładnie taki sam komunikat o treści "Słuchasz Trójki?:)"


Wieczorem zwlokłam się z łóżka, odłożyłam termofor i włączyłam nowy odcinek "Raya Donovana". Ten serial to majstersztyk: fabuła, aktorzy, wnętrza. Są sceny, które wbijają w fotel swoją dosadnością, wulgarnością ale i życiową prawdą. To serial pełen niezwykłych postaci, pokręconych, niejednoznacznych ale przede wszystkim znakomicie zagranych. Przy ostatniej scenie, rozmowie Abby i Raya, miałam łzy w oczach. Ta para to absolutna kwintesencja serialowej chemii, koszmarna we wzajemnej relacji, ale i do bólu namiętna. Chyba zaraz obejrzę ten odcinek jeszcze raz:)
A w serialu piękna piosenka Boba Segera. I zastanawiałam się, czy wstawić tu oryginalne wykonanie czy jednak scenę z filmu, w której śpiewa Liev Schreiber. Musi być scena z filmu. Ten krótki klip to kwintesencja tego, co w nim najwspanialsze.

 

czwartek, 21 lipca 2016

202/366

Mam piękny, rattanowy szezlong i stolik do kawy. Teraz tylko pranie poduch, umycie tarasu i ścian myjką ciśnieniową, i będę miała swój własny, cudowny zakątek na tarasie. To chyba największa radość wczorajszego dnia, taka moja, osobista. Bo firmowych powodów do radości też mam  kilka:)
Poza tym nareszcie poszłam do zdjęcia i złożyłam wniosek o wymianę dowodu osobistego. Na zdjęciu wyszłam absolutnie zgodnie z oczekiwaniami - czyli strasznie.  Zastanawiałam się, dlaczego właściwie tak bałam się tego zdjęcia? Jakie znaczenia ma fakt, że na dowodowym zdjęciu wyglądam potwornie? I to chyba po prostu strach, że ja naprawdę tak wyglądam. A teraz będę mieć tę smutną prawdę na zdjęciu. I będę musiała pokazywać ją ludziom, nie kryjąc się za uśmiechem, za okularami, grzywką czy przekrzywioną głową. To tak, jakby stanąć do zdjęcia nago i w dodatku mieć jeszcze zakaz wciągnięcia brzucha, uniesienia brody czy ściągnięcia łopatek celem wyeksponowanie biustu. Ale w końcu otrząsnęłam się. Matko, przecież to tylko dowód osobisty.

I pomalowałam paznokcie u stóp na czerwono. Na piękną, klasyczną czerwień. 
A to zawsze poprawia mi nastrój:)

202.2016

20/07 - przyszła Ir, przyniosła litewskie, bardzo twarde grylażowe
           cukierki. Pochawliła, że w tym roku mam ładne kwiaty na tarasie
           a potem jej poprzestawiała :) I nie ma co gadać, zmysł dekoratorski
           to Ona ma. Sukienkę z bonprix`a też pochwaliła, ale nakazała mi
           wciągać brzuch :))
           Potem sprzątałam dalej ! Ech, gdyby tak mi zostało...
           W Jysk-u  kupiłam z przeceny czarną satynową pościel
           oraz czarną szczotkę do wc, która prezentuje się bardzo stylowo :)
           A gdy już się położyłam do łóżka czułam każdy kręg swojego
           kręgosłupa i byłam naprawdę ale to naprawdę szczęśliwa
           w pozycji horyzontalnej ! :)

środa, 20 lipca 2016

201/366

Wracałam z pracy pieszo. Jakże się zdziwiłam, kiedy na drzewach rosnących wzdłuż alejek na szachtach zamiast kwiecia były już owoce. Tak, lato w pełnym galopie (reszty wniosków nie zapiszę, wszak to blog z założenia optymistyczny).
Wieczorem dziecko wróciło z wakacji. Jak fajnie było czekać na peronie, patrzeć jak z wagonu wyłania się mała sylwetka z plecakiem. I chwilę później poczuć, jak wtula się, a małe łapki obejmują szyję. A później obserwować jak chodzi po domu, sprawdza co się zmieniło, zagląda do lodówki...

Wieczorem zaczęłam słuchać "Idź, postaw wartownika" w interpretacji Karoliny Gruszki. Bardzo lubię jej sposób czytania, i lubię postać głównej bohaterki wykreowaną przez Harper Lee.

201.2016

19/07 - goście z UK nadjadą w tym tygodniu, jeszcze tylko konkretnie nie wiem
          kiedy. Może już jutro, więc zmusiłam się, żeby ogarnąć chatę. Syn nr1 nadal
          utrzymuje pozycję Mistrza Chaosu, co stwierdzam po spędzeniu w jego pokoju
          2 godzin i ogarnianiu tej stajni Augiasza, a dodam, że chłop już 3 lata tu na stałe nie
          stacjonuje. Zjechał z akademika, zostawił na podłodze cały swój niemały dobytek.
          Ustawiając w biblioteczce książki poprzesuwane przez koty znalazłam
          "Cud uważności" wydawnictwa Santorskiego z 1992 :)
          Przed północą, zupełnie wykończona przypomniałam sobie o małej, schłodzonej
          butelce cydru. Boskie uczucie :)
          Ach ! I zaczęłam czytać ! Książkę ! Papierowa :) i całkiem nieźle mi idzie.
         

wtorek, 19 lipca 2016

200/366

Przedziwny dzień. Niby dobra, pozytywna wiadomość a jednak nie bardzo wiadomo, jak się z niej cieszyć. Niby klient zrobił przelew ale... w wysokości 1/100 tego, na który czekamy. I tak to. Zapala się lampka, że dobrze, że fajnie a po dokładniejszym oglądzie - gaśnie.

W domu zebrałam się, chociaż bardzo, bardzo nie chciało mi się i powlekłam świeże pościele, posprzątałam pokój. Zapaliłam czerwoną świecę i dosłuchałam do końca "Zabić drozda". Cudownie było zasypiać w tej świeżej, pachnącej pościeli. Taka prosta przyjemność.

poniedziałek, 18 lipca 2016

200.2016

18/07 - nie ma co, dwusetny dzień roku uhonorowałam z przytupem !
          Mianowicie odebrałam dowód osobisty oraz zameldowałam się
          w swoim domu !!!

199/366

Spałam długo, leżałam jeszcze dłużej. A później okazało się, że w domu nie ma kawy. Były za to lody kawowe Mövenpick. I nawet w lodowej masie miały zatopione ziarenka kawy. Wprawdzie zrobione z czekolady, ale...
Kiedy już wykrzesałam z siebie siły do podjęcia życiowej aktywności usmażyłam ser z kminkiem. I zrobiłam bigos. Wyprałam kołdry i poduszki. I w poczuciu dobrze spełnionego na ponad siedem godzin umknęłam do stanu Alabama. Bardzo zaskoczyło mnie, jak doskonale czyta Joanna Koroniewska. Z jej osiągnięć aktorskich zam tylko jedną rolę serialową. A tu doskonała dykcja, wspaniała interpretacja. A kiedy zobaczyłam kadry z filmu, małą Mary Badham w roli Scout Finch, to zapragnęłam obejrzeć film. Jak to w ogóle możliwe, że jeszcze go nie widziałam?

 

198/366

W sobotę zajęliśmy się drzewem. Dopiero kiedy trzeba było je ściąć uświadomiłam sobie, jak wielkie było. Ile to liści, gałęzi, konarów. Puste miejsce po nim wygląda strasznie. Siadam przy oknie i zamiast zielonej korony widzę ulicę. Na tarasie nie ma cienia. Dom nagle taki odsłonięty, wystawiony na widok przechodniów. Dywagowaliśmy jakie inne drzewo można posadzić. I smutny wniosek - jakiekolwiek posadzimy nie da ono tego cienia, nie za rok, nie za dwa. Bardzo mnie boli ta strata. Chociaż to chyba głupie...

Kupiłam w Hebe "savon noir". Wizualnie i zapachowo to wybitnie obrzydliwy kosmetyk. Wygląda jak towot, strasznie nieporęcznie nabiera się z pudełka i równie nieciekawie aplikuje. Pachnie też mało zachęcająco. Ale to, jak gładką pozostawia skórę, jak miękką i miłą w dotyku, jest niewiarygodne.

Przed snem obejrzeliśmy trzy dostępne odcinki nowej serii "Raya Donovana". Niesamowite, mocne. Nie mam innych słów poza banalnym "wow!":)

197/366

G. wyjechał na krótkie wakacje. Odprowadziliśmy go na dworzec i dzielnie czekaliśmy, aby pomachać w kierunku odjeżdżającego pociągu. Taką miałam romantyczną wizję a tymczasem... co kilka minut tablica wyświetlała komunikat, że odjazd pociągu został opóźniony. Wytrwaliśmy na peronie 30 minut. No ile można? Pociąg odjechał, kiedy już byliśmy w pracy.

Po powrocie do domu z radością i bez wyrzutów sumienia położyłam się spać. I obiecałam sobie, że do soboty nie zrobię w domu absolutnie nic. Więc w ramach obiadu musieliśmy ratować się tortillą z Kraszkebabu:) Wieczorem obejrzałam kolejny z serii filmów o Harry Potterze. Jednak nie uwodzi mnie ta historia, mam wrażenie, że bez podbudowy lektury trudno połączyć wszystkie znaki, znaczenia. A ta część wydała mi się wyjątkowo nużąca i męcząca, co chwilę spoglądałam na zegarek wypatrując napisów końcowych.

niedziela, 17 lipca 2016

199.2016

17/07 - spotkanie w kawiarni z Il. Dobrze nam robi rozrzedzenie relacji,
           bo gdy już się spotkamy jest miło i serdecznie. Mówiłam jej
           o zabawie na FB las. Dla mnie bardzo ciekawa i jakoś budująca.
           W tym czasie wrócił z Woodstock syn nr2. Odebrał go z dworca D.,
           ale nie mógł sobie darować i przyprowadził go do kawiarni, żeby
           sprawdzić moją reakcję na fioletowe szarawary oraz skórzaną obrożę
           i bransoletkę nabijaną kolcami. Trochę mnie to rozśmieszyło,
           ale najbardziej ucieszyłam się, że mój dzieciak jest już w domu !
           Zrobiłam  kurczaka a`la KFC. Wyszedł całkiem przyzwoity :)
         
         
         

198.2016

16/07 - coroczne, przypadające w wakacje spotkanie z I., która
           z Wadowic przyjeżdża do rodziców.
           Nie dostrzegam po niej upływu czasu ani innych zmian.
           To chyba najbardziej mnie uderza, jej życiowa konsekwencja,
           żadnych zakrętów przy nieskomplikowanej szlachetności.
           Może to rys wymagającego nauczyciela przez nią przemawia :)
           Gadałyśmy cztery godziny, poszłyśmy nad Narew. Dzień był
           piękny, słoneczny. Gdy już się pożegnałyśmy dogoniłam ją,
           bo poczułam przemożną potrzebę zrobienia nam selfi.
           Tak jakoś sentymentalnie...
         

sobota, 16 lipca 2016

197.2016

15/07 - wizyta z tatą u dr K. bardzo podnosząca na duchu i dająca nadzieję.
          Lubię tego przyjaznego lekarza, który pogodnie i cierpliwie tłumaczy,
          idzie na rękę i mam wrażenie, że towarzyszy pacjentowi.
          Później sama byłam z wizytą u dr B., wszystko wygląda dobrze.
          Co prawda lekko mnie rozbawiła informacja, że Pani dr zajmuje się
          również medycyną estetyczną, bo w moim wieku to chyba lepiej
          inwestować w twarz :D

piątek, 15 lipca 2016

196/366

Nie pamiętam, kiedy ostatnio równie mocno wiało i padało. Deszczówka po brzegi wypełniła całą konewkę pozostawioną na balkonie. Wieczorem wiatr wyrwał z korzeniami naszego przytarasowego sumaka octowca. Chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że tej jesieni nie będzie za oknem feerii barw, liści mieniących się złotem i czerwienią. Nie, jeszcze nie dotarło, że za oknem będzie pusto, że taras został pozbawiony cienia a koty ulubionej drabiny na piętro.
Jakiś plus? Chyba taki, że w tę pogodę nikt nie chodzi do warzywniaka. Więc o 17 kupiłam ogórki do kiszenia, wiśnie i czarne porzeczki. Dziś będzie więc maślany, kruchy placek. Plasterek na obolałe jestestwo.

196.2016

14/07 - na obiad pstrąg duszony z pomidorami, czosnkiem, cukinią i natką,
            z rozmarynem, ziołami prowansalskimi, kaszą jaglaną i śmietaną zamiast
            mozzarelli. Boskie ! Przepisy z Vitalii rządzą :)
            Zasnęłam przy pierwszym odcinku drugiej serii "Twin Peaks".
            Chyba zgodnie z zasadą "kto z kim przystaje" mogłabym 3/4 doby przespać,
            jak moje koty.
         
         

czwartek, 14 lipca 2016

195/366

Czuję się jak wplątana w pajęczynę utkaną z deszczu i smutku. Świat jest przesycony wilgocią, rozmiękły i przyszarzały. A ja wespół z tym światem, w nastroju nie tyle nieprzysiadalnym, ile wypodszewkowanym łzami. I tyle mam w sobie łez, że wystarczy lekko dotknąć, nawet nie bardzo boleśnie, aby je wydobyć.
Więc wczoraj ze wzruszenia popłynęła łza przy tej piosence:


Słucham tych słów i czuję, jak wzbiera za mną ta dziwna, nieokreślona tęsknota za czymś niekoniecznie konkretnym, nazwanym. Tęsknota za tym, co się zdarzyło lub ledwie zdarzyć mogło. Chyba bardzo potrzebuję uciec od teraźniejszości, od wszystkiego co teraz i naprawdę mnie przytłacza. Nawet jeśli to umknięcie w nic.

195.2016

13/07 - chyba przygotowuję się mentalnie do wyjazdu do M. i zaczynają mnie
           nękać pytania z rodzaju egzystencjalnych. Nie lubię tej zmienności życia,
           nienawidzę, kiedy po tym jak jest dobrze rzeczywistość stawia mnie do pionu
           i wymaga działania, z którym nie czuję na siłach się mierzyć.
           Nie czuję się przygotowana na konfrontacje ze starością, chorobami,
           odchodzeniem na raty czy w końcu ze śmiercią. Buntuję się na te rozbieżności
           realiów z moim wyobrażeniem. I przegrywam...
           W taki oto nastrój wpisuje się zapodana przez - jak mi się wydaje -
           red. Kaczkowskiego w Tonacji Trójki wersja piosenki ABBY.

           Syn nr1 znalazł wreszcie pracę w UK, syn nr2 na Woodstock w pijanym
           widzie zgubił telefon, ale telefon go odnalazł za sprawą życzliwych.
           Przed snem 3 espumisany (po sklepwoych czereśniach),
           3 kalmsy i 7 odcinek "Twin Peaks".


środa, 13 lipca 2016

194.2016

12/07 - to lato mija sponsorowane przez "Twin Peaks & placek wiśniowy".
           Tak mnie zainspirowałaś eM. i czuję wielką przyjemność w spożywaniu :))
           A co jakiś czas wraca myśl, że 25 lat temu agent Cooper był ode mnie znacznie
           starszy, natomiast teraz widzę młodego człowieka !!! i jakoś mi dziwnie.

194/366

Znów zadziwiło mnie oczywiste. Usłyszałam w radio Massive Atack. Jak to możliwe, że kilka dźwięków wystarczy abym w głowie odszukała odpowiednią szufladkę, sięgnęła i znalazła list sprzed bardzo wielu lat? List którego autor pisząc słucha właśnie "Karmacoma" a później "Teardrop". List, który ma lat naście a ja nadal pamiętam jego treść. Więc sięgam, już nie do szufladki w głowie, ale do folderu z archiwaliami. Znajduję. Czytam. I gdzieś kiełkuje ten żal, że nie wszystkie relacje międzyludzkie da się odtworzyć, zatrzymać na etapie takim, że lata mogą minąć a wypowiadane "cześć!" nadal witane jest entuzjastycznie, bez pretensji. Jest w moim życiu kilka takich adresów, pod które chciałabym wysłać zapytanie, słowa. Ale nie wyślę, nie napiszę, bo wiem, że pozostaną bez odpowiedzi. Taki dzień słodko-gorzkich wspomnień.

Przyjechali też, dość niespodziewanie nasi dawni klienci z Włoch. Trochę przestraszyłam się, kiedy weszli do firmy w tych swoich eleganckich garniturach, ciemnych okularach i zagaili łamaną polszczyzną (no dobrze - byłam pewna, że to bułgarska mafia!). Kiedy już rozpoznałam, kiedy wśród ochów i achów, tego szarmancko-uprzejmego "belissima!", nie potrafiłam przestać się uśmiechać słuchając jak między sobą rozmawiają po włosku. Niezwykle to brzmiało, tak ożywczo, tak inaczej. I pozostawili po sobie zapach obłędnych perfum. I być może także nowe zlecenie;)

A w trójce zagrał Francis Cabrel. 


Zaszkliły się oczy, ciepło i dobrze, bo wiem że do adresatki którą od pierwszego dźwięku kojarzę z tą płytą wciąż mogę napisać z nadzieją na odpowiedź, prawda G.?;) 

wtorek, 12 lipca 2016

193/366

Wyznać grzechy i posypać głowę popiołem: przyszłam do pracy w formie ewidentnie nie sprzyjającej pracy. Mało snu, dwa kieliszki wina i szklanka cydru, a do tego chipsy. Bleh. Czułam się koszmarnie, i równie koszmarnie wyglądałam, że litościwie nie wspomnę o kondycji umysłowej. Ostatni raz zdarzyło mi się coś takiego jakieś czternaście lat temu. Nie wiem, jak przetrwałam ten dzień. W dodatki ten koszmarny upał, ciężkie powietrze a w aucie wysiadła klimatyzacja.

Kupiłam w Rossmanie (w dobrej cenie) płyn micelarny Garniera, ten z olejkiem arganowym. Niezwykle delikatnie zmywa makijaż, ma bardzo delikatną, aksamitną konsystencję i pachnie absolutnie pięknie. Jest tak przyjemny w użyciu, że bardzo chciałabym, aby nie wyrządził mi krzywdy.

193.2016

11/07 - dużo nerwów i niepokoju przed wyjazdem syna nr2 na Woodstock.
           Cóż, w głowie mam jedno: Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!
           Przed podróżą jeszcze "musiał" zaliczyć osiemnastkę kolegi.
           Zawiozłam go i wracałam podczas oberwania chmury. Koszmarna
           jazda w ścianie deszczu, a prawdziwy moment grozy przeżyłam przejeżdżając
           zalaną do kolan obwodnicą. Względny spokój i ulgę łamane na szczęście
           poczułam w momentach, gdy udało mi się kupić wiśnie, dojechać do domu
           i kiedy kładłam się spać. Ot i tak to.


poniedziałek, 11 lipca 2016

192.2016

10/07 - trochę trudna była ta niedziela. Nocowała u nas koleżanka syna nr2.
            Nie potrafię sobie poukładać w głowie sytuacji, w której dziecko musi
            wyjść z domu w środku nocy, bo ojciec jest pijany, a matka "pierze własne
            brudy". Ogarnia mnie coś w rodzaju rozpaczy.
           
            Zaczęłam oglądać "Twin Peaks" :)  więc nie omieszkałam upiec
            placka z wiśniami. Co prawda inaczej sobie wyobrażam ten, który jadł
            agent Cooper, ale przepis z olejem kokosowym wydał mi się ciekawy.


            Oraz wstawiłam do kiszenia kolejny słój ogórków, co udokumentowałam.



         
         

192/366

Pojechaliśmy odwieźć mamę na - jak to nazwała - garden party;) A kiedy wracaliśmy tak nam się dobrze jechało, że objechaliśmy pół Poznania plus okoliczne sioła. A to wszystko dlatego, że odkurzyłam bardzo zapomnianą płytę podróżną. Czego tam nie ma... Aż sama byłam zdziwiona, jak różne piosenki tam wrzuciłam. I jak bardzo sprawdzają się w aucie, do wspólnego śpiewania. Dziecko nieco zdegustowane stwierdziło, że radio jest za głośno i jeszcze my śpiewamy - uszy go bolą. Ale nie potrafię odmówić sobie wspólnego śpiewania tej piosenki (i zachwytu nad arcywspaniałą dykcją wykonawcy):


I tej też nie umiem nie śpiewać bardzo, bardzo głośno.


Na obiad przygotowałam zapiekanki z bagietki, pieczarek, szynki i sera żółtego. Takie to proste i takie pyszne. Później przyjechali na mecz finałowy M. i T., a wraz z nimi trzy butelki wina z przemytu;) Dawno się tak nie śmiałam, i dawno następnego dnia nie czułam się równie koszmarnie;)

191/366

Zrobiłam to. Zebrałam się i ulepiłam pierogi z wiśniami! I absolutnie nie pojmuję, dlaczego wydawało mi się, że to taka żmudna praca. Wyszły wspaniałe, zjedliśmy z gęstym jogurtem i cukrem a resztę zamroziłam. Tym samym etap domowego lepienie pierogów uznaję za otwarty! Zrobiłam też zupę-krem z porów i bobu, z groszkiem ptysiowym. Kulinarnie poczułam się absolutnie spełniona.

A wieczorem odebrałam z paczkomatu przesyłkę z "Półbratem". I pomyśleć, że "Beatlesi" wydali mi się opasłym tomiszczem... a przecież to o 170 stron mniej;)

190/366

Zebrałam się i napisałam odpowiedź na list. Zebrałam myśli, słowa, łzy i napisałam o tym, co uważam za swoje życiowe niepowodzenia. O tym, że czuję się jak nikt. Niewarta uwagi, zainteresowania, taki chodzący człowiek-porażka. A później napisałam, że jednak nie mam podstaw tak uważać. Że dostaję od ludzi pozytywny przekaz, że chcą, lubią, potrzebują. I wydaje mi się, że z tej matni niskiej samooceny nie ma innego wyjścia niż psychoterapia. I po raz pierwszy ta perspektywa nie wydała mi się straszna a bardziej obiecująca.

A po południu, kiedy wracałam z pracy, spotkałam moją mamę i G. Zobaczyli mnie z autobusu i wysiedli trzy przystanki wcześniej, razem wróciliśmy do domu. Fajnie tak iść bocznymi uliczkami, ściskając w dłoni małą, ciepłą łapkę.

niedziela, 10 lipca 2016

191.2016

09/07 - T. obudził mnie o 11 gg-owym pukaniem. Rozczuliło mnie
           to i wprawiło w dobry nastrój.
           Najfajniejszy w ciągu dnia był moment, gdy siedziałam na ławce
           pod kościołem z D. i synem nr2. Gadaliśmy o narkotykach i jadłam małe
           ptysie z bitą śmietaną. Jeszcze nie zaczęłam oglądać "Twin Peaks"
           a już mi się nastrój udziela :)
         

190.2016

08/07 - jadąc do pracy i słuchając propozycji red. Nogasia bardzo
          zaskoczył mnie akt odwagi red. Manna polegający na wspomnieniu
          o książce Magdy Jethon. Redaktora Nogasia też chyba zaskoczył :)
       
          Kolejnym miłym zaskoczeniem w pracy była informacja, że wypłaty
          pójdą dziś, a nie w poniedziałek !
          Następnie kurier przywiózł zamówioną sukienkę, która na dodatek
          okazała się dobra !


piątek, 8 lipca 2016

189.2016

07/07 - na pewno nie jest ze mnie zapalona Trójkowiczka, co to na
            spotkania jeździ, czy zna ramówkę na wyrywki.  Ale w momentach
            gdy w ogóle włączam radio, to właśnie tę stację, rano, przy śniadaniu,
            w drodze do i z pracy, czasem wieczorem. I boli mnie chyba najbardziej
            to, co dobra zmiana robi choćby w wymiarze tej mikrospołeczności.
            Rano słuchając przeglądu prasy i później, jadąc myślałam, że chyba coś
            się dzieje, bo czuć było napięcie, jakąś nerwową atmosferę.  Wieczorem
            przeczytałam o odejściu Marcina Zaborskiego. Nie wiem, czy te poranne
            emocje miały z tym związek. Co to jest, te 150 osób, które zareagowało na FB,
            ileś udostępnień. Co z tego ? Czuję, jakby Kępa pluła mi w twarz...
           
            A ze spraw dobrych. Odebrałam w końcu wypis i wyniki.
            IHC nie wykazało pozytywnej ekspresji, co oznacza że jest ok :)

            Wieczorem dość niechętnie wybrałam się z synem nr2 do kina,
            ponieważ wizja 2 godzin oglądania słabszej wersji - jak przeczytałam
            w recenzji na filmwebie -  "Władcy pierścieni" nie napawało mnie
            optymizmem. A tymczasem film w 3D okazał się dynamiczny,
            niezbyt skomplikowany, ale interesujący.
            Byłam znowu jedną z najstarszych osób na sali. I ja po prostu kino lubię,
            ten klimat, zapadającą ciemność, ciekawość, gdy rozpoczyna się seans,
            dźwięki... już się nawet do zapachu popcornu przyzwyczaiłam.  

 

189/366

Zaskakująco miło i bezboleśnie przetrwałam ten dzień. 
I upiekłam cherry pie. Do wiśni dodałam kardamon. Kiedy z piekarnika zaczął wydobywać się obłędny, maślany zapach ciasta, wiedziałam że to był rewelacyjny pomysł. Bardzo lubię kruche ciasto, jego smak, zapach, strukturę. Połączenie kulinarnego hedonizmu z zapach przywołującym dzieciństwo. A kiedy dodać do tego aromatyczne, kwaskowe wiśnie...

A ten utwór mnie pozamiatał, poskładał i wbił w fotel:


czwartek, 7 lipca 2016

188/366

Dzielnie postanowiłam, że pójdę do pracy pieszo. Nie uszłam nawet kilometra a już dzwoniłam, aby przyjechał ktoś z odsieczą. Momentami wiało i padało z taką siłą, że bałam się o stan naszego dachu nad pracownią (jest z blachy falistej - podczas ulewy można ogłuchnąć). W domu czekała wielka miska wiśni od sąsiada. Ugotowałam zupę owocową. Jako dziecko nie lubiłam, teraz zażeram się wręcz nieprzyzwoicie:)
I zamarzyły mi się pierogi z wiśniami. Uwielbiam ale wciąż wydaje mi się, że ich zrobienie jest ponad moje siły (a na pewno chęci;P). Myślę o tych wiśniach... i w weekend zapewne skuszę się i zrobię klasyczne cherry pie. A skoro o cherry pie mowa...


[to ja dopiszę ku pamięci i ku uciesze.
robiłam wczoraj peeling na twarz. położyłam się ale uznałam, że jednak mam trochę ściągnięta skórę więc nałożę maskę. mam takie małe, jednorazowe maski. leżą w koszyczku w łazience. wybrałam tę odmładzającą z olejem arganowym i odłożyłam obok kubka ze szczoteczkami. pokręciłam się po domu, wróciłam do łazienki a maski nie ma. pomyślałam, że zapewne odłożyłam ją do koszyczka. więc szybko nałożyłam pierwszą z koszyczka, nałożyłam konkretnie i obficie, i położyłam się do łóżka. po kilku minutach dość wyraźnie poczułam specyficzny zapach samoopalacza ale uznałam, że może to olej arganowy tak pachnie? rano... rano zerknęłam do lustra. o matko! dobrze, że mam półkę pełną bardzo kryjących podkładów. bo to jednak była maska brązująca, z wyciągiem z marchwi i orzecha włoskiego. taka do nóg. no.]

188.2016

06/07 - nie ma co marudzić, bo w tym tygodniu idę jak burza w załatwianiu
            różnych spraw. Złożyłam wczoraj wniosek o wydanie dowodu osobistego,
            a zbierałam się z tym od stycznia !
            Pani sekretarka ze szpitala poinformowała mnie, że w końcu są wyniki do
            odebrania, ale pracuje do 14. Na moje pytanie: a od ? Usłyszałam:
            od 7, ale do 8 nie rozmawiam ! Trzeba widzieć kobietę, żeby się nie zezłościć.
            Spytałam, czy w drodze wyjątku jednak nie mogłabym wpaść po 7, i że nie
            będę dużo gadać :)
            Pani na poczcie wydała mi list polecony do syna nr1. Obawiałam się dużych
            trudności ze względu na różnice adresowe itp, ale nie było tak źle.
                 
       

środa, 6 lipca 2016

187.2016

05/07 - skończyłam czerwiec  w br1.  To chyba najlepsze, bo poza tym
           wymęczyłam się z tym dniem. Odebrałam przesyłkę od siostry, syn nr1
           znalazł pracę na próbę, odebrałam zdjęcia do dowodu osobistego i nie
           wyglądam jak propozycja do kartoteki policyjnej, widziałam się z D., ale...
           no ale... Jechałam wieczorem do domu, w Trójce ktoś czytał bełkotliwie
           fragment książki, w którym była mowa o Paryżu.
           Momentami unosiłam brew na przydługie, poetyckie - by nie
           rzec grafomańskie - zdania... i gdy głos Barbary Marcinik uświadomił mi,
           że  czytał autor, autentycznie myślałam, że się popłaczę nad tym gwałtem
           dla moich uszu, nad tą bezpardonową promocją ludzi od czapy pokroju Semki,
           Ziemkiewicza w jedynym radiu, które mogę nazwać swoim.
         
         

187/366

Dzień w pracy upłynął pod znakiem pięćset pięćdziesięciu pięciu resetów komputera. Aż niewiarygodne, jak szybko mija te osiem godzin, kiedy trzeba pięćset pięćdziesiąt pięć razy poprzeklinać, poczekać i wspiąć się na wyżyny cierpliwości. Pomiędzy trzysta dwudziestym drugim a trzysta dwudziestym trzecim resetem weszłam na allegro i tadam! kupiłam "Półbrata", po taniości i z odbiorem w paczkomacie. 
Wieczorem podjechałam do siedziby Radia Merkury odebrać płytę. Nie była to płyta zespołu Akcent, nie był to Stachursky ale debiutancka płyta Oly "Home". Ładne plumkanie, eteryczne i zwiewne dźwięki, których delikatność kołysze i koi. Piękna płyta. I dopiero w domu uświadomiłam sobie, że oto spełniło się moje marzenie (tak troszkę, troszeczkę) - przekroczyłam magiczny próg siedziby radia. Wprawdzie dotarłam ledwie za próg portierni ale oj tam:)



wtorek, 5 lipca 2016

186/366

Wtem! Napisało do mnie poznańskie Radio Merkury z informacją, że nagrodziło mój komentarz na ichnim profilu fejsbukowym. Więc mam się zgłosić i odebrać płytę. Szalenie miła niespodzianka:) Wprawdzie L. snuje wizje, że płytą będzie zestaw hitów zespołu Akcent lub Stachursky'ego ale może jednak nie?

Wieczorem w ramach czyszczenia lodówki podsmażam bób, ziemniaki i kindziuk. I na to szczypiorek. Och!


186.2016

04/07 - przed parkomatem stał zirytowany człowiek z bilonem w dłoni.
           Okazało się, że jest francuzem, który nie mówi słowa po polsku,
           ani po angielsku, za to jest na tyle kumaty, że na migi można się
           dogadać. Pomogłam panu wydrukować bilet, bo chyba nie wpadłby
           na to, że istotnym elementem jest podanie nr rejestracyjnego auta.
           Strasznie byłam z siebie dumna, że tyle słów po angielsku mi się
           przypomniało, choć zdało się to psu na budę :P

poniedziałek, 4 lipca 2016

185/366

Bez wyrzutów sumienia spałam do 10. Do śniadania zrobiłam sałatkę z domowych ogórków małosolnych, z pomidorami malinowymi, doniczkową bazylią i oliwą z oliwek. Poszłam z chłopakami na osiedlowy mecz. Usiadłam na trawie, oparłam się o drzewko, patrzyłam na puchate obłoki i słuchałam pokrzykiwań dobiegających z boiska. Ogarnął mnie błogostan. I pomyślałam, że bardzo chciałabym teraz być gdzieś nad jeziorem, morzem, na szczycie góry ze światem u stóp. A po chwili przyszła refleksja - to byłyby tylko inne dekoracje, po co czuć niedosyt skoro ten sam stan ducha można osiągnąć tu i teraz? 



W domu zjedliśmy cudowny letni obiad: młode ziemniaki z masłem i koperkiem, bób z tartą bułką, mizerię. Przyjechali goście, zjedliśmy sernik na zimno. Po chwili deszczu popołudnie znów rozpogodziło się. Błogostan... chwile, które chciałoby się zatrzymać.

184/366

Sobota. Tradycyjnie już zakupy na targu (czyli po naszemu - na rynku). Znów wracam z koszem pełnym botwinki, bobu, malin, porzeczek... W domu szybko nakładam farbę na włosy. Po godzinie jestem miedziano-ruda. Spogląda w lustro, jednak uwielbiam ten jasny, złoty kolor. Na obiad przygotowuję zupę botwinkową z jogurtem greckim. I sernik na zimno na niedzielę. Dobrze mi, ach! jak dobrze mi:)

183/366

Przez pół dnia pracy nie było prądu. I jak na złość nagromadziło się mnóstwo spraw do załatwienia. Więc kiedy prąd znów włączyli gnaliśmy z robotą, żeby zdążyć przed wyjściem. Kiedy zamykałam drzwi biura i wracałam do domu czułam się przeszczęśliwa. Bo jednak perspektywa dwóch wolnych dni...
Wieczór z książką. Nadal Asne Seierstad.

182/366

Udało się pozytywnie załatwić jedną drobną sprawę urzędową. To ledwie kropla w kałuży, ale... zawsze do przodu. I to chyba poprawiło mi nastrój na tyle, że na spotify włączyłam playlistą z hitami piłkarskimi. Do domu przyskakałam w dość osobliwej choreografii, podśpiewując to:



Jednak jestem prostą dziewczyną ze swojskim gustem, i kiedy lato, kiedy słońce, kiedy chwila zapomnienia, bardzo dobrze mi przy takich skocznych, latynoskich melodiach.

niedziela, 3 lipca 2016

185.2016

03/07 - z trzydziestu kilku stopni temperatura spadła do niespełna dwudziestu.
           Bardzo dziwne uczucie, jakbym się przeniosła do innej strefy
           klimatycznej. Na niebie ciężkie, ołowiane chmury i deszcz. Wczesna
           jesień. Po 19-tej pojechałam do rodziców i oniemiałam, gdy wyszłam
           do auta. Zobaczyłam słońce i taką oto tęczę :)
           Mój telefon ostatnio szwankuje, więc posiłkuję się zdjęciem z FB.

         

184.2016

02/07 - i rok się przełamał. Uwierzysz ?
           Rano upiekłam ciasto. Mam wrażenie, że przepisy Liski
           zawsze się udają, są dopracowane, sprawdzone i często
           zaskakujące, tak jak w tym przypadku: morele&tymianek.
           Odezwał się T. Po naszej ostatniej wymianie nt polityczne,
           gdzie zdecydowanie gramy do różnych bramek - ucieszyłam się.
           Po 12-tej pojechałam z B. nad jezioro Dręstwo.
           Po kilkudziesięciu minutach na pomoście stwierdzam, że
           pomimo użycia środów odstraszających komary  ubóstwiają
           mnie stadnie  pasjami !

183.2016

01/07 - uwielbiam, uwielbiam (x10) piątki ! chociaż rano czułam coś
           w rodzaju smutku po karnych w meczu Polska-Portugalia... i hmy...
           to chyba pierwszy mecz w życiu, który obejrzałam w całości
           z dużym zaangażowaniem. Może to moja wina ? :)

           Wracałam z pracy, a w Tonacji Trójki piosenka idealnie zgrywająca
           się z upałem za oknem, letnia, niepokojąca melodeklamacja w obcym języku :)


182.2016

30/06 - rano w radiu przed wyjazdem a`propos meczu piosenka, a we
           mnie odżywa Frascati :))



           Po pracy spotkałam się z E., wciąż niedoścignionym autorytetem
           merytorycznym. Dawno się nie widziałyśmy i nie mogłyśmy skończyć
           gadać :) Później wskoczyłam do br2 dokończyć robotę i uśmiałam się
           do łez nad kartką, która leżała na biurku. Zostawiłam szefowej pytanie
           co z duetem Kowalski-Nowak i otrzymałam odpowiedź: 2 tenorów.
           Wiem, że to w ogóle nie wygląda na zabawne, a jest :D