środa, 31 sierpnia 2016

244.2016

31/08 - 2/3 roku za nami, ostatni dzień sierpnia...
         Z dużą ulgą odjechałam z SKP, gdzie znajomy mechanik zainstalował mi
         szkło w lusterku, ponieważ pan w sklepie nie miał odwagi z uwagi na
         kruchość i cenę założyć tej  części.

         Kupiłam w biedrze 2 książki: Więźnia nieba i Łowcę głów, wersja
         kieszonkowa, każda po 9,99.

         Poszłam z synem nr2 na Boską Florence. No i zdania są podzielone.
         I. wyszedł z kina z potwornym bólem głowy, znudzony i poirytowany,
         a ja z przekonaniem, że to film wybitny ! Co prawda kinowy, bo w domu
         nie wiem, czy zdołałabym wytrwać te arie. I z całą pewnością nie
         zakwalifikowałabym go jako komedii, a jeśli już, to komediodramat.
         Chyba nieczęsto  doceniam Hugh Grant`a, mam wrażenie że wciąż
         gra tę samą rolę, nieprzytomnego, zawieszonego chłopaka, a tutaj zobaczyłam
         mężczyznę kochającego, żyjącego w trudnym związku. Meryl Streep genialna,
         wzruszająca, niezawodna i uroczy Simon Helberg. Dla mnie ten film, to historia
         realizowania siebie, szukania szczęścia w czymś co się kocha, mimo wszystko.  

243/366

Pojechaliśmy do IKEA kupić uczniowi biurko i krzesło. Już dość miałam zeszytów, ołówków i ćwiczeń walających się gdzieś na kuchennym stole, między pierogami a niedopitą kawą. IKEA... to trochę inny świat, trochę raj. Uwielbiam ich ekspozycje, rozwiązania ergonomiczne, umiejętność cudownego i prostego zagospodarowania przestrzeni tych małych, i tych większych bez wrażenia przeładowania, przesytu, zagracenia. I uwielbiam ichnią kawę, część restauracyjną, w której dzielnie opierałam się torcikowi daim czy tarcie migdałowej. Kupiliśmy biurko, krzesło, ceramiczną formę do tarty, pudełko lunchowe. I znów zamarzył mi się remont, nowa kuchnia, nowa sypialnia i dużo nowych i pojemnych regałów na książki.
Wracając wstąpiliśmy na dworzec, żeby wysłać przesyłkę kurierską. Na widok tabliczki z nazwą "peron 2a" uśmiechnęłam się do wspomnień. I trochę zatęskniłam za tymi godzinami rozmów iskrzących, błyskotliwych i chyba nawet trochę mądrych.

243.2016

30/08 - to zdaje się można nazwać szczęściem, że mijając stającą
           na światłach awaryjnych ciężarówkę i zaczepiając o jej naczepę
           lusterkiem straciłam tylko szkło, a obudowa została... Ale jakoś
           mnie to osłabiło, poczułam się bezradna, przybita, przygnieciona
           całym swoim światem, kolejną sprawą wskakującą na moje barki,
           wynikającą wyłącznie z nieuwagi. I samotna... Trochę rozproszył
           ten stan rozmachany radośnie ogon Soni czy późnym wieczorem
           przyniesione przez syna nr2 pączki z Tesco.

wtorek, 30 sierpnia 2016

242/366

Pierwszy dzień w pracy. Zaskakująco lekki i przyjemny. Dużo miłych listów w skrzynce, dużo ciepłych słów. Coraz bardziej podoba mi się ten sierpień - jest zupełnie inny od smutnego, ciężkiego lipca, od wypełniającego go strachu, niepewności, zmęczenia. Tak, zapamiętam to lato jako wiele pięknych, sierpniowych dni... ciepłych, złotych i lekkich. Lekki tym bardziej, że poranna waga wskazała pourlopowe -0,5 kg. Jednak na wyjeździe przespacerowałam 50 kilometrów i nie ulegałam każdej kulinarnej pokusie:)

241/366

Dzień rozpakowywania walizek, krzepnięcia w rzeczywistości, prania. G. rano pognał do kolegi, u którego został aż do obiadu. Wygłaskałam i wytuliłam koty nieco obrażone naszą nieobecnością. Przygotowałam na obiad risotto z kurkami kupionymi w drodze powrotnej znad morza. I dosłuchałam audiobooka. Wieczorem nałożyłam na paznokcie u stóp koralowy lakier, który bardzo pięknie podkreśla przyciemniony przez słońce kolor skóry.

240/366

Dni wyjazdowe zawsze są dla mnie trudne i niewdzięczne. Bo to niby jeszcze dzień urlopu, ale już nie tam, a jeszcze tak bardzo nie tu. Skoro nie musieliśmy się spieszyć to spakowałam nas i postanowiliśmy pojechać zobaczyć jezioro Bukowo, która ma bardzo interesującą historię (i jest połączone kanałem z Bałtykiem). Za Dąbkami zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby przepuścić jadący z przeciwnej strony samochód. A skoro już stanęliśmy w zatoczce to postanowiliśmy sprawdzić, czy za tym wzgórzem naprawdę jest morze? I było:






Puste plaże, wiejący wiatr, fale. Miękki, rozgrzany piasek. I słońce. I absolutny brak ludzi. Zaniemówiłam z zachwytu. Absolutnie nie spodziewałam się takiego widoku w Polsce, w sierpniu, w upalny dzień. I poczułam się tak po prostu szczęśliwa...

Pojechaliśmy kawałek dalej do maleńkiej miejscowości Dąbkowice. Z sieci wiedziałam, że na miejscu są dwa ośrodki domków letniskowych. No i są, takie zapuszczone trochę, zapewne pamiętają siermiężne lata. W jednym z ośrodków był barek z gastronomią. Zamówiliśmy ryby i... zaskoczyło nas, jak pyszne są, jak szybko podane i jak niski zapłaciliśmy rachunek:) Zapytaliśmy o wolne miejsca w ośrodku. Pani stwierdziła, że to już wszystko zarezerwowane na przyszły rok, i za dwa lata też. A właściwie to tu zawsze ci sami ludzie przyjeżdżają, od lat ten sam zestaw. Mój umysł już wykoncypował, że no trudno - trzeba będzie zaczaić się na kogoś w ciemnym zaułku i przy użyciu niebezpiecznego narzędzia przejąć "przydział dożywotni" na domek. Bo tak bezczynnie czekać aż ktoś umrze i tym sposobem domek zwolni?;)
Pani skierowała nas na plażę. A tam:





Wejście na plażę dokładnie takie, jak zapamiętałam z dzieciństwa. I cała plaża taka - odrealniona, pusta. W tym natłoku zdjęć plaż zagraconych parawanami, gdzie przy wejściu niemal trzeba przepychać się między straganami - ta plaża była po prostu jak z marzeń, jak z filmu, jak ze snu.
Więc pognałam do auta, wydobyłam strój i ręczniki. I poszliśmy skakać na fale:)





O 17 zebraliśmy się w drogę. W kiosku z badziewiem (w Dąbkach) syn kupił mi - na pamiątkę - magnes na lodówkę. Nie jest aż tak szpetny, jak te pamiątki, które ja przywoziłam ze swoich dziecięcych wakacji;) Byłam tak szczęśliwa, tak ukołysana tym nadmorskim błogostanem, że kiedy z płyty podróżnej rozległy się dźwięki "Nie opuszczaj mnie" w wykonaniu Bajora nie tylko nie ominęłam piosenki, ale posłuchałam raz, drugi i trzeci. Po czym popłakałam się z zachwytu. Tak, piękno słów, doskonałość wykonania można docenić właśnie wtedy kiedy człowieka przepełnia poczucie, że oto właśnie zdarza się jeden z piękniejszych dni w życiu.

239/366

Piątek. Ostatni dzień pobytu nad morzem. Ostatnia okazja do złapania słońca na plaży. Ale upał był taki, że przeleżałam w cieniu. To znaczy - próbowałam leżeć, bo słońce uparcie się przesuwałam więc i ja, posłusznie, z kocykiem w zasięg cienia sosnowych koron. A jednak udało mi się opalić. Bardzo. I chociaż zakładałam, że idę na plażę na godzinę, to zostaliśmy tam na cztery godziny. I było cudownie.

Wieczorem pożegnanie z morzem. Piliśmy cydr, graliśmy w piłkę w morzu, wygłupialiśmy się na plaży. I dopiero komary podłe i podle kąsające wygnały nas z plaży. Ale ten zapach morza, kolory, beztroskę i radość zapamiętam na długo.






 

238/366

Rano plaża. Grzanie się w słońcu, długi spacer brzegiem morza. Morze czyste, kojące i w niesamowitych odcieniach turkusu.


I wieczorem wyjazd do Darłówka. Mieliśmy zjeść rybę ale... jakoś nie było ochoty. Spacerowaliśmy po plaży, po porcie, zachwycałam się zachodem słońca płonącym nad morzem. 





A kiedy wracaliśmy autem do naszej osady, w ciemności przez zakręty i pola, tak dobrze komponowała mi się słuchana bardzo głośno piosenka Dyjaka:



237/366

Rano poprosiłam mamę o podcięcie końcówek włosów. Żeby wyrównać ten dłuższy tył do ramion. Nie wiem CO zrozumiała mama, jaką miała wizję. Kilkanaście sekund później okazało się, że mam odsłoniętą całą szyję a włosy sięgają do brody. Nie jestem maniaczką długich włosów, zapuszczania na siłę, płakania nad każdym centymetrem. Ale wściekłam się, bo jakoś dawały się te włosy spiąć, jakoś zebrać...
Pograliśmy w Chińczyka, poszliśmy na plażę. A tam... chyba pierwszy raz widziałam coś, co pan z grajdołka obok nazwał "dymieniem morza". I tak to wyglądało: morze, plaża spowite były mgłą tak gęstą, że ledwie widać było wyciągniętą dłoń. A kilkanaście metrów dalej, tuż za lasem, świeciło piękne słońce i niebo było bezchmurne. Usiadłam na leżaku, zamknęłam oczy i weszłam do świata Harry'ego Hole...

236/366

Rano padało. Postanowiliśmy skorzystać z okazji, pojechać na zakupy do Darłówka (i kupić planszówkę, gdyż jak wiadomo w czasie deszczu dzieci się nudzą;)) a przy okazji jakoś zagospodarować ten dzień. Więc graliśmy w cymbergaja, zjedliśmy absolutnie rewelacyjną rybę w Atolu, poprawiliśmy goframi, i poszliśmy do portu. W Darłówku byłam jako dziecko, później jako trzydziestolatka na weekendowym wyjeździe. Z dzieciństwa pamiętam niewiele (poza tym, że komary pogryzły mnie dotkliwie, stopy spuchły i do domu wracałam w japonkach a nie był to bardzo pogodny wrzesień). Z tego drugiego wyjazdu zapamiętałam sierpniowy spokój, ciszę, sztorm. No... więc Darłówko nie ma w sobie nic z sennego miasteczka nadmorskiego. Jest koszmarnym nadmorskim kurortem, którego nie cierpię. Opróżnione z ludzi, opróżnione ze stoisk z chińskim badziewiem, uwolnione od pulsującej i ryczącej muzyki - byłoby śliczne. W porcie wiało, morze było szare, falowało niczym mieniąca się tkanina. I - oczywiście - było piękne.

(most się rozsuwa - jacht/statek przepływa)

(warto przeczytać napis na tym bloku)




Wieczorem znalazłam jeszcze siły i pognaliśmy na plażę. A tam...



235/366

Och! Wiało, jak wiało! I świeciło słońce:) Szaleliśmy skacząc na fale, biegając z Zaspą. Każdym fragmentem ciała czułam, jak bardzo tęskniłam za tym słońcem, szumem fal, za uderzeniami wody o uda, za zapadaniem stóp w mokrym piasku. 


A wieczorem graliśmy w sportowe kalambury, uśmialiśmy się bo wcale nie jest łatwo pokazać sporty rowerowe nie mając do dyspozycji roweru;) 
Oczywiście poszliśmy oglądać - a jakże - zachód słońca. 



234/366

Deszcz, deszcz, deszcz. Ogromna ulewa, deszcz padał od sobotniego wieczoru aż do późnego popołudnia.  Na trawniku kałuże, na parkingu bagienko. Czekaliśmy na chwile, kiedy przestanie padać. I poszliśmy nad morze. Morze... Jak zwykle mnie zachwyca, rzuca na kolana, wzrusza. I paradoksalnie w taki deszczowy dzień, kiedy plaza pusta, kiedy zimno i nieprzyjemnie, zachwyca najbardziej.
W ciągu całego dnia udało nam się przespacerować ponad 10 km. Z czego 7 km to spacer brzegiem morza. Morze o zachodzie słońca, feeria barw i zapowiedź pięknej pogody...




242.2016

29/08 - wstępnie z ulgą zamknęłam sierpień w br2.
           Odebrałam z apteki leki dla taty, po trwającym kilka dni
           zamieszaniu.
           Wieczorem razem z synem nr2 i pączkami odwiedziliśmy
           D. i Nemo, której sfotografowane jest nie lada wyczynem,
           ponieważ niezmordowana śmiga z ADHD do kwadratu,
           więc jestem szczęśliwą posiadaczką wielu zdjęć kota w ruchu,
           podłogi na której przed sekundą był kot oraz poszczególnych
           rozmazanych części kota !







poniedziałek, 29 sierpnia 2016

233/366

Mieliśmy wyjechać o 9, wyjechaliśmy o 13. I jeszcze przez Piątkowo, gdzie odbierałam książkę, a później przez Bydgoszcz dokąd wieźliśmy coś. A to wszystko w upale, z Zaspą na pokładzie. I chociaż droga zajęła nam 6 godzin, warto było. Uwielbiam jeździć bocznymi drogami, oglądać życie małych miasteczek, podziwiać zmieniające się krajobrazy. I jeszcze śpiewać piosenki z mojej ulubionej, autorskiej składanki podróżnej. W Sławnie kupiłam legendarne już miseczki z Biedronki, dokładnie te wzory, które najbardziej podobały mi się. Po przyjeździe był plan, aby rozpakować się i pójść nad morze. Ale byłam bardzo zmęczona, było już ciemno więc uznałam, że z morzem przywitam się rano. I dobrze, bo rozpętała się ulewa, a ja zaległam w łóżku, z kawa i książka, która okazała sie ciepła, mądra lektura. 
Czy muszę dodawać, że ta ulewa zastała moich chłopaków akurat nad morzem? I że wrócili przemoknięci i przeszczęśliwi?:)

232/366

Posprzątałam dom. Spakowałam walizki. Upiekłam sernikobrownie. Pojechałam na zakupy. Ale przede wszystkim kupiłam na wyprzedaży strój kąpielowy. Czarny w białe groszki, trochę retro. Przymierzyłam w domu i uznałam, ze to był rewelacyjny zakup.

231/366

Pracowe dni przed urlopem to bieganie, nerwówka i koszmarne zmęczenie. W domu zjadam jakąś wydobytą z zamrażarki zupę, na szybko gotuję coś jakby risotto z kaszy bulgur, oglądam kolejny odcinek Raya Donovana i układam plan działania na jutro. Z listy jasno wynika, ze jutro magicznym sposobem będzie musiało mieć więcej niż 24 godziny:)

niedziela, 28 sierpnia 2016

241.2016

28/08 - ze śliwek zrobiłam konfiturę z czekoladą.
           Spotkałam się z A. na pogadanie, kawę i spacer.
           I w tej chwili mogę wyznać: kocham moje życie !  I Prosecco !


sobota, 27 sierpnia 2016

240.2016

27/08 - szłam do br2 i zatrzymałam się, żeby kupić śliwki.
          Starszy pan, stara waga i śliwki z własnego ogrodu.
          Twierdził, że rano zrywał. Chwilę z nim rozmawiałam,
          w pewnym momencie mówi do mnie: ech, taką kobietę
          jak pani, to trzeba przewrócić...
          Roześmiałam się, spytałam: i ?
          I kochać...
          To kupiłam 3 kilo :D

239.2016

26/08 - potrzebowałam utworu i przypomniał mi się adekwatny duet.
           Trzy godziny snu i lekkie oszołomienie. W pracy przetrwałam do
            17-tej.  Kocham takie letnie noce, kocham...


piątek, 26 sierpnia 2016

238.2016

25/08 - lubię takie dni, czy godziny, kiedy jestem taka szczęśliwa :)
           Piszę i kasuję, więc zdaje się, że im więcej słów, tym gorzej.



środa, 24 sierpnia 2016

237.2016

24/08 - pani wet potwierdziła płeć kotełki, dziewczynka. Została z wczoraj
           nadanym, genderowym imieniem Nemo, bo troszkę z oczkiem
           ma kłopoty, a mnie się skojarzyło, że Kapitan Nemo miał jedno oko
           zasłonięte. A naprawdę chyba nie miał :)
           Na Happy zasługuje fakt, że wyrobiłam się z pracą, br2, wpadłam
           do rodziców i zdążyłam do weta. A Sonia nauczyła się zapakować
           do samochodu samodzielnie :)

236.2016

23/08 - po urlopie w zasadzie natychmiast wchłonęła mnie
           otaczająca rzeczywistość tak bardzo, że nie mam w głowie
           prawie żadnych refleksji po-warsztatowych.

           Syn nr2 został wyróżniony w ogólnopolskim konkursie
           literackim, choć dla mnie jego wiersze są tak emo,
           że za każdym razem włos mi się na głowie jeży i myślę,
           co ten chłopak ma za rodziców ?
         
           D. prosił, żebym zrobiła z nim jedno z warsztatowych
           ćwiczeń, ale wciąż nie ma sprzyjających okoliczności
           przyrody. Wieczorem pojechaliśmy w spokojne zazwyczaj
           miejsce, gdzie mamy postój podczas przejażdżek obwodnicą.
           A tam spotkaliśmy rozwrzeszczanego kociaka... Zatem nie
           było ćwiczenia, tylko akcja Rossman - kocie żarcie junior.
           W ten oto sposób najwyraźniej D. ma swojego pierwszego
           kota, zaś ja wyrażam prośbę do Opatrzności, by ten kot nie
           stał się moim czwartym !

wtorek, 23 sierpnia 2016

235.2016

22/08 - 2 godziny u wet, zasikany samochód, kara za przekroczenie
            czasu parkowania, żal i rozczarowanie jeśli chodzi o syna nr2.
            Happy ? Może te kilka minut na profilowanym łóżku w solarium,
            z kategorii luksus dla ubogich.

niedziela, 21 sierpnia 2016

234.2016

21/08 - dziś w przychodni był pan wet. Niezrozumiałym dla mnie
           pozostanie fakt, że 99% spotkanych lekarzy weterynarii okazuje
           swoim pacjentom zainteresowanie, empatię i czułość, co jest
           dokładną odwrotnością zachowania lekarzy dla ludzi...
         
            P. przysłał zdjęcia z Muchowa, oraz muzykę i nagrane
            kroki do tańców w kręgu. Posłuchałam 10 załączonych utworów,
            do kilku poskakałam, do raptem 3 pamiętałam kroki.
            Rozczuliło mnie nagranie J. i pozdrowienia na końcu :)

            Nagranie poglądowe - nie nasze :)


233.2016

20/08 - taki dzień z cieniem śmierci i choroby w tle...
           Poranna msza w intencji teściów. 10 rocznica śmierci
           teściowej. Jakieś morze dni minęło... Msza była piękna,
           bo pozbawiona kazania, słońce przebijało się przez witraże
           i barwnie oświetlało ściany kościoła. Później z D. byliśmy
           na cmentarzu. Zapaliliśmy też znicz na grobie Pani B.
           Ładny, wczesnojesienny poranek.        
           Przed 11 byłam z Sonią u pani wet. Zabawny i rozczulający
           był moment, gdy osłuchiwana stetoskopem wstrzymała oddech
           kiedy poczuła słuchawkę na klatce piersiowej. Po pyralginie
           domięśniowej było lepiej.
           Skończyłam czytać "Przyjaciela rodziny" i zaczęłam "Osobliwe szczęście...".
         
           Po południu spotkaliśmy się z D. Powiedział mi, że dowiedział się,
           że miesiąc temu zmarła kobieta, z którą chodził do klasy i kiedyś
           była jedną z bliższych mu osób. 47 lat... trochę wcześnie...
         

sobota, 20 sierpnia 2016

232.2016

19/08 - kupiłam świece, whisky i krem do depilacji. Skojarzenia
            związane z tym zestawem bardzo mnie rozbawiły.
            Po 20-tej siedziałam sobie w kuchni, czytałam książkę
            i słuchałam LP3 popijając Danielsa ze spritem. Bosko !
         

piątek, 19 sierpnia 2016

231.2016

18/08 - przed 14-tą informatyk przywiózł mój firmowy komputer.
           Przez 2 dniu uporządkowałam wszystko na biurku, poodkurzałam,
           powycierałam biurko, drukarkę i drzwi w pracy ! Żadna odkrywcza
           refleksja, bez kompa robi się 3x tyle czasu !
           Posprzątałam z synem nr2 piwnicę. Wieczorem u B. obejrzałam film.
           Poruszył mnie, zirytował, rozczarował, poczułam też wstyd... może
           dlatego warto, choć niektóre kwestie chyba wprost z Coelho (którego
           długo ceniłam, ale spadł mi jakiś czas temu z piedestału).
           Od niedzieli mam w głowie i w myślach ten klip. Przypomniał mi się
           też podczas filmu.





     
         

czwartek, 18 sierpnia 2016

230/366

Wizyta księgowa przebiegła w bardzo miłej, sympatycznej atmosferze. Aż nieprawdopodobne. Poza tym pracuję jak mrówka, mam ambitny plan przed piątkowym wolnym uporządkować biurko. 
A na poznańskiej grupie książkowej kupiłam za grosze książkę, bo bardzo zaintrygował mnie tytuł (sugerujący ciepłe czytadełko idealne na plażę lub do kubka ciepłej het baty i pledu). Umówiłam się na odbiór w drodze nad morze. Rano przeglądając "Zwierciadło" znalazłam ten tytuł wśród polecanych lektur sprzyjających dobremu nastrojowi i aurze urlopowej:)

środa, 17 sierpnia 2016

230.2016

17/08 - kupiłam tkaninę w kratkę i uszyłam sobie spódnicę.
           Co prawda nie wiem, czy gdzieś ją założę, bo trochę
           namiot :D ale i tak sprawiło mi to frajdę :)
           Dokupiłam  jeszcze 2 miseczki i mam komplet ! :))

229.2016

16/08 - pierwszy dzień w pracy (bez fajerwerków), szybki powrót do prozy.
          Dobre spotkanie z rodzicami, potem (znowu) sushi z B. Jakoś szybciej
          lub inaczej czas mija. W biedrze kupiłam 4 miseczki ceramiczne,
          o których mówiła eM., nie mogłam się oprzeć, zwłaszcza, że przecenili
          na 4,5/szt i książkę.

228.2016

15/08 - dzień wyjazdu. Poranna joga zakończona sesją nidry.
           Wstrząsające doznanie !
           Po obiedzie powrót do domu. Przesiadka w stolicy.
           Przyjechał po mnie D. z synem nr2. Uwielbiam, gdy
           mój nastoletni chłopak wyskakuje z samochodu
           z otwartymi ramionami...

227.2016

14/08 - ostatni, bardzo długi dzień warsztatów. Brałam udział
           w trudnym ustawieniu. Stan, gdy człowiek miota się jak
           w pułapce. Dotkliwy, nieznośny. Nie wiem na ile to moje,
           mam nadzieję, że niewiele.
           Wieczorem pożegnalne spotkanie, ceremonia herbaty,
           upominki. Później nasz występ dla Kadry. Zakochałam się
           w tańcu w kręgu. Chyba z wzajemnością :))
           Na najbliższe miesiące Los wybrał dla mnie słowa:
           bliskość i zaufanie.


229/366

Wystawiłam dwie faktury. Jedną na kwotę dużą a drugą... na olbrzymią:) Jak to ulga widzieć, że praca przynosi efekty. Że jednak firma przetrwa, że (być może przez krótką chwilę) uda się złapać finansowy oddech. I nagle poczułam, że jestem jakby mniej zmęczona. Nawet perspektywa urlopu stała się mniej kusząca;)

228/366

Dopadła mnie taka starość, że przygotowując się do pikniku na dwie rodziny muszę przygotowywać listę. Inaczej zapomnę o czymś ważnym. I tak wstałam rano i przygotowałam:
- warzywa w słupki
- pomidory w połówki
- dip ziołowy
- hot-dogi z ciasta francuskiego z parówkami/kabanosami
- ogromną miskę popcornu
- wodę z cytryną, miętą i ogórkiem 
- surówkę marchewkową na ostro

Spakowałam upieczone dzień wcześniej pierogi. Przygotowałam obrus, koce, sztućce, miskę i wodę dla Zaspy. I pojechaliśmy na piknik. Pogoda była taka sobie ale nie przeszkadzała odpoczywać i relaksować się. Rozbiegane, roześmiane dzieci, spacer po majątku Rogalin, pies głaskany ponad miarę. Cudowny dzień. Tak pozytywnie mnie naładował energią, że po powrocie do domu jakoś z rozpędu i przypadkiem posprzątałam łazienkę:)

wtorek, 16 sierpnia 2016

226.2016

13/08 - w "moim" pięknym, wielkim łożu nie wyspałam się,
           gdyż przeciągnęła się do nocy rozmowa z T. Jednym
           z wątków była podróż. Czas pokaże, co i jak,
           ale to było miłe wyobrażać sobie siebie na krakowskim
           rynku.
           Ponieważ drastycznie zmienił się skład grupy, poczułam
           w tempie przyspieszonym proces rozpadu czegoś co
           zaistniało, rozsypało się i złożyło w coś zupełnie nowego.
           Ciekawe doświadczenie, zresztą dopiero z perspektywy
           czasu tak to widzę.
           Wieczór przy świecach i lampce wina, spędzony na
            rozmowie kobiet z różnych stron kraju. Dobry czas.

227/366

Miałam robić nic. Słuchać książek, może czytać. Ale umówiliśmy się na piknik z rodzicami W. Więc do pikniku należało się przygotować. Najpierw zakupy, później gotowanie. Uparłam się na pieczone pierogi. A ponieważ mam wyjątkową awersję do wałkowania i wykrawania ciasta półkruchego to wynalazłam przepis na ciasto bazujący na pure z gotowanych ziemniaków. Czyli jakby knedle, tylko pieczone. Zrobiłam dwa rodzaje farszu: szpinak z fetą i farsz jak  na pierogi ruskie. I zmierzyłam się z ciastem ziemniaczanym. Powiem tylko, że to był bardzo, BARDZO zły pomysł. Przetrwałam, bo chłopaki zeszli mi z oczu a operacji pierogowej towarzyszyły dwa kieliszki wina. Nigdy, nigdy więcej. Efekt mizerny, ciasto gumowate. 

I kiedy wieczorem, nareszcie, usiadłam z filiżanką kawy, przykryłam się pledem a na kolanach miałam łeb Zaspy do głaskania poczułam pełnię szczęścia.

226/366

W sobotę rano pojechaliśmy do Bydgoszczy. L. miał tam małą naprawę (na 20 minut) pracy więc uznaliśmy, że ja i G. pospacerujemy a później zjemy coś i pójdziemy nad Brdę. Postanowiłam zrobić dziecku niespodziankę i zainstalowałam Pokemon Go. Kiedy dojechaliśmy do Bydgoszczy zapytałam G., czy nie miałby ochoty urządzić polowania na bardzo złośliwe pokemony - ta mina uradowanego dziecka - bezcenna.
Spacerem zrobiliśmy osiem kilometrów. Zjedliśmy lekkie sałatki w Warzelni Piwa, z widokiem na Wyspę Młyńską, na Brdę. Było pięknie i słonecznie. A Bydgoszcz mnie zachwyciła. Gdzieś w pamięci miałam wspomnienia ze szkolnej wycieczki, jeszcze w podstawówce. Zapamiętałam miasto szare, bure, ponure i smutne. Po prostu brzydkie. Teraz oczy szeroko otwierałam ze zdumienia. Być może takie po prostu były miasta w PRLu. Teraz Bydgoszcz - ta część miasta przeznaczona dla turystów, skupiona wokół rzeki - wygląda tak:








Bajeczna była ta sobota. Cały dzień razem, bez pośpiechu, bez nerwów...

225/366

Piątek. Byłam tak zmęczona, że postanowiłam skrócić wszystkim dzień pracy. I dałam się uwieść nowej okładce "Zwierciadła" z Izą Kuną. Ale zawartości jeszcze nawet nie przejrzałam.

piątek, 12 sierpnia 2016

225.2016

12/08 - podczas relaksacji na porannej jodze mieliśmy wyobrazić sobie
           NAJPIĘKNIEJSZE miejsce na świecie. Aż łzy stanęły mi w oczch,
           bo pomyślałam o swoim domu.
           Dziś było moje ustawienie. Bardzo wzruszające. Po obiedzie sesja
           rebirthingowa w parach. Ku mojemu zaskoczeniu piękne,
           czułe doświadczenie.

224/366

Ta chwila, kiedy wracam z pracy, świeci słońcem, mam ładne buty i twarzowy sweter. Oglądam się w sklepowej witrynie i nie jest doskonale, ale nie jest też źle. A później wchodzę w zielony tunel z klonów, prześwietlony popołudniowym słońcem i to jest dobre, miłe doznanie, westchnienie późnego lata. 
Wieczorem siatkarze wygrywają koncertowo a w domu pachnie popcornem z karmelem (pachnie pięknie ale smakuje beznadziejnie;))

czwartek, 11 sierpnia 2016

224.2016

11/08 - byłam reprezentantką w ustawieniu. Lubię te prace.
           Byłam Smutkiem, ale dla mnie osobiście było przyjemne
           kilka czy kilkanaście minut, kiedy dotarłam do Źródła.
           Przyjechał na jeden dzień J. Lubię go spotykać, rozmawiać,
           słuchać. Jest w nim takie bliskie mi ciepło.
           Po obiedzie pojechaliśmy zdobyć Radogost :)