poniedziałek, 31 października 2016

305.2016

31/10 - w ostatnim dniu października,  zamiast radia - Francis.
           K. w szpitalu na obserwacji, a dla mnie przyjemny dreszczyk małego
           zarządzania w biurze. Zabawna wymiana na WhassApp`ie z R.
           Skończyłam czytać "Dzikiego łabędzia...". Bardzo ciepło podchodzę
           do tej pięknie ilustrowanej książki. Z synem nr2 oglądamy nowe anime.

niedziela, 30 października 2016

304.2016

30/10 - obudziłam się o 7, która na wszystkich zegarach poza dwoma "sama"
           zmieniła się na 6. Upiekłam ducanowy chleb z otrębami, pojechałam
           do Tobolic po chryzantemy. I byłam TAAAKAAA szczęśliwa,
           bo gospodarstwo mimo, że niedziela było otwarte, za to  nie było w ogóle
           ludzi, więc w spokoju wybrałam kwiaty. I jak zaczęłam od 10 jeździć,
           to koło 20-tej skończyłam. Byliśmy z D. i synem nr2 w M., posprzątać
           na grobach mojej rodziny. Po powrocie poszliśmy do Olimpu na obiad,
           później pojechaliśmy po syna nr1 do Ostrowi Maz., ponieważ zjechał
           tym razem z Łodzi :) Dostałam też przemiłego maila od H.
           Pomimo, że od dawna źle znoszę zmianę czasu, to ten dzień był po prostu
           dobry.

303.2016

29/10 - obudziłam się przed 12 !!! Aaaaaaa !!!!
          Dodatkowo pamiętam dwa sny. W jednym jechałam z eM. i G.
          pociągiem. Wysiadłyśmy podczas postoju i poszłyśmy do
          przydworcowego hotelu. Pociąg oczywiście odjechał. Bardzo
          byłyśmy zaskoczone, ale poszłyśmy nad jezioro, na którym odbywały
          się zawody pływackie. Brali w nich udział motocykliści, którzy w pełnym
          rynsztunku ścigali się przepływając na motorach jakby to były skutery
          wodne. My we trzy wykorzystałyśmy ławkę parkową jak kajak :) ale
          skończyłyśmy w szuwarach...
       
          Po południu byłam z D. i synem nr2 we Frangos. Zdecydowałam się
          na  pulled pork, no i szału nie ma, tzn, burger ok, ale mięso jak mięso.
          Później kupiliśmy znicze. Wieczorem obejrzeliśmy u D. i jego kotów
          Voice of Poland. Dobrze myślę o tym dniu.

       

302.2016

28/10 - zdaje się, że osiągnęłam pułap wagowej desperacji, ponieważ
           postanowiłam wrócić do Dukana. Może drastyczna zmiana sposobu
           odżywiania coś pomoże, bo pomimo vitaliowego trybu, nie jestem
           w stanie zrezygnować z cukru i wpadam w błędne koło. Na razie
           oglądam strony z dukanowymi zasadami i przepisami.
           W drodze do pracy po raz ostatni Trójkowy duet Mann&Nogaś.
           Uścisk w gardle, łzy w oczach, żal podszyty złością...
           Dzień przemknął w skupieniu około-dukanowym.
           Wieczór w całkowitej opozycji dietetycznej u B. :)
         

piątek, 28 października 2016

301.2016

27/10 - w kinie ostatni dzień grali "Wołyń", a ponieważ tata chciał pójść,
          pojechałam po bilety. Syn nr2 zaoferował się, że może mu podczas seansu
          towarzyszyć. Ponad godzina przed czasem, przy kasie ani żywej duszy,
          i okazuje się, że wszystkie bilety sprzedane ! Poczułam taką złość,
          że mało nie zaczęłam tupać ! Ale kilka miejsc było zarezerwowanych,
          a w naszym lokalnym kinie trzeba rezerwacje odebrać na godzinę przed
          seansem. Toteż poczekałam 4 min, i gdy "wybiła" 16:40 mogłam kupić
          bilety, bo chyba niewiele osób zwraca uwagę na to absurdalne obwarowanie
          rezerwacji. I fakt kupienia biletów naprawdę mnie uszczęśliwił, poza tym
          tata był taki podekscytowany wyjściem, po filmie mówił, że w pewnym
          momencie poczuł, że płyną mu łzy, co mnie chyba dodatkowo rozłożyło
          i wzruszyło.

300.2016

26/10 - dostałam od mamy wiaderko serka waniliowego, ponieważ, jak stwierdziła
          oboje z tatą mają cukrzycę, więc nie zjedzą. Hmy... to zrobiłam sernik wiedeński,
          nie wyszedł mi taki ładny jak na KS, trochę niedopieczony, ale jest pyszny !




czwartek, 27 października 2016

300/366

Pół dnia przespałam, przez kolejne pół słuchałam "Wybawiciela" Nesbo. Niesamowite sa jego książki, niezwykli bohaterowie. I chociaż ta konkretna część na początku nie wciągała mnie i męczyła, to po wysłuchaniu całości plasuje sie zaraz za "Pierwszym śniegiem".

299/366

Leżę chora. Próbuje rozpędzić te wirusy naparem z pyłkiem pszczelim i propolisem. W ramach pociechy dla duszy włączyłam "Rozważna i romantyczna", i dosłownie popłakałam sie, kiedy dotarło do mnie, ze Alan Rickman (pułkownik Brandon) naprawdę nie żyje, ze pozostały po nim tylko role w filmach. Tutaj zagrał jak natchniony, piękna i cicha, bez histerii i nadmiaru ekspresji, rola. I to spojrzenie zakochanego, oddanego, zawiedzionego mężczyzny. 

298/366

Przymusowy dzień w domu z chorym G. Ominął mnie pogrzeb pana W., i trochę żałuje, bo czułam potrzebę pożegnania go. 
Pojechaliśmy na pizzę. Niestety, tak bardzo przywykłam do naszej domowej na cienkim, chrupiącym spodzie lub jeszcze lepszej ze Sztosu, ze ta niegdyś ulubiona smakowała jak gruba, biała buła. W Auchan kupiłam znicze i kwiaty na zbliżające sie święto, a w Jysku kapy na sofę, które - mam nadzieje - nie bedą zsuwać się jak koce. A przed snem wyobrażałam sobie nasza kuchnie po remoncie:)

297/366

Niedziela właściwie mogłaby sie nie wydarzyć. Moze wtedy los oszczędziłby mi poparzonej dłoni i rozciętego kciuka? Owszem, szarlotka wyszła pyszna ale z racji autouszkodzeń, jakich dokonałam na sobie podczas jej przygotowania - nie az tak powalająca. 

296/366

Jednak na problemy oskrzelowe nebulizacja czyni cuda. To ogromna ulga, kiedy dziecko przestaje dusić sie od kaszlu. W ramach obiadu skorzystaliśmy z zaproszenia bistro, dla którego robiliśmy cześć elementów wystroju i pojechaliśmy na degustacje menu, przed otwarciem. A tam... w odwiedziny wpadł facet, który wydawał mi sie dziwnie znajomy. Nijak nie mogłam go umiejscowić, nijak skojarzyć skąd znam te twarz. Okazało sie, ze chodziliśmy do jednego liceum. Był w poczcie sztandarowym wiec łatwo można było go zapamiętać. Zaskakujące bo właściwie niewiele sie zmienił, po prostu kilka lat przybyło. W bistro zjedliśmy wrapy, falafele i marynowane warzywa (cudownie proste i pyszne!) G. wzbudził niemała sensacje, kiedy zażyczył sobie podania mu przegrzebków. I zjadł!

295/366

G. wrócił ze szkoły z koszmarnym kaszlem. Udało sie nam dostać do lekarza. Pani doktor bardzo wnikliwa dopatrzyła sie u G. jakby zeza rozbieznego. Wiec poza receptami dostaliśmy tez skierowanie do okulisty. I przy okazji do lekarza sportowego. 

wtorek, 25 października 2016

299.2016

25/10 - teraz jest taki dziwny czas, niezrozumiałych dla mnie zmian...
           Poranne piątki z głosem red. Manna to rytuał - początek weekendu.
           Część drogi do szkoły syna nr2, to słuchanie rozmowy z red. Nogasiem.
           Zabawne, przekorne wymiany, często też poważna, czy refleksyjna, mądra...
           ideał, który chłonęły nasze uszy.  Płyną mi łzy, z bezsilności...
           Tak ważne i cenne chwile minęły. Ktoś, dla mnie nie do końca zidentyfikowany
           daje na to pozwolenie.
           "Dobra zmiana" bezpardonowo demoluje Trójkę i jej słuchaczy.
           Nic nie może przecież wiecznie trwać mówią słowa piosenki. Dotyczy to także
           obecnie nam rządzących. Na szczęście !
           Dziś odebrałam z paczkomatu przedostatnią polecaną książkę.


       
         Na uspokojenie...


298.2016

24/10 - choć zwlekam się z łóżka niechętnie, to rygor codzienności pomaga,
           dodaje siły. Jestem w procesie zmian, który przestał być ścianą, stał
           się działaniem. Odpowiedzi na kolejne pytania sprawiają, że znika lęk,
           przynajmniej tyle dobrego. Odebrałam od rzeczoznawcy kosztowną wycenę.
           Klamka zapadła. Ten blog momentami jest niezłym wyzwaniem :)
           Wieczorem syn nr2 wrócił do domu z Tescowymi pączkami, wybrałam
           waniliowy i przy herbacie oglądaliśmy Szkło ;)

297.2016

23/10 - taki dzień, że trudno mi był znaleźć sobie miejsce. Dom wyjątkowo
           zaludniony, bo weekendowy gość ze stolicy u syna nr2, a także syn nr1,
           a ja w tym wszystkim z jakimś poczuciem samotności.
           Zrobiliśmy obiad, upiekłam szarlotkę. Później kolejno odwoziłam
           na dworzec syna nr1 - 2x, ponieważ zapomniał z domu papierów,
           później gościa syna nr2. Padał deszcz i ja w tym rozmazana.
           Co lubię w tym dniu  ? z trudem przebija się przez pierwszy front: nie lubię...
            Więc z kategorii "co lubię"  to Wesele w Sorrento i szarlotka :))
           

296.2016

22/10 - znaczna część soboty w br2, a tam karta: herbata+żurawina+kilka
          goździków+cytryna+sok z malin, zachęcam, żebyś spróbowała.
          W aneksie kuchennym wszystko poukładane, tylko poskładać i zalać :)
          Dobra, rozczulająca mieszanka :)
          Wieczorem spotkanie z A. Ona tym razem bardzo rozkojarzona, trochę
          nieobecna, bardziej w Gruzji niż na miejscu. Czasem bywa i tak.

sobota, 22 października 2016

295.2016

21/10 - gdy przeczytałam, że była kochanka Kenye Westa, niejaka Amber Ross,
           oraz jego aktualna żona - Kim Kardashian obchodzą urodziny w tym samym
           dniu, tj. dziś, to zrobiło mi się trochę słabo. Na pocieszenie na wiki przeczytałam,
           że 21 października urodził się także m.in. Alfred Nobel i Nikita Michałkow, i nieco
           mi ulżyło :)
           To był naprawdę dobry dzień, od 5 rano, gdy dostałam pudełko ptasiego mleczka
           wraz z życzeniami od syna nr2. Następnie w pracy życzenia od K., R., a później L.
           Gdy wróciłam od syna nr1 życzenia, michałki i 3 samodzielnie wykonane pizze :)
           Nie zjadłam wszystkiego !!! Później przyjechał rzeczoznawca i okazało się,
           że w ramach urodzin kupię sobie operat za 6 stów, więc na pocieszenie dokupiłam
           rekomendowaną dziś przez red. Nogasia książkę. Wpadłam na chwilę z kwiatami
           do rodziców, następnie z G. pojechałyśmy do kina. Dla mnie bilet za 0 zł :)


           Dostałam wyjątkowo dużo życzeń i tak mi dobrze, skoro jest tyle osób, które
           pomyślały o mnie ciepło. Od eM. i od mojej siostry wraz z życzeniami dostałam
           załączone zdjęcia :))) Coś jest na rzeczy :D
           Niech się spełnią wszystkie życzenia !


piątek, 21 października 2016

294/366

Dziecko poszło na lekcję muzealną do Muzeum Narodowego. Nawet nie pomyślałam, aby wyposażyć je w jakieś kieszonkowe, skoro miało bilet na przejazd, drugie śniadanie i sok. Więc dziecko przeszukało plecak, przeszukało portfelik i kieszenie. I kupiło mi w prezencie (za uzbierane) 1,50 pln pocztówkę. W domu wręczyło z przeprosinami, że chciało magnes na lodówkę ale nie wystarczyło.Ocena wzruszeń:)

A z kwestii przyziemnych to amaretti i cantuccini w ramach włoskiego tygodnia w Lidlu:)

294.2016

20/10 - odebrałam wypisy z wydziału gruntów. Podoba mi się, że tak sprawnie
            i bezproblemowo. Zanosi się na to, że w przyszłym tygodniu będę już
            mogła finalizować akt notarialny.
            R. w pracy jeszcze w ramach panattone wymienił mi żarówkę, a sprawa
            prosta nie jest, bo trzeba wyjąć całą lampę.
            Syn nr1 zjechał do domu na weekend. Cieszę się, gdy przyjeżdża,
            a dodatkowo nie marudzi z byle powodu :)

czwartek, 20 października 2016

293/366

Dostaliśmy nowe zamówienie. Kolejne duże, kolejne zapewniające nam ogrom pracy i pewność zarobienia na koszty stałe w listopadzie. Nich tak się kręci, niech się toczy, zaklinam los. Księgowy przysłał szacunkowe wyliczenie VATu za trzeci kwartał. Wysłałam do L., wróciło pytanie czy nie dodałam pomyłkowo zera. A później ewidentnie obraził się na mnie, bo - wiadomo - to je jestem winna, że VAT w Polsce wynosi 23% i trzeba go płacić, co bardzo boli. Więc smutna poszłam spać. 

Kiedy się obudziłam okazało się, że:
- dziecko zjadło twa talerze pomidorowej, bo podobno była super
- w skrzynce czekał śliczny, miły i zaskakujący list
- uznaliśmy, że głupi VAT nie powinien nas skłócić i wspólnie obejrzeliśmy "Azja Express".

292/366

Po ponad dwóch latach nareszcie zebrałam się, tupnęłam nogą, odrzuciłam wszelkie bzdurne argumenty i... mamy w firmowej kuchni ciepłą wodę. Nie mam pojęcia dlaczego przez ponad dwa lata nikomu nie chciało się podłączyć termy. Zadziwia mnie fakt, że jakoś przyjęliśmy za normalne korzystanie tylko z zimnej wody. Więc kiedy weszłam do kuchni, kiedy poczułam błogie ciepło od grzejników i mogłam jeszcze umyć ręce w ciepłej wodzie - to było WOW!

I ach! stoczyłam bitwę z machiną biurokratyczną, monopolistą i kolosem czyli pocztą polską.
Zwolnił się listonosz z naszego rejonu. Więc poczta od końca września zaprzestała dostarczania nam listów. Nie dostarcza też awizo więc zwyczajnie musiałam się domyślać, że jakieś przesyłki czekają na odbiór. A tam faktury, zwolnienia od pracowników, polisy ubezpieczeniowe - dużo ważnej poczty. Pojechałam. Odstałam swoje w kolejce. Pani przyniosła trzy listy (TRZY! z trzech tygodni) po czym... odmówiła mi ich wydania, bo nie mam przy sobie wpisu do KRS. Aha. To uparłam się, poinformowałam panią o fakcie, że PP przyjmując list zawiera umowę o jego dostarczenie w określonym czasie a już kilka dni temu ten czas minął. I ja właśnie z dobroci mojego serduszka przybywam z odsieczą i pomagam wyręczając ich w obowiązku dostarczenia. Po długiej dyskusji pani listy wydała. Na moje zdziwienie, ze tylko trzy, usłyszałam że przygotowano tylko te z potwierdzeniem odbioru. Poprosiłam więc o wydanie i poszukanie zwykłych i/lub poleconych. Pani powiedziała, że jest duża kolejka (tak, była i ciskała we mnie gromami) więc mam przyjść jutro. Nie, nie przyjdę jutro. Byłam wczoraj, jestem dziś, nie bawimy się w "do trzech razy sztuka". Pani zniknęła na jakieś 10 dłuuugich minut. I wróciła ze stertą listów. A ja pożałowałam, że nie mam przy sobie walizki...

293.2016

19/10 - trochę spraw pchnęłam do przodu, przez co mam nieco lżejszą głowę.
        Sukcesem zakończyło się samodzielne kupowanie żarówki do przedniej lampy w aucie.
        Wieczorem G. zaprosiła mnie na zupę cebulową. Dużo się śmiałyśmy, gdy 
        opowiadałam jej o swoich ostatnich przeżyciach. 
        Czyli można znaleźć zabawne aspekty  ;)

środa, 19 października 2016

292.2016

18/10 - chyba uzupełniamy się z deszczem, wczoraj nie padało,
           a ja ze łzami w oczach słuchałam cyklu Piotra Metza o Agnieszce
           Osieckiej. Nie tyle zapowiedzi, co piosenki.


         
             Po pracy w urzędzie załatwiałam dokumenty i byłam bardzo ! zaskoczona
             zmianami jakie zaszły w obsłudze petenta. I to nie tylko w jednym pokoju,
             czy wydziale, ale w trzech !

wtorek, 18 października 2016

291/366

Mogę to napisać: jakiś czas temu załatwiałam pewną sprawę urzędową, która mogła poskutkować wpływem na konto. Oczywiście wszelka korespondencja w tej kwestii wysyłana była na stary adres, a ponieważ wymieniono tam skrzynki a poczta nie przesyła listów z potwierdzeniem odbioru - nie bardzo mogłam na bieżąco śledzić postęp w tej sprawie. A bardzo nie chciałam atakować pań w urzędzie zapytaniami telefonicznymi. I oto dziś - tadam! - bardzo niespodziewanie odnotowałam wpływ na konto. Jezu, jak się cieszę!:)

[i jako ta skrzętna wiewióreczka - 14% postanowiłam przehulać z moimi chłopakami a resztę przelałam na konto oszczędnościowe]

291.2016

17/10 - wbrew zapowiedziom meteorologicznym nadal świeciło słońce
          i bardziej czułam wiosnę niż polską złotą jesień.
          Po spotkaniu z panią notariusz sprawy nie wydają się aż takie trudne.
          Może to przeszkolenie z nadzorem budowlanym w zeszłym roku -
          stanowiące skalę porównawczą - pomaga. Ciągle wzdycham, więc plusem
          jest, że dotlenię mózg :)

poniedziałek, 17 października 2016

290/366

Niedziela błoga i leniwa. Kupiłam ulubiony biały ser (śmietankowy, niestety!), część zjadłam z curry, część ze szczypiorkiem. Ugotowałam epicki rosół. Posegregowałam ubrania G., niewiele zostało w szufladach - to dziecko rośnie w tempie zastraszającym. Łza się w oku zakręciła, kiedy otworzyłam woreczek z tymi pierwszymi skarpetkami, które ledwie na kciuk pasują. I przez całą niedzielę towarzyszyły mi "Lampiony" Katarzyny Bondy, w czytaniu Agaty Kuleszy. Lektorka jest wspaniała, mogę jej słuchać, słuchać i słuchać. A i książka, której akcja rozgrywa się w Łodzi bardzo mnie wciągnęła, po dość słabym, do granic przyzwoitości rozwleczonym "Okularniku" słuchanie tej części to prawdziwa przyjemność.

289/366

Zgubiłam gdzieś moją ulubioną, ciemnozieloną chustę na szyję. Więc kupiłam inną - tym razem jasną, pastelową. Kiedy była w takiej plastikowej obręczy wydawała mi się akurat. W domu wyjęłam ją i... ta chusta jest wielkości małego pledu! Kiedy owijam szyję to mam wrażenie, że już nie muszę wkładać płaszcza, bo tak mocno grzeje. Tylko nadal nie mam chusty, która chroniłaby szyję w czasie dodatnich temperatur:)

W domu w ramach dietetycznego deseru zrobiłam mus czekoladowy na bazie aquafaby, z odrobiną chilli i z malinami. Bardzo się bałam tego wynalazku a tu... niespodzianka. Ubija się jak białko, ma lekką konsystencję i smakuje po prostu czekoladą.  A kalorycznie mocno to odchudzone. A w ramach deserów niedietetycznych zrobiłam szyszki z ryżu preparowanego i kajmaku. Dziecko zachwycone wynalazkiem. My też... Sto lat nie jadłam i już zapomniałam, jakie to dobre!

290.2016

16/10 - chyba  z powodu poniedziałkowego spotkaniem z notariuszem nosiło
           mnie cały dzień. Każdą sytuację odbierałam x5, przez co ze złości
           kopnęłam w drzwi na klatce schodowej rodziców. Przyniosło chwilową
           ulgę. Chociaż tak naprawdę trochę lepiej poczułam się, gdy wieczorem
           zadzwoniła mama i tak serdecznie, i z troską ze mną rozmawiała.

288/366

Och, odebrałam nareszcie moje stare okulary. Te pierwsze markowe, kupione lata temu, do których wprawiłam nowe (podobno bardziej odporne na zarysowania) szkła. To zadziwiające, bo przecież mam bardziej modne, nowe, nieopatrzone. A kiedy włożyłam te dopiero poczułam, że moja twarz jest moja. To taka okularowa miłość na całe życie. Co ja zrobię, kiedy oprawki będą kompletnie zniszczone?

[i do wieczora zastanawiałam się, w czym właściwie tkwi fenomen?
kiedy przymierzasz oprawki to stajesz przed lustrem nago. z nagą twarzą. tak, wiem że ona i bez oprawek jest naga. ale w chwili przymierzania ta nagość jest wystawiona na ocenę, poddana konfrontacji. nagle musisz znaleźć w niej to, co ładne, ale i to co zaburza harmonię. w pewien sposób to nawet bolesne, kiedy decydujesz co podkreślić, co ukryć, kiedy ten ogólnie akceptowalny całokształt rozbiera się na części pierwsze. te oprawki miałam długo, przylgnęły do mnie. stały się oczywistą częścią mojej twarz. tę twarz polubiłam, ta mi się podoba. w innych oprawach jest... inna. może ładniejsza, może bardziej wyrazista. ale to w tych jest "wygodna" kiedy patrzę w lustro.]  

niedziela, 16 października 2016

289.2016

15/10 - w Lidlu już są panattone, które R. uwielbia ! więc kupiłam w ramach
          podziękowania za wymianę bezpiecznika. Poza zrobieniem rodzicom
          zakupów spędziłam cały dzień w pozycji horyzontalnej, co niezwykle
          mnie ucieszyło i odprężyło. Ot i tyle :)

288.2016

14/10 - rano szyby w samochodzie były zamarznięte, a więc zabawa się
          skończyła. Myślałam, że rozpłaczę się, gdy zobaczyłam, że ogrzewanie
          tylnej szyby nie działa. Na kokpicie nie świeciła się lampka, przez kilka
          km, dopóki szyba nie ogrzała się, miałam "mgłę" w lusterku. W pracy
          spytałam R., czy to może być bezpiecznik. Okazało się, że przyczyn może
          być kilka, wszystkie dla mnie dobijające, w różnym stopniu kosztowne.
          R. poszedł, sprawdził, wymienił bezpiecznik. Dla niego 15 min roboty,
          dla mnie ściana ! Gdy ogrzewanie zaczęło działać, poczułam się bardzo
          szczęśliwa :)
          Wieczorem u B. i L. upiekłam crumble ze śliwkami. Podane z lodami... :)

piątek, 14 października 2016

287.2016

13/10 - trzynasty został przełamany :) Co prawda, żadnych spektakularnych
           sukcesów, ale korzystając z dnia prawdziwego urlopu zdążyłam:
           - być w sądzie,
           - dwóch bankach,
           - umówić się z notariuszem,
           - uporządkować wszystkie kwiaty przyniesione z tarasu z przesadzaniem
             włącznie,
           - pojechać z psem do weta na usg,
           - spotkać się z prawnikiem,
           - mieć krótką, acz mocno jednoznaczną sytuację,
           -  wpaść do rodziców, żeby pogadać.
           Po "Przyjaciółkach" zasnęłam z myślą, że czwartki nadal lubię :)

286.2016

12/10 - 7-letnia Sonia jeździła samochodem tylko jako szczeniak i to też
           incydentalnie, więc teraz, kiedy co jakiś czas musimy jechać na
           kontrole do weta, za każdym razem jestem zdziwiona, że gdy tylko otwieram
           drzwi, to pies już siedzi w aucie. Jazda na usg tym razem skończyła
           się na samej przejażdżce, bo w gabinecie był jakiś nagły przypadek.
         
           No nic. Odebrałam pierwszą od 9 lat pieczątkę imienną.
           Widać, ta urzędnicza krew krąży w moich żyłach, bo to było miłe :)

287/366

Najpierw koszmarne sny, później uczucie zatykania w mostku i wrażenie, że ból rozlewa się po kręgosłupie, plecach, płucach. Bałam się, że to może być zawał. Ale L. uznał, że do lekarza może mnie zawieźć dopiero kiedy załatwi to, to i tamto. Więc umieranie odłożyłam na później i oto jestem!

Pan naprawił nam firmowy piec. To uczucie, kiedy robi się ciepło, cieplutko, przyjemnie. 
I mam nowego pracownika. Nie chwalę jeszcze ale współpraca zapowiada się obiecująco!:)

czwartek, 13 października 2016

286/366

Ryż gotowany na mleku, z dodatkiem laski wanilii i cukru migdałowego. Na to przesmażone jabłka (Lidl, w słoiku - są niezwykle smaczne i bardzo tanie). Na to cynamon i listki masła. Zapieczone w piekarniku. Cuuuudowne!
Późnym wieczorem przypomniałam sobie, że miałam wysuszyć liście zebrane na popołudniowym spacerze a potrzebne na czwartkowe zajęcia plastyczne. Z braku innego pomysłu na szybkie ich wysuszenie rozstawiłam deskę do prasownia i zaczęłam je prasować. Na to wszedł L. Jego mina, gdy na pytanie "co robisz?" odpowiedziałam, że "prasuję liście, a co?":)

środa, 12 października 2016

285.2016

11/10 - październik upływa pod patronatem hasła "miesiąc kina".
          Poszłyśmy z G. na Dziewczynę z pociągu. Mnie się podobało, jej nie.
          Często mam dylemat w sytuacji, gdy przeczytam/wysłucham książkę,
          a później oglądam adaptację, bo nie potrafię filmu ocenić, ponieważ
          odbieram to jako całokształt. A w tym przypadku dość zgodny z moją
          wizją. Wprawdzie Rachel wyobrażałam sobie bardziej jak Selę Ward,
          zaś Edgar Ramirez uzmysłowił mi, że lubię (w szczególności) za wygląd
          Kamila Dąbrowę (z brodą, nie z wąsami) :)
       
          Natomiast syn nr2 był z klasa na "Wołyniu" no i po jego szczątkowej
          na moje życzenie relacji, jest to film, który wybiorę do obejrzenia, gdy
          świat zbrzydnie mi do tego stopnia, że już nic więcej oglądać nie będę !
       
          Wieczorem - zainspirowana Bake Off -  upiekłam kruszonkę , wymieszałam
          z brązowym cukrem i niestety zjadłam.
          Do dziś ambiwalencja - bo było pyszne, no ale...
       

285/366

Dziś same radości natury spożywczej.
Po pierwsze - klient był tak bardzo uradowany z faktu, że zlecenie skończyliśmy przed czasem, iż wrócił z dwoma paczkami ciastek: w jednej były rożki ciemne, w drugiej - rożki białe. Rożki dla wszystkich. Podzieliliśmy sprawiedliwie - przypadło po pięć na każdego.
Wczorajszy trening był na Orliku. Czekając na zakończenie treningu wcześniejszej grupy wymarzłam tak, że miseczkę grochówki w jakimś smutnym barze mlecznym powitałam niczym wybawienie. 
A w domu zjadłam pierwsze w tym sezonie pomelo:)

wtorek, 11 października 2016

284/366

Pojechałam do Auchan po standardowe zakupy i kupiłam turkusowe rękawiczki ze skóry. Kiedy mama je zobaczyła - była tak zachwycona, że nie mogłam postąpić inaczej niż stwierdzić, że to prezent dla niej:)
Wieczorem G. czytał mi książkę do snu. Udawałam, że lektura mnie usypia i zaczęłam lekko pochrapywać, co w dziecku wywołało atak chichrania i na tym skończyło się czytanie. A później rozmawialiśmy o tym, że czytanie jest fajne, chodzenie do biblioteki jest fajne (ach! jak bardzo fajne!), kupowanie książek jest fajne. Mam nadzieję, że po tej rozmowie dziecko przejrzy na oczy i zobaczy, że poza piłką istnieją też inne rozrywki.

284.2016

10/10 - wreszcie jakieś radośniejsze punkty. Po pierwsze wypłata !
            Po drugie - zmieniłam tapetę na pulpicie i sprawiło mi to wielką
            przyjemność. Naprawdę nie wiem dlaczego, ale poczułam taki energetyczny
            impuls, Może kot, może tło, może ta kombinacja.
            Po trzecie i ostatnie, kupiłam w biedrze książkę i promocyjne prosecco.
            Ehmy... oglądałam też w lidlu latarenki... tak oto tworzy się kompilacja
            na spędzenie wieczoru silnej, niezależnej kobiety :)



poniedziałek, 10 października 2016

283.2016

09/10 - odwieźliśmy syna nr1 do O. W tym roku zdecydował się na
           wynajęcie pokoju. Akademik absolutnie nie wchodził w grę.
           Pokoik jest tak mały, że po rozłożeniu kanapy kończy się powierzchnia
           do chodzenia. Ale najważniejsze jest to, że są drzwi, które można zamknąć.

           Wieczorem ugotowałam zupę z dyni i jabłek. Smaczna. Z serem pleśniowym.
           Dorzuciłam kawałki usmażonego kurczaka.
         
            Kilka dni temu razem z synem nr2 przynieśliśmy z tarasu donice i ustawiliśmy
            je w holu. Wreszcie zmobilizowałam się i powyrywałam kocanki, których nie
            dam rady przechować. Póki co reszta została. Pelargonie chce pociąć na sadzonki,
            ukorzenić i wynieść na strych. Może przetrwają do wiosny. A póki co mamy
            korytarz pełen kwiatów.
         

283/366

Spałam do 10. A później - nareszcie - zajęłam się domem, wprowadzając nieco ładu i porządku. I nastawiłam rosół - wyszedł tłuściutki, aromatyczny i klarowny. Do kolejnego muszę dołożyć lubczyku, bo podobno bardzo wzbogaca smak. Zaoferowałam się jeszcze w temacie zrobienia domowego makaronu ale dziecko wspaniałomyślnie sprowadziło mnie na ziemię stwierdzając, że "nie, woli sklepowy". W tym wszystkim udało mi się jeszcze posłuchać "Wybawiciela" Nesbo, chociaż w fabule tej części nieco się gubię (a zwłaszcza wśród bohaterów z Armii Zbawienia). Taka dobra, ciepła, domowa niedziela.

282/366

Jednak prawdą jest, że kiedy w sobotę wstanie się wcześnie to można zrobić bardzo, bardzo dużo. Rano pofarbowałam włosy. Wyszły dokładnie takie, jak chciałam - świetliste, jasne, złote z lekkim tylko miedzianym refleksem. Zaskoczyło mnie, że równie jasne wyszły odrosty. Chyba z tą farbą polubię się na dłużej.
Później pojechałam do pracy spotkać się z radcą prawnym. Lubię te rozmowy, to jak rozjaśnia mi w głowie, jak uświadamia w kwestii moich praw. Ponieważ G. był z nami, trochę się nudził, więc tworzył petycje w sprawie zakupu puszki kart z piłkarzami. 


[tłumaczę:
"Kup mi karty!
blagam na listość aniele strużu muj, będę się okropnie cieszył"
oraz:
"proszę kup mi puszke karty! mogę cały dzień się zaopiekować Zaspą!']

W domu zjedliśmy kopytka z kapustą z grzybami. I zrobiłam sernik. Ale nie powalił mnie. Jednak tłusty ser z Wielunia, mascarpone, mleko kokosowe i jeszcze pięć jaj, sprawiają że sernik jest zamulający, ciężki i taki dziwnie mazisty. Ja lubię ciężkie serniki ale ciężar tego - to już przesada. Zjadam łyżeczkę i mam dość. 

I jeszcze przesmażyłam śliwki i mam zapas czekośliwki w postaci kilkunatu słoiczków. 

281/366

Zawsze mam problem z opisaniem piątku. Bo czuję się przemaglowana, zmęczona. A teraz było inaczej. Pojechałam do Rossmanna odebrać zakupy, przy okazji weszłam do optyka zapytać czy moje okulary są już gotowe (miały być na poniedziałek). Były! I to akurat te nowe. Włożyłam i... do dziś trwam w zachwycie. Chociaż oprawki same w sobie nie podobają mi się (za duże, zbyt kocie, no i granatowe) - taki paradoks. Wracając do domu wjechaliśmy do Kolorowej zakończyć sezon lodowy. Padało, wiało, październik wysoce zaawansowany więc nie było kolejki. Za to były moje ulubione smaki: mascarpone z czarną porzeczką i solony karmel. 

Aaaa! Zapomniałam napisać, że od kilku dni Zaspa zostaje sama w domu. I sprawuje się wzorowo!

niedziela, 9 października 2016

282.2016

08/10 - w Modlinie widziałam jak ładnie lądował samolot Ryanair`a.
           Na pokładzie siedział syn nr1. Dopiero gdy go zobaczyłam, wchodzącego
           z plecakiem do hali przylotów, zdałam sobie sprawę jakie czułam napięcie.
         
          W drodze  na lotnisko syn nr2 rozrysował nam  na kartce rodzaje
           grup krwi z oznaczeniem antygenów i przeciwciał oraz krzyżówki, jak
           można je mieszać. Nic z tego nie rozumiem, natomiast dochodzę
           do wniosku, że mam odważne i mądre dzieci :) Pocieszam się tym, że
           wg jakichś badań inteligencję dziedziczy się po matce.

281.2016

07/10 - od tygodnia boli mnie głowa. Nie wiem, czy to efekt zmiany pogody
           na typowo jesienną, czy Candidi support. Tym razem postanowiłam zacząć
           od odtrucia organizmu. Następny w kolejności jest wyciąg z czarnego orzecha.
           Mam nadzieję, że tą drogą wyeliminuje ze swojego życia te ilości czekolady,
           które teraz pochłaniam i zmobilizuję się chociaż do pływania.

           W pracy jest miło, tak jak lubię. Cieszę się i oby to trwało, bo aktualnie to
           znowu rodzaj ściany, o który mogę się oprzeć. Zrobiłam płace, orientuje się
           w obsłudze nowego programu.  Trochę niepokoju, trochę radości z podjęcia
           wyzwania.

280.2016

06/10 - tak układam sobie w głowie, że pewne decyzje podjąć muszę i odsuwając
           je od siebie powoduje tylko coraz mocniejszą odpowiedź Wszechświata.
           Och, wiem, że takie dywagacje wyglądają jakbym się Coelho naczytała.

           Syn nr2 oddał 450 ml krwi i przytąpił do niepisanego rodzinnego klubu
           honorowych dawców krwi. Niby jestem z niego dumna, chodź jak to zwykle bywa,
           konforntacje z różnymi sytuacjami dopiero pokazują mój prawdziwy stosunek
           do nich, a nie to co sobie na ten temat wyobrażam. I w tej konkretnej czuję
           jakiś irracjonalny niepokój, a już opowieści jak to wygląda powodują odruch
           wymiotny.          
           Po powrocie z pracy wygrzałam się w wannie. Dobrze czytam mi się
           "Portret podwójny", inaczej zaczynam odbierać film, ale gruntuje się we mnie
           przekonanie, że trzeba znać Ich historię, żeby zobaczyć tę rodzinę jak starych
           znajomych, o których myśli się ciepło.

piątek, 7 października 2016

280/366

Usłyszałam zaskakujący komplement. Może nawet nie tyle komplement, ile opinię o mnie. I. stwierdziła, że im dłużej mnie zna, im częściej spotykamy się i rozmawiamy, tym bardziej oddala się ten obraz mnie, jaki kiedyś zbudowała w głowie. Podobno długo była przekonana, że jestem zdystansowana, poważna i taka chłodna, że jestem bardzo zorganizowana i uporządkowana. A tu okazało się, że mam poczucie humoru, że żartuję i bardzo dużo śmieję się, i w ogóle jestem bardzo swojska i przystępna. 
Wieczorem przypominałam sobie te słowa i zastanawiałam się, czy dobrze zrozumiałam, że w pierwszym odbiorze sprawiam wrażenie nadętej pindy?:)

czwartek, 6 października 2016

279.2016

05/10 - można powiedzieć, że jestem matką sprawiedliwą, bo o imieninach
           syna nr2 również zapomniałam :/
           Mama była u internisty i w punkcie pobrań, więc jest postęp.
           Tata zadzwonił do mnie w tajemnicy, czy mogę kupić pączki i przywieźć,
           a potem oboje udawaliśmy, że nie dzwonił. I tata zorientował się, że kłamiemy,
           co też mnie ucieszyło, bo to znaczy, że "główka pracuje" :)

279/366

Złamało się uszko od okularów. Jakoś tam skleiłam ale jasna sprawa, że w okularach naprawionych własnym sumptem nie da się długo funkcjonować. Wczoraj poszłam do optometrystki i poprosiłam o zbadanie oczu i sprawdzenie, czy nie muszę mieć nowych szkieł. Nie, nie muszę. Ale muszę już przyzwyczajać się do myśli, że niebawem potrzebne będę osobne okulary do czytania. Tak, it's official - wchodzę w starość. Przy okazji dowiedziałam się, że mam bardzo zmęczone i suche oczy. A później pani zaczęła szukać przyczyny, dlaczego w soczewkach bardzo boli mnie głowa. No i jest: zez ukryty. Tego się nie spodziewałam. Ale przynajmniej wiem, że to problem który może wywoływać bóle głowy, podwójne widzenie, brak ostrości podczas skupiania wzroku na jednym obiekcie a nawet może powodować problemy z utrzymaniem równowagi. Badanie trwało 50 minut, kosztowało 60 złotych. W ramach tego dostałam jeszcze miesięczne soczewki kontaktowe z nowej linii - dla kobiet z problemami hormonalnymi. O!

[i tak, z bólem serca przyznaję - zamówiłam nowe okulary]

środa, 5 października 2016

278/366

No tak. Jeśli myślałam, że na proteście poniedziałkowym zmarzłam, to nie wiem, jak opisać moje odczucia podczas wczorajszego treningu. Miałam wrażenie, że zaraz wywieje mnie z trybun. Do domu wróciłam tak zziębnięta, że zaraz wskoczyłam pod kołdrę. I tylko błogosławię swoją rodzicielską roztropność, że wzięłam dla G. ocieplacz pod spodnie, ocieplacz z długim rękawem i czapkę. Może się nie rozchoruje.
A rano przyfrunął liścik. Nagle i niespodziewanie, i to było bardzo miłe.

wtorek, 4 października 2016

278.3026

04/10 - odebrałam dziś w USC odznaczenia dla moich rodziców z okazji
          50-lecia pożycia. Pani w Urzędzie była przemiła i żałowała, że nie
          uprzedziłam, że przyjadę, bo jak powiedziała: powinny być kwiaty ! :)

          No i tak, byłam w kinie na Ostatniej rodzinie. Po ochach i achach
          jestem trochę rozczarowana. Pogrzeb za pogrzebem, zmieniający się sprzęt
          elektroniczny świadczący o upływie czasu... Prawdę mówiąc na świeżo jestem zła.
          Jeśli miała to być wariacja nt odchodzenia, to tych Beksińskich jest stanowczo
          za dużo, a jeśli miał to być film o Beksińskich, to informacji, sytuacji
          przyczynowo-skutkowych za mało. Niezrozumiały jest dla mnie zamysł
          reżysera. Znakomite role odtwórców rodziny, świetna muzyka, całkiem starannie
          przygotowana scenografia... ale czy ten film był lepszy od "Wołynia" ?
          Nie wiem, lecz obawiam się, że w mojej subiektywnej ocenie okaże się,
          że nie.



       
       
         

277/366

Rano obudził mnie deszcz i wichura. No cóż... żeby pójść na manifestację musiałam zapomnieć o moich lekkich ubraniach. Wygrzebałam stare, sprane dżinsy, na koszulę nałożyłam sweter, na nogi - kalosze. Wyglądałam beznadziejnie i takoż się czułam. A to wszystko wina rządu! Żebym na stare lata musiała podejmować tak desperackie kroki? Do czego to doszło?


Na szesnastą dotarłam na plac Mickiewicza. Wiało, padało, było zimno. A my - tysiące rozwrzeszczanych, rozgwizdanych, rozśpiewanych kobiet (panowie też byli, w liczbie naprawdę zauważalnej) - tkwiłyśmy pod parasolami, mając w poważaniu niesprzyjającą aurę. Jak było? Niesamowicie! I piszę to ja, osoba panicznie bojąca się tłumu:) Były mamy, córki i wnuczki, były młode dziewczyny i starsze kobiety. Było kilka tysięcy kobiet, które nie zgadzają się na przedmiotowe traktowanie, które czuły że muszą zamanifestować swój sprzeciw w sytuacji, kiedy ktoś odbiera im prawa. I gdyby ktokolwiek z rządzących pofatygował się na plac, pojawił w tłumie sunącym ulicą św. Marcin - poczułby tę siłę, moc, wspólnotę. I chyba zacząłby się bać. 


[a w skrzynce czekał list z informacją o całkowitej spłacie kredytu. i informujący o możliwości wykreślenia hipoteki z księgi wieczystej!]

276/366

W niedzielę postanowiliśmy pojechać na spacer (i obiad) za miasto. Było ciepło i słonecznie, na polach żółcił się rzepak, zieleniły jakieś młodziutkie zboża, a ja zastanawiałam się, czy może przeniosłam się w czasie i to maj? Bo nic, absolutnie żadnych oznak jesiennej aury, cudownie było tak jechać między polami, obok jezior, mrużąc oczy przed słońcem.
Na obiad pojechaliśmy do restaruracji (50 km od Poznania), w której zawsze jemy jadąc w przeróżne podróże na południe. I zdziwienie bo około 15 nie było miejsc. A już z pewnością nie było szans, aby wejść z Zaspą. Za radą kelnerki poszliśmy na spacer a po powrocie znalazł się wolny stolik i dla nas, i miejsce pod krzesłem dla psa. G. zjadł tak wielki obiad, że chyba na cały tydzień wystarczy. 

W domu postanowiłam przeszukać szafę i znaleźć coś czarnego do włożenia na poniedziałek. Okazało się, że nawet tak zagorzały wróg czarnych ubrań posiada czarne spodnie i koszulę.

275/366

Kupiłam osiem kilogramów węgierek na powidła. I cudownie słodkie gruszki. I winogrona. 
A sobie kupiłam botki, torebkę i sweterek. Oglądałam też cudowne, puchate swetry w kolorach pastelowych ale jakoś nie jestem przekonana do kupowania w cenach regularnych skoro wiem, że niebawem te same swetry będą dostępne na wyprzedaży. W ogóle wydawanie pieniędzy strasznie mnie boli. No kto by pomyślał!:)

274/366

Piątek stał pod znakiem niewiarygodnego zmęczenia całym tygodniem. I chociaż miałam mnóstwo papierów do ogarnięcia, to właściwie nie zrobiłam prawie nic. Chłopakom pracowym kupiłyśmy po prezencie w szklanej butelce. A później minipączki z serowym nadzieniem, którymi częstowałyśmy klientów, kurierów i listonosza. Omówiłyśmy strategię na poniedziałkowy protest i zrobiłyśmy tabliczki. W domu tradycyjnie zasnęłam o 21, ni przeczytawszy ani strony, nie wysłuchawszy ani minuty.

277.2016

03/10 - w ramach Czarnego poniedziałku ubrałam się adekwatnie, czyli
           nie dość, że w czarną sukienkę, to i w szpilki. Pojechałam do
           pracy, bo w obecnej sytuacji urlop byłby barbarzyństwem.
           Ale czułam się dobrze, więc może ze szpilkami się przeproszę.
         
           Po południu skończyłam miesiąc w br1 i poszłam z G. na DKF.
           Wyświetlali 2 filmy, Mustang i Szwedzką teorię miłości, ale
           obejrzałyśmy tylko pierwszy, bo chyba ani fizycznie, ani psychicznie
           nie dałabym rady znieść kolejnego filmu z nie najlżejszej kategorii.
           Niemniej historia 5 tureckich sióstr jest bardzo poruszająca, wyszłam
           trochę zmaltretowana, ze łzami w oczach ale też zadowolona, że
           nie siedzę przed tv.

276.2016

02/10 - wracałam koło 11 do domu. Włączyłam płytę, która towarzyszy mi
          od lat i wciąż uwielbiam :) Świeciło przedpołudniowe słońce, a pan
          Francis śpiewał o październiku
          Po południu spotkałam się z D., poszliśmy zbierać kasztany.


         
         

275.2016

01/10 - sobota. Syn nr2 postanowił jednak zrobić imprezę urodzinową, więc
           ewakuowałam się z noclegiem do B. i L. Upiekłam małpi chlebek
           i zaopatrzona w Jim Beam`a oraz książkę o Beksińskich pojechałam.