sobota, 19 listopada 2016

323.2016

18/11 - wieczorem u B. i L. obejrzałam w końcu "Dom zły". I o dziwo, dzięki otaczającej
          rzeczywistości w ogóle nie był dla mnie przytłaczający, czy ciężki. Pojawiła się
          jedynie myśl: to tego obawiałam się przez lata ? I wzruszenie ramion. Odnoszę
          wrażenie, że epatowanie okrucieństwem i odczłowieczeniem jako jedynym środkiem
          wyrazu staje się nużące. Następnym filmem był Kochanie, chyba cię zabiłem.
          Zdziwiłam się, gdy przeczytałam - popularne ostatnio słowo - miażdżącą recenzję,
          bo dla mnie to wyjątkowo zabawna komedia ze świetną obsadą ! I tak o północy
          skończył się piątek.

2 komentarze:

  1. Oj, mnie "Dom zły" przeraził. Nawet nie okrucieństwem ale właśnie jakimś brakiem perspektyw, takim dołującym perpetuum mobile tej wsi zabitej dechami. Bardzo chciałabym obejrzeć jeszcze raz "Różę" bo zapamiętałam ten film jako piękna opowieść o złym losie, cierpieniu. Ale piękna. I czuje, ze nie doceniłam jej. Ale naprawdę nie mam odwagi...

    OdpowiedzUsuń
  2. na razie trzyma mnie rozczarowanie... Na dziś te filmy, które widziałam wydają się wręcz płaskie, emocjonalnie nic na plus, tylko wszystko poniżej kreski: źle, gorzej, tragicznie. Al to może mój stan po prostu :)

    OdpowiedzUsuń