środa, 30 listopada 2016

334/366

G. jechał na wycieczkę do muzeum, więc rano wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, piliśmy kakao i bardzo miły był taki wspólny, niespieszny poranek w zwyczajny, pracowy dzień. Później pojechałam do fryzjera. I jak zwykle - odczucia mam ambiwalentne. Bo fryzjerka zawsze ścina, modeluje włosy - i do tego momentu jest dobrze a nawet bardzo dobrze. A później zawsze bierze nożyczki i... i tu problem: zawsze mam nadzieję, że chce wyrównać coś, poprawić a ona po prostu cieniuje włosy tak, że zostaje ich połowa. Bez okularów to ja średnio widzę więc już trzeci raz dałam sie nabrać zamiast powiedzieć "stop" i zamknąć cięcie na etapie, który mi odpowiada. Doceniam fakt, że mam lekkie włosy, że jest ich mało, że suszenie zajmuje 10 minut zamiast 40 minut. Ale skoro z natury mam dużo włosów i - podobno - są ładne to chciałabym, aby było to widać. Bo teraz mam takie piórka fruwające koło głowy. I nie pociesza mnie fakt, że w tych piórkach wyglądam o pięć lat młodziej. 


333/366

Przyszła paczka z książkami ze "Smaku słowa". Nawet nie odpakowałam, tak bardzo nie mam kiedy. Ale przez chwilę wyobraziłam sobie ciepły dom, udekorowany lampkami, pachnący piernikami i cytrusami, siebie pod kocem i z książką... Ech. 
No i umówiłam się do fryzjera. Niech tnie.

334.2016

29/11 - skończyłam miesiąc w br2, odebrałam list polecony do syna nr1,
           z dobrymi wiadomościami tzn. nadal studiuje. Jechałam samochodem,
           w Trójce był Ptasiek, nie byłam w stanie zatrzymać łez... toczy się to
           wszystko zupełnie inaczej... Poszłam do rodziców... Czuję się jak
           w Mission: impossible - w poszukiwaniu szczęśliwych chwil...
           Za to horoskop w lokalnej gazecie - zacny :) 2 grudnia mój szczęśliwy
           dzień, niespodziewanie uporam się z problemami, otworzy się nowa
           relacja :)

wtorek, 29 listopada 2016

333.2016

28/11 - Dnia Pocałunku nie obchodziłam, a szkoda :)
          Wracałam nową trasą do O., ponieważ jest remont drogi głównej i ruch wahadłowy,
          dlatego czas wydłuża się o jakieś 20 min. No wiem, to śmieszne :)) W piątek
          spróbowałam tą nową drogą, ale jechałam po 17-tej, pomyliłam się i wylądowałam
          w zupełnie innym od planowanego miejsca, zaliczyłam drogi gruntowe więc asfalt
          przywitałam z umiarkowanym entuzjazmem, szczególnie, że praktycznie wróciłam
          do punktu wyjścia. Toteż postanowiłam ponowić próbę po godz. 14-tej
          w poniedziałek i tym razem udało mi się krętą i ośnieżoną drogą dojechać
          do właściwego miasta :)


poniedziałek, 28 listopada 2016

332/366

Pierwszy turniej G. O matko, ile wrażeń! Aż nie wiem, na czym się skupić:)
Dziecko zdobyło swojego pierwszego gola. To jednak jest przeżycie, kiedy mały człowiek na boisku wyrzuca w górę ręce w geście zwycięstwa a spiker wyczytuje imię i nazwisko zdobywcy bramki. Poza tym z wszystkich rozegranych meczów, ten był jedynym wygranym - więc to była bramka na miarę przedostatniego miejsca w turnieju;) Dziecko z medalem za uczestnictwo, rozradowane, szczęśliwe jakby co najmniej wybrał Ligę Mistrzów. I fajnie, że tak umie się cieszyć, że nie dramatyzuje nad porażką, że radość sprawia mu gra a nie wyniki.
A przy okazji poznałam rodziców, których dzieci są tak utalentowane i rokujące, że kluby się o nie biją, zapraszają na testy, składają propozycję. Dla mnie kosmos, kiedy trzynastolatek dostaje propozycje grania w klubie w mieście oddalonym o 200 km. Zmienia szkołę na gimnazjum sportowe z bursą, wyfruwa z domu. Więc kiedy dowiedziałam się, że nawet na trybunach takiego regionalnego, małego turnieju zasiadają "łowcy talentów" z klubów, którzy oglądają, oceniają to... aż nie mogłam uwierzyć. Bo to siedmioletnie (i młodsze!) dzieciaki, dla których kopanie piłki to radość, zabawa. A tu okazuje się, że być może wstęp do kariery sportowej. G. oczywiście to nie dotyczy, bo trenuje ledwie od dwóch miesięcy. Ale kiedyś? Czy ja na pewno chcę (jeśli okaże się utalentowany), aby on wpadł a tę machinę? 
 

331/366

Rano dokończyłam oglądanie "Broadchurch". Nie lubię tego uczucia pustki, kiedy kończy się serial, który tak bardzo wciągnął. I tego pytania: co teraz oglądać? Bo chciałabym to samo, jakiś ciąg dalszy, znajome twarze, krajobrazy, historie. A tu nie ma...
Wieczorem upiekłam górę kruchych, maślanych ciasteczek. Na turnieju coś trzeba jeść, a na nerwy - wiadomo - waniliowe ciasteczka są idealne!

330/366

Moja skrzynka mailowa została zasypana informacjami o "black friday". Podeszłam do tematu oszczędnie i (jak co roku) kupiłam książki bezpośrednio w wydawnictwie Smak Słowa i "beżusia" u Ewy Michalak:) 
W domu obejrzałam film "Bogowie". Jakoś szybko się skończył. Chyba tak bardzo skupiałam się na roli Tomasza Kota, na szukaniu podobieństw do profesora Religii, że rozmył mi się sens filmu, jakoś nie wiem o czym właściwie był, i co poza genialną, niewiarygodną rolą jeszcze było.

329/366

Przez pół dnia czytałam o zapachach, bo w liście do Gwiazdora zamierzam umieścić flakonik perfum. Oczywiście czytanie o perfumach nijak ma się do zapachowej konfrontacji z nimi. Ale fajne jest wybieranie na podstawie urody flakonu, opisu nut zapachowych czy opinii użytkowników serwisu Fragrantica (co jest ryzykowne bo tam nawet zapachy, które ja definiuję jako koszmarne mają bardzo wielu zwolenników). Teraz muszę przejść się po perfumeriach i zestawić zapachowe wyobrażenia z rzeczywistością.
Wieczorem "Broadchurch". 

332.2016

27/11 - po obejrzeniu Timbuktu wielką radość sprawiło mi odkrycie faktu
            udostępnienia przez Cyfrę Comedy Central. Kolejne odcinki "Przyjaciół"
            były naprawdę lekkie i zabawne po tym smutnym i przytłaczającym filmie.
         
            Wielkim sukcesem łamane na udręką było rozmrożenie zamrażalnika.
            Sukces, że w ogóle mi się chciało :) ale napracowałam się przy tym po łokcie !

sobota, 26 listopada 2016

331.2016

26/11 - wychodząc trzecią z rzędu sobotę od B. i L. przemknęło mi, czy ich sąsiadów
           interesuje to, czemu moje auto cyklicznie rano wyjeżdża spod ich domu,
           i ew. co ja tam robię ? Jakoś mnie to rozśmieszyło :)
           W br1 przyjazna i w moim odczuciu szczera rozmowa z B. Co było nowością
           i dość mocno mnie zaskoczyło.
           A od 15-tej leżing z "Kodami sukcesu" :)
   

330.2016

25/11 - "czarny piątek" było bardzo odczuwalny w tłumach i braku miejsc na parkingu,
           natomiast niezauważalny w standardowych, codziennych zakupach. Może gdybym
           kupiła telewizor, albo samochód a nie bułki i masło :)
           Kolejny piątkowy wieczór u B. i L. Poczułam wyjątkowe zaufanie, jakim mnie
           darzą i to było takie miłe.

piątek, 25 listopada 2016

329.2016

24/11 - no więc ja chyba nie schudnę... nie w tym życiu, albo dekadzie, bądź roku.
          Kupiłam 2 kawałki tortu bezowego. Jeden orzechowy, drugi śmietankowy
          z malinami. Pojechałam do D., podzieliliśmy się na pół i na nic tłumaczenie
          sobie, że to białko (w bezie) i nabiał (w śmietanie) Ale cóż, było pyszne !

czwartek, 24 listopada 2016

328/366

Obkupiłam się na urodzinowej promocji audioteki. Same kryminały plus dwie książki dla G.
Wieczorem dokończyłam oglądanie pierwszej serii "Broadchurch" i jeszcze dwa odcinki drugiej. Ech... przez sześć odcinków bardzo chciałam poznać mordercę a w ostatnim - kiedy został ujawniony - wciąż miałam nadzieję, że to jednak pomyłka. Na tak wielu płaszczyznach ten serial drapie po emocjach...
G. napisał i narysował list do Gwiazdora. Bardzo pomysłowo - narysował choinkę, pod nią prezenty i na każdej z paczek opisał jej zawartość. A najbardziej ucieszył się, kiedy doczytałam się wszystkiego:) 

328.2016

23/11 - dostałam wczoraj dokument, który sprawił, że poczułam ulgę
           i chyba szczęście, a na pewno spokój. Dukan przynosi efekty,
           wprawdzie nie oszałamiające, ale chociaż trochę waga spada :)

środa, 23 listopada 2016

327/366

G. dostał powołanie na swój pierwszy w życiu turniej. Jestem dumna, blada i przerażona. A najbardziej przerażona faktem, że w niedzielny poranek musimy stawić się na drugim końcu miasta o godzinie... 7:45. Ihaaa! Ale pocieszam się tym, że dawno nie jechałam o świcie przez zaspane miasto więc przypomnę sobie, jak to jest.
Wieczorem obejrzałam trzy odcinki "Broadchurch". I bardzo, bardzo żałowałam, że czas spać. Jednak rejestracja na Netflixie to był wspaniały pomysł - czuję się jak w serialowym raju. I to legalnie!:)

326/366

Poniedziałek domowy. Z rozpędu wyprałam trzy pralki prania, umyłam okna i poczułam się bardzo zadowolona. Wieczorem rozpaliłam nowy zapach w kominku zapachowym: Ebony&Oak. Podeszłam z rezerwą bo miał być świeży, drzewny, leśny co w mojej zapachowej wyobraźni przekładało się na jakiś odświeżacz toaletowy o aromacie sosny. No ale kupiłam bo urzekło mnie zdjęcie na tarteletce:) Jakież było moje zdziwienie kiedy sypialnię wypełnił cytrusowy, słodki i zarazem świeży zapach. Dziwny, inny ale niesamowicie intrygujący.

Ale najważniejsza i najpiękniejsza z tego dnia była możliwość zakreślenie w kalendarzu (na nowy rok) daty oznaczającej przyjazd G. Ach! Och!:)

327.2016

22/11 - drugi dzień z rzędu byłam w pracy przed czasem. Nie dość, że są kłopoty
           z 1 z dwóch mostów, przez co ruch jest poważnie ograniczony, to na mojej
           trasie kładą nową nawierzchnię asfaltu, więc tworzą się niespotykane tu korki.
           Przezornie wyjechałam pół godziny wcześniej, żeby być przed porannym
           apogeum. I to chyba tyle, z happy :) No, może jeszcze, że R. uruchomił
           niszczarkę, którą zablokowałam. Z dużym lękiem zaczynam podchodzić do
           firmowych sprzętów elektrycznych :/

wtorek, 22 listopada 2016

321/366

W radio zagrała piękna piosenka Diany Krall "In My Life". Słuchałam jak zahipnotyzowana. Czarodziejski klimat, cudowne dźwięki (szkoda, ze nie ma na YT). Tak bardzo poczułam, ze jesienne długie wieczory mogą być ciepłe, piękne i nastrojowe. 
I jeszcze poczułam, ze strasznie tęsknie za pewna dziewczyna, z która właśnie płyty Diany Krall - poniekąd - mnie połączyły. To jak? Przyjedziesz na Sylwestra?:)

poniedziałek, 21 listopada 2016

326.2016

21/11 - rzadko bhp-owiec działa jak wybawienie z kłopotów :) Dziś zadziałał,
           a już zaczęłam rwać włosy z głowy.
           Nierozważnie rzucona propozycje eM. zaowocowała całkiem konkretnym
           planem noworocznym :D

325/366

L. zabrał sie za porządku w ogrodzie. Było słonecznie chociaż wietrznie i az nie mogłam uwierzyć, ze ledwie tydzień temu widzieliśmy prawdziwa zimę na Czarnej Górze. Ogródek przejrzał, przedyskutowaliśmy tez temat wycięcia jednej z jabłonek (chociaż powinnismy wyciąć właściwie wszystkie drzewa owocowe) i postawienia w tym miejscu zadaszenia i drewutni.
A ja... cóż, właściwe nie zrobiłam niczego konkretnego:) 

324/366

Rano nałożyłam maskę na włosy, taka która rok temu bardzo mi nie służyła. Kiedy włosy wyschły (bez użycia suszarki) okazało sie, ze naturalnie ułożyły sie w piękne fale. Nie nadążam:)
Na obiad ugotowałam rosół i zrobiłam domowy makaron. I sernik na zimno. Dokończyłam słuchanie ostatniej książki Camilli Lackberg (tak, w tej tez biedny Patrick musi ratować wścibskie babsko - Erike - z opresji) i zaraz zabrałam za poznański kryminał Ryszarda Ćwirleja. Zapomniałam, ze w aucie czeka paczka z "Kronikami rodzinnymi" Parsonsa:)

323/366

G. znów koszmarnie kaszle. Zostałam z nim w domu wiec pomyślałam, ze wykorzystam ten czas i zaopatrze zamrażarkę w domowe pierogi. Zrobiłam dwa rodzaje farszu: ruski i z twarogu/kaszy gryczanej/cebuli. I na specjalne życzenie dziecka zrobiłam tez kilka pierogów z wiśniami. Oczywiście po zjedzeniu połowy pieroga dziecko uznało, ze z wiśniami to nie, nie smakują. Skończyłam wiec jego porcje i o matko! to chyba - nieskromnie przyznam - najlepsze pierogi jakie jadłam:) Tak polubiłam pierogowanie, ze z pewnością na świątecznym stole bedą domowe pierogi z kapusta i grzybami oraz na słodko z masa makowo-bakaliową:)
Wieczorem L. z mama pojechali do Jyska, zeby kupić krzesła do mieszkania mamy. Poprosiłam tez aby kupili świeczniki adwentowe i łańcuchy lampek. 
Tak, coraz bliżej święta:)

322/366

Az niewiarygodne ale poczułam, ze powoli ogarnia mnie przedświąteczna tęsknota. Ze czuje potrzebę, aby wykorzystać ten czas na powolne planowanie, na spokojne przygotowania. I tak w czwartkowy wieczór przewertowałam książki kucharskie, własne przepiśniki i blogi kulinarne, zeby zrobić listę potraw na świąteczny czas. Pomyślałam o prezentach, zanotowałam co do tego czasu chciałabym zrobić w domu. Dobrze mi robi takie planowanie, czułam prawdziwa radość, delikatna ekscytacje i spokój.

niedziela, 20 listopada 2016

325.2016

20/11 - dokończyłam oglądać dostępne odcinki "Westworld". Nie wiem czemu,
           ale wciągnął mnie ten serial. Trochę sprzątaliśmy z synem nr2, zrobiliśmy
           zakupy dla moich rodziców, ale największą przyjemność sprawił mi
           tel. syna nr1 :)

324.2016

19/11 - cały dzień w domu. Obejrzałam na cda 5 odcinków serialu Westworld i z synem nr2
           3 części anime. Dobra, długa i spokojna sobota polegająca na nicnierobieniu.

sobota, 19 listopada 2016

323.2016

18/11 - wieczorem u B. i L. obejrzałam w końcu "Dom zły". I o dziwo, dzięki otaczającej
          rzeczywistości w ogóle nie był dla mnie przytłaczający, czy ciężki. Pojawiła się
          jedynie myśl: to tego obawiałam się przez lata ? I wzruszenie ramion. Odnoszę
          wrażenie, że epatowanie okrucieństwem i odczłowieczeniem jako jedynym środkiem
          wyrazu staje się nużące. Następnym filmem był Kochanie, chyba cię zabiłem.
          Zdziwiłam się, gdy przeczytałam - popularne ostatnio słowo - miażdżącą recenzję,
          bo dla mnie to wyjątkowo zabawna komedia ze świetną obsadą ! I tak o północy
          skończył się piątek.

piątek, 18 listopada 2016

322.2016

17/11 - G. powiedziała do swojej mamy, że ona po pracy wraca do domu,
           a ja to lubię tak sobie pojeździć. Poczułam się taka niedoceniona :)
          Mam po prostu więcej obowiązków i z lubieniem ma się to nijak...
          Lubię wrócić do domu i zalec pod kocem, Uwielbiam !!! :)
          Tym razem udało mi się wrócić koło 18-tej, obejrzałam z synem nr2
          2 odcinki anime, porozmawiałam przez tel. z synem nr1 - jednak nie
          rzuca studiów. Wciąga mnie ta książka, choć do 97% gwarancji sukcesu
          podchodzę z huśtawką: od euforii do sceptycyzmu.

321.2016

16/11 - środa okazała się trzecim dniem z rzędu, gdy do domu wróciłam po 20.
           Czuję się przepotwornie zmęczona... Na szczęście uporałam się
           z korektami w br1 i zdążyłam być na wywiadówce w szkole językowej.
           Na 10-osobową grupę były 2 mamy !

środa, 16 listopada 2016

320/366

Musiałam zalogować się do bardzo dawno nie używanego konta. Kiedy zobaczyłam, jak bardzo zmieniła się strona do logowania zachciało mi się płakać. Myśl, że aby odzyskać login będę musiała weryfikować się przez infolinię zmroziła mnie. Zamknęłam oczy, położyłam ręce na klawiaturze i wydobyłam z pamięci kod do logowania. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zadziałało! Po wpisaniu loginu imiennego program zaskoczył mnie hasłem, które wykropkowane miało prawie dwadzieścia znaków. Eeee... okazało się, ze to maksymalna ilość, moje hasło było krótsze. A to wszystko miałam w pamięci:)

Wróciłam wcześniej do domu. Zapaliłam kominek zapachowy, zjadłam ugotowany przez mamę krupnik (był nieziemski). I po prostu odpoczywałam póki G. nie wrócił z treningu. 

319/366

Poniedziałek! Pobudka o szóstej! Pierwszy dzień w pracy po długim weekendzie! Księgowy! I co? I poszło bezboleśnie. Na obiad odtworzyłam przysmak ze schroniska Jagodna, jednak kocham kasze a połączenie gryczanej z twarogiem, boczkiem, cebulą i pietruszką jest cuuudowne:)

318/366

Czas wrócić do domu. Wybraliśmy mało uczęszczaną drogę przez Czechy, Otmuchów, Nysę, Milicz... Długa rozmowa z A., zachwyt jej patchworkami, które są małymi dziełami sztuki i dość okazałymi pomnikami ludzkiej cierpliwości:) Ostatnie spojrzenie na góry, otrzepanie butów ze śniegu, ostatnie zdjęcia i w drogę. Chwila na wałach Zbiornika Otmuchowskiego, w słońcu, na wietrze. I droga przez trzy województwa. Zachwyciła mnie piosenka Stinga zasłyszana w Trójce (ale ponieważ na całym YT nie znalazłam, to wklejam zastępczą w podobnym klimacie;P)



Przyjazd do domu. Mama rozpaliła w kominku...

320.2016

15/11 - wpadłam odwiedzić juniora K. Śliczny chłopiec :)
           Ze strachem wzięłam go na ręce. Gdzie się podziała ta pewność trzymania
           noworodka sprzed 18 lat ? Najwyraźniej pozostało po niej jedynie wspomnienie.
         
           W pracy po raz kolejny mogłam liczyć na ogromną pomoc w kwestii auta.
           Nie znam się, nie ogarniam i w tym zakresie uzewnętrznia się całkiem spora
           część mojej kobiecości w wersji blond. A mam nauczyć się sprawdzać
           ciśnienie w oponach i poziom oleju oraz dolewać w razie konieczności płyn
           do chłodnicy. To żadna filozofia, natomiast nawyku do tegoż nie mam żadnego.

319.2016

14/11 - akt został podpisany. Pieniądze wydane. Na razie poczucie bezpieczeństwa
            raczej pozostaje w ukryciu. Po obiad i kawa, resztki dobrych kawałków z tego
            rozłażącego się związku.

poniedziałek, 14 listopada 2016

317/366

Ruby... Ruby została wyrzucona przy drodze, w kartonie, razem z bratem. Państwo, którzy znaleźli psy dali ogłoszenie. Za kilka dni wracali do domu, jeśli szczeniaki nie znalazłyby domu - miały jechać do schroniska. Więc A. przygarnęła psią dziewczynkę i tak oto pojawiła się Ruby. A to wszystko przez Zaspę, która w ocenie A. jest cudowną ambasadorką bezdomniaków:)



Ponieważ wbrew planom jednak pojechaliśmy z Zaspą ktoś musiał zrezygnować z kąpieli w solankowym basenie zdrojowym. Ktoś czyli ja. Ale wykorzystałam ten czas na długi spacer po Lądku, na sok (marchew/grejpfrut/imbir) w ulubionej kawiarni. Kolejny raz zachwycił mnie Lądek Zdrój, i kolejny raz poczułam smutek, że tak piękne miasto jest tak bardzo zaniedbane, tyle porzuconych budowli, tyle starych willi opuszczonych...

Oczywiście wjechaliśmy do czeskiego sklepu na Przełęczy Lądeckiej. I do domu wiozę zapas lentilków, kocich języczków i czekolad. Wracając postanowiliśmy pojechać przez góry. I tak znaleźliśmy się na Przełęczy Płoszczyna - pełnej zakrętów, serpentyn i śniegu. Bajeczne widoki, niewiarygodne. Od czeskiej strony Śnieżnik i przyległe szczyty wyglądają zachwycająco. Warto było zrobić te dodatkowe kilometry.

316/366

Pojechaliśmy na Jedlnik zobaczyć TĘ sosnę. Droga cudowna, ośnieżona serpentyna z Długopola, szczyty gór tonące w chmurach. Sama sosna... no cóż... na obrazkach w sieci ładniejsza. Obrosły ją młode brzózki i po prostu jest jednym z kilku drzew rosnących na szczycie. Widok z Jedlnika zapewne bajeczny - jednak chmury nie pozwalały na podziwianie rozległej panoramy Masywu Śnieżnika. G. brykający jak młody źrebak, rzucający w nas śnieżkami, tarzający się w śniegu. I przeszczęśliwy pies...



Z Jedlnika, doliną Dzikiej Orlicy (po drodze słuchając audycji Michała Olszańskiego "Godzina prawdy", która swoją treścią i przekazem bardzo wpisała się w moje pojmowanie Święta Niepodległości), pojechaliśmy do schroniska Jagodna. Uwielbiam tamtejszy klimat, półki pełne książek, no i kuchnię. Tym razem zamówiłam "pokusę leśniczego" czyli kaszę gryczaną zapiekaną z białym serem, boczkiem cebulą i doprawioną kminkiem i chilli. Obłędne danie!



A wieczorem... wieczorem przyjechała Ruby, o czym w kolejnym odcinku:)

315/366

W dzień wyjazdu zrobiłam sobie wolne. Leniwie wypiłam kawę, zjadłam śniadanie, wyprasowałam stertę ubrań i spakowałam nas. Po drodze kupiliśmy rogale, jeszcze ciepłe, z pracowni. Słuchaliśmy nowej płyty Fisza/Emade a w okolicach Kłodzka - jak zawsze - włączyłam naszą ulubioną wyjazdową płytę czyli "Ania Movie" Ani Dąbrowskiej. Jak tylko słyszę pierwsze dźwięki, to już wiem że oto czas wolny, zmiana krajobrazu, takie miłe skojarzenia. 

 

Jak dobrze znów wjechać krętą drogą, przywitać się z wielkim psem, serdecznie z A., usłyszeć skrzypienie starych schodów, być czule powitanym przez najbardziej wylewnego ze znanych mi kotów (kot wtula się w człowieka, kładzie na ramieniu i tak tkwiąc mruczy, nie przeszkadza mu nawet fakt, że próbuję się rozpakować czy skorzystać z toalety!), podziwiać nowe patchworki... 
Lubię tu wracać.

314/366

Kupiłam kurtkę! Nie dość, że w Auchan więc tania, to jeszcze w promocji. Więc dokupiłam czapkę, która dla odmiany nie była bardzo tania. Niestety - w czapce wyglądam jak ja w czapce, to osobna kategoria wyglądania. Ale czapka jest ciepła i moje zatoki z pewnością będą wdzięczne za okazaną im troskę.

niedziela, 13 listopada 2016

318.2016

13/11 - jeden z trudniejszych dni, gdy buduję swoje decyzje na zbyt małej
           ilości danych, decyzje, za które muszę wziąć odpowiedzialność
           i liczyć tylko na siebie...
           Odebrałam od I. śliczny album na zdjęcia dziecka K.
           W tej zawierusze emocji uśmiechnęłam się, gdy jechałam i w Koncercie
           Trójki usłyszałam Kto chce, bym go kochała wyśpiewane przez Elżbietę
           Rojek z Póki co i  jakoś lżej mi się zrobiło.

317.2016

12/11 - podróż do stolicy z G. pks-em. Chyba nigdy nie wyleczę się z tego
           stanu duszy na ramieniu, gdy znajduję się w obcym miejscu i nie mam
           złudzenia, że wszystko jest pod kontrolą. Dotarłam tramwajem do H.
           Dostałam śniadanie i obiad wegetariański oraz w prezencie dwie książki:
           Tajemnice podświadomości i Kody sukcesu. Zobaczymy czy przez nie
           przebrnę. Sukcesem była droga powrotna  na dworzec Gdański, z przesiadką,
           zlokalizowaniem G., która podskakiwała i wymachiwała rękami, oraz marszobieg,
           żeby zdążyć na autobus :)
         

piątek, 11 listopada 2016

316.2016

11/11 - przypomina mi się, że lubię  pisanie Tonego Parsonsa. Książka swoje
          na półce odstała, ale warto było po nią sięgnąć. Wciągnęła mnie historia
          trzech sióstr, ich pragnienie macierzyństwa, a chyba najbardziej zadziwia
          umiejętność pisarza do przedstawienia kobiecego punktu widzenia.
          Jak kiedyś wynotowałam sobie fragmenty z "Mężczyzny i chłopca",
          tak teraz trafiam na spójne ze mną i moimi refleksjami słowa.
          Pojawia się też "ich piosenka". To "A Girl Like You". Tak się zastanowiłam
          co "nasze piosenki" mówią o nas, skoro te moje z przeszłości to "Niewiele
          ci mogę dać" czy "Ratujmy co się da" ?


           Ale to nie był koniec dnia. Wręcz przeciwnie, początek :)
           Pomalowałam włosy, znów jestem szatynką. Upiekłam klops.
           Byłam z synami w kinie na nowym filmie Tima Burtona.
           A przed snem skończyłam czytać "Kroniki rodzinne".


         
                 

315.2016

10/11 - urodziny mojej mamy. Zamiast kwiatów kupiłam rurki ze śmietaną,
           pączki i doniczkę z rozmarynem, którego olejki eteryczne podobno przeciwdziałają
           utracie pamięci.
           Syn nr2 odebrał nagrodę za zdobycie II miejsca w szkolnym konkursie literackim :)
           I na weekend przyjechał syn nr1 ! :)

           Odszedł dziś Leonard Cohen. Człowiek, którego muzyka towarzyszy mi przez
           lata. Najwcześniejsze wspomnienia mam sprzed trzech dekad, te utwory oznaczają
           wręcz cezury. Dlatego wstawiam pierwszą piosenkę oraz tę, którą go żegnam.
           Bo tych, które kocham jest zbyt wiele...




314.2016

09/11 - spadł śnieg. ta biała, cienka pokrywa, oszadzone drzewa
           dobrze na mnie działają, uspokajająco. Wirujące płatki wieczorem
           w świetle latarni przenoszą w jakieś bajkowe, przyjemne obszary
           wspomnień lub fantazji. Do tego dziecięcy zachwyt syna nr2 mocno
           w opozycji do ćwiekowanej obroży na jego szyi :)
           Najlepszy był czas, kiedy po bardzo długiej przerwie udało nam się
           z eM. popisać trochę na FB :)

środa, 9 listopada 2016

313.2016

08/11 - dwa dobre zdarzenia.
            Wreszcie po kilku długich tygodniach rozmawiałam z siostrą na skype.
             A wieczorem dostałam wiadomość, że K. urodziła :)

312.2016

07/11 - w pracy obdarowałam R. urodzinowo kryminałem oraz czteropakiem
           Żywca. A w domu - tadaaam ! zaczęłam czytać nową-starą książkę :)

313/366

To nie był dobry dzień. Zepsuł mi się zamek w zimowej kurtce. I nie jest to wina kiepskiej jakości zamka ale faktu, że kurtka musi objąć mnie a przychodzi jej to z wielkim trudem. Mówiąc wprost - nie mieszczę się w nią. Pojechałam do Decathlonu. Zmierzyłam puchową kurtkę w rozmiarze XL. Wyglądam jak Bromba. Wiem, że to wina ichnich luster, które są powieszone wysoko i pochylone co powiększa odbicie górne części człowieka. Niemniej - doprowadziło mnie to do łez bo to niefajne zobaczyć niefajną siebie w lustrze. 
Zatoki tak bardzo dały mi się we znaki, że zdesperowana kupiłam w aptece zestaw do płukania nosa i zatok. I płukałam! I nie utopiłam się! I nawet poczułam jakąś poprawę! Cieszę się, że udało mi się przełamać jeden z większych moich lęków.

312/366

Poniedziałek. Wróciłam zakatarzona, podziębiona. Na szybko zrobiłam meksykańskie wrapy. Przyszedł pieniądz, niestety nie ten, którego się spodziewałam. Na pocieszenie kupiłam sobie marcińskiego rogala od Piskorskich. I to był TEN smak, wart tych ośmiu złotych za sztukę:)

poniedziałek, 7 listopada 2016

311/366

Na obiad zrobiłam pizzę. Jednak nasza domowa - w mojej opinii - detronizuje wszystkie inne. Cienka, chrupiąca, dość mocno spieczona. Do tego szynka, ser lazur, gruszka i rukola. Postanowiliśmy, że w tym roku nie pieczemy rogali (nie ma czasu, bo wyjeżdżamy a poza tym jesteśmy już w dość zaawansowanej kategorii wagowej - wiadomo, że domowych rogali człowiek zjada tyle, ile jest). Kupiliśmy więc certyfikowanego rogala z Fawora. Szału nie ma - szukamy dalej. I zrobiłam wielką michę tej pysznej surówki z kapusty. Jest rewelacyjna!

310/366

Sobota. Tak się szczęśliwie złożyło, że G. odrabiał jakiś wolny dzień więc szedł do szkoły. Szalenie podoba mi się dzień kiedy my nie idziemy do pracy ale dziecko idzie do szkoły. Gdyby powstała petycja o wprowadzeniu jednej szkolnej soboty byłaby pierwszą, która ją podpisze!:) Odwieźliśmy G. i pojechaliśmy na zakupy. Kiedy godzinę wybierałam buty w CCC a nad głową nikt nie marudził, nie ciągnął za płaszcz, nie mówił "długi jeszcze? nudzi mi się" uznałam, że zakupy jednak mogą być przyjemnością tylko o tym zapomniałam. Później pojechaliśmy do bistro z kanapkami na obiad. Zjadłam cudowne mięso z absolutnie obłędnym sosem aioli, w towarzystwie rewelacyjnych marynowanych warzyw. A na deser wstąpiliśmy do kultowego onegdaj "Kociaka". Kiedyś była to jedna z kilku kawiarni w Poznaniu. Pamiętam kolejki, czekanie aż zwolni się stolik, pamiętam gwar i - często - jedzenie deserów na stojąco. Teraz jest ta pusto. Czar PRL nadal żywy, pani bufetowa jakby z innej epoki, desery nie zachwycają za to ceny zadziwiają. Szkoda. Przy okazji, tuż obok w C&A kupiłam trzy zimowe swetry - ich rozmiarówkę uwielbiam, bo uwzględnia że kobieta nie kończy się na rozmiarze 40.
W domu zjedliśmy naleśniki z jabłkami. I otworzyliśmy butelkę tokaju.
Takie soboty proszę co tydzień!

309/366

W pracy znów dopadł mnie jakiś paskudny stan podgorączkowy. Ale dzielnie dotrwałam do końca dnia i w domu z ogromnym poczuciem ulgi położyłam się do łóżka. G. samodzielnie odrobił lekcję i przyszedł do mnie, przytulił się i był bardzo kochany i wyrozumiały. Leżeliśmy i opowiadaliśmy sobie o fajnych sprawach, które nas czekają, o psach które są w psim niebie i o liście do Gwiazdora;)

308/366

Zarezerwowałam nasz pobyt weekendowy w ulubionej miejscówce w Kotlinie Kłodzkiej. I przy okazji kąpiel termalną w basenie Zdroju Wojciech. To tylko trzydniowy wyjazd ale cieszę się bardzo. A skoro już rezerwowałam, to poszalałam i nawet zarezerwowałam noclegi na zimowe ferie, które w naszym województwie przypadają w lutym. Takiego first minute to chyba nigdy wcześniej nie miałam. Tym razem aż 502 km od domu, i jak to mówi L.: prawdziwe góry. O!

Po południu pojechaliśmy z G. do lekarza sportowego. L. zajął się tematem, a ja poszłam do optyka odebrać próbne soczewki a przy okazji weszłam do Empiku i kupiłam nową płytę Fisz/Emade/Tworzywo. Niesamowite dźwięki. Niesamowite!

niedziela, 6 listopada 2016

311.2016

06/11 - no to tak, literatura skompletowana, gorzej z moją koordynacją :)
           Raczej nie zdecyduję się na fazę uderzeniową, a skupię na maksymalnym
           ograniczeniu słodyczy i względnym węglowodanów, przez co rozumiem
           białą mąkę, ryż, kasze, makarony i ziemniaki. Jak wyjdzie, życie pokaże.
         
           Pojechałam dziś do galerii do I., kupiłam kartkę na 30-te urodziny K.,
           wróciłam do domu przy dźwiękach Sjesty Marcina Kydryńskiego.
           Dzwonił tata, coraz większy z nim cyrk, by nie rzec dramat, więc szczęściem
           napawa mnie fakt bycia samej we własnym ciepłym i spokojnym domu,
           z którego wyprowadziły się tendencje do kłótni z kimkolwiek, za to funkcje
           terapeutyczne przez mruczenie objęły wszystkie trzy koty.
         


310.2016

05/11 - dzień biegany, od 9-tej  br1, potem spotkanie z A., chwila u rodziców.
           Wieczorem jechałam do B. i L., zatrzymałam się przed przejściem, żeby
            przepuścić stojącą parę. Przechodząca starsza pani w ramach podziękowania
            pomachała do mnie, czym rozłożyła mnie na łopatki, tak, że szeroko się
            uśmiechnęłam.

309.2016

04/11 - szczerze, to role, w których obsadzany był Robert Wabich nigdy
           nie wzbudzały mojego entuzjazmu. Natomiast od dłuższego czasu
           kibicowałam temu aktorowi w TzG. Podoba mi się jego irytująca mimika,
           miękkość i swoboda w tańcu, fakt "posiadania" starszej o  kilka lat żony,
           wielką sympatię wzbudza taneczna partnerka - Hania Żudziewicz.
           Wieczorem przy lidlowym rogalu królewskim bardzo się ucieszyłam
           z wygranej tej pary. I zatęskniłam za tańcem :)

308.2016

03/11 - służbowy samsung e2370 leżał sobie spokojnie kilka dni, ale w końcu
            musiałam podjąć wyzwanie i wprowadzić kontakty, a po ponad
            roku obsługi telefonu dotykowego, to był niemały stres,
            szczególnie, że okoliczności i klimat w pracy w moim odczuciu napięte.
            Toteż z wielką ulgą i satysfakcją znalazłam, gdzie wyciszyć nieznośne
             pikanie, i wprowadziłam numery wszystkich współpracowników. O ! :)

307.2016

02/11 - rano w cyklu Piotra Metza Ballada wagonowa.
           Miałam 4-5 lat, chodziłam do przedszkola, a w domu  na magnetofonie
           słuchałam poza bajkami kaset Maryli Rodowicz, Ireny Jarockiej
           czy Andrzeja Rosiewicza z Asocjacją Hagaw. Wrażenie, jakby czas się
           cofnął, bezpieczne granice wyznaczały ściany pokoju, jakiś totalnie inny
           stan świadomości, beztroski i ufności. Nie trwało to długo, natomiast było
           bardzo przyjemne i zgodnie z sugestią redaktora cały dzień miałam w głowie:
            "o yes, o yes, o yes" :)



czwartek, 3 listopada 2016

307/366

Powrót do pracy po chorobie. Starcie ze stertą papierów, z milionem zaległości. Mama chora więc L. musiał domowo ogarnąć G., jechać z nim na badania do lekarza sportowego. I tak minął ten dzień - szybko i po brzegi wypełniony pracą. Gdzieś po drodze smutek i łzy, kiedy przeczytałam że za Tęczowy most odszedł maleńki Wypłoszek. 
I niespodzianka kiedy w kieszeni płaszcza znalazłam cukierek "Malaga". Sądząc po chichotach emitowanych z wysokości stu dwudziestu ośmiu centymetrów nad podłogą sprawcą niespodzianki jest pewien bardzo fajny siedmiolatek:)

środa, 2 listopada 2016

306/366

Okropna pogoda: wiało i padało, więc uznaliśmy że jednak nie pojedziemy na żaden cmentarz. Posprzątałam górę domu, L. sprzątał garaż i piwnicę, G. zrobił porządek w swoim pokoju. Zrobiło się w domu ładnie, przyjemnie, no po prostu miło. I chyba w ramach tego porządkowania postanowiłam spróbować wysłuchać fragmentu audiobooka "Magia sprzątanie" Marie Kondo, żeby zdecydować - kupić czy nie? Ale ten 32minutowy fragment był nużący, wcale nie zachęcił mnie do kupienia całości. Gdzieś w głowie zamajaczyła wizja totalnego posprzątania, wręcz pokusa pozbycia się masy otaczających mnie przedmiotów i zyskania przestrzeni. Ale sama czuję, że realizacji jeszcze długa droga:)

A skoro w ciągu dnia długo grała Trójka, to i jedna z zasłyszanych piosenek:


305/366

Pojechałam do pracy, zajrzałam do programu fakturowego i... tak, zdecydowanie mogłabym zaśpiewać "Jezu jak się cieszę!". Zrobiłam kilka pilnych przelewów, w tym zapłaciłam kawałek VATu. Pojechaliśmy na cmentarz na Miłostowo i dopiero wieczorem dotarło do mnie, że zawsze jakoś bardzo emocjonalnie dotykało mnie to święto, porządkowanie grobów, a w tym roku ten smutny, bolesny nastrój zupełnie mnie nie dotyczył. Wieczorem pojechaliśmy na cmentarz na Junikowie, zaczął padać deszcz a my mieliśmy ze sobą trzy siatki pełne zniczy, kwiatów i wiązanek. Świeciliśmy sobie telefonami, brnęliśmy przez kałuże, i było bardzo klimatycznie, trochę strasznie i aż nie wierzę, że nie spotkaliśmy żadnego zombie!
W domu upiekłam sernik. I zapaliłam okolicznościowy wosk.

W Trójce piękna muzyka. W drodze na cmentarz zabrzmiała jedna z tych piosenek, która zawsze kojarzy mi się z trójkową "Muzyką ciszy":


304/366

Z braku pomysłu na obiad starłam ziemniaki i usmażyłam placki ziemniaczane. Wyszły epickie, chrupiące i smaczne. Szkoda, że dziecko zjadło pół jednego i oznajmiło, że już placków nie lubi. Żadnych. Amen. Tu mi ręce opadły i w ramach bezsilności gotowa byłam zamieścić w sieci ogłoszenie, że dziecko oddam w dobre ręce.

303/366

Chłopaki pojechali do miasta B. Zrobiłam zakupy, pranie, posprzątałam kuchnię, upiekłam babkę cytrynową (wyszła z zakalcem:/), ugotowałam zupę serową z brokułami i skończyłam słuchać "Fabrykantkę aniołków" Lackberg. Jednak nie umiem przestać dziwić się niefrasobliwości Eriki Falck, która radośnie zataja przed mężem policjantem fakt włamania do domu lub dziarsko lezie na miejsce strzelaniny na wyspie, nie przejmując się faktem, że napastnik (uzbrojony!) nadal tam jest. Nie, mam ochotę wstrząsnąć babą i konkretnie przemówić do rozumu. I tak, nadal bardzo chciałabym zobaczyć Fjällbackę:)

302/366

G. pojechał na urodziny kolegi. W domu cisza, spokój. Więc w ramach budowania strasznego nastroju przed zbliżającym się Halloween włączyłam jeden z moich ulubionych filmów z duchami w roli głównej - czyli "Hotel Transylwania", a kiedy G. wrócił wspólnie obejrzeliśmy "Hotel Transylwania 2".
Rano w Trójce zabrzmiała piosenka, w której zakochałam się od pierwszego dźwięku:



301/366

Rano obudziłam się, włączyłam radio i z przerażeniem odnotowałam, że porannym redaktorem nie jest redaktor Mann. Poczułam żal, że jak to? Tak bez pożegnania? I nie będzie ostatniej przekomarzanki z Nogasiem? A później dotarło do mnie, że jeszcze jest szansa, bo to czwartek.
Więc w ramach tematów okołonogasiowych przypomniałam sobie jedną z kilku jego audycji i sięgnęłam po książkę, którą polecał. Leżała przy łóżku od kilku dni, ale te 900 stron jednak nieco przerażało. Wzięłam, zaczęłam czytać. I nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na 150 stronie.

wtorek, 1 listopada 2016

306.2016

01/11 - rano razem z synem nr1 i tatą obeszliśmy cmentarz w M. roznosząc kwiaty
           i zapalając znicze. W tym roku bardzo zadaniowo i prawie bezrefleksyjnie,
           za to lżej. Po południu syn nr1 upiekł kurczaka nadzianego na butelkę
           jabłkowego somersby, do tego pieczone ziemniaki i skarmelizowane
           jabłka. Mięso pyszne, soczyste i delikatne. Od południa pada deszcz,
           a ja pod kocem, oglądając film całkiem dobrze znoszę małe wyrzuty
           sumienia, że nie pojechałam na tutejszy cmentarz.
           Upiekłam ducanowy sernik, chleb i klops :)