czwartek, 28 kwietnia 2016

119.2016

28/04 - najpiękniejsza pora roku sobie w moim ogródku trwa, jest,
           jakby od niechcenia. Po wywiadzie u anestezjologa wpadłam do domu.
           Z kawą wypadłam na taras i zauważyłam taką soczystą zieleń.
           To i utrwaliłam :)
           W pracy R. ściągnął na moją komórkę program do audiobooków i teraz
           mogę przyspieszyć Pana Adama F., toteż może "Złego" wysłucham, gdy tak
           raźniej czyta (x3) :))





118.2016

27/04 - umówiłam się do kosmetyczki w przyszłym tygodniu.
          Szykuję się do tego szpitala jak na randkę jakąś.
          Analogia jedyna, to rozkładanie nóg :/
          Wymęczył mnie ten dzień okrutnie, naprawdę.
          Na koniec okazało się, że na koncie nie mam pieniędzy.
          Myślałam, że awaria. Bankomat dwukrotnie odmówił mi wypłaty,
          a po powrocie do domu stwierdziłam, że w historii mam odnotowaną
          dwukrotną wypłatę. 40 min na słuchawce, czekaaaaaaaaaanieeeeee,
          weryfikacja danych, wysyłanie hasła, wysyłanie hasła ponownie...
          Odetchnęłam, gdy po odświeżeniu konta już nie było tych niedoszłych wypłat
          i pozostaję z nadzieją, że na tym koniec.

118/366

Rano wstałam bardzo wcześnie z myślą, że przecież muszę wysuszyć i jakoś ułożyć włosy. 
[Dzień wcześniej byłam u fryzjera. Wyszłam zadowolona, włosy były lekkie, rozwichrzone, chociaż miałam do siebie żal, że znów na głowie mam bardziej twórczość własna fryzjerki niż własną wizję. Im bardziej patrzyłam w lustro, im bardziej rozwichrzenie ugrzeczniało się, tym bardziej czułam, że ta fryzura jest ch... i pójdę na poprawkę. Wieczorem oglądałam zdjęcia z ostatnich dwóch lat i każda, dosłownie każda fryzura wydawała mi się lepsza, niż to. I autentycznie łzy stawały mi w oczach na myśl, że miałam takie piękne włosy...]
Rano wysuszyłam włosy i... nie dość, że zajęło mi to chwilę, to jeszcze okazało się, że włosy wysuszone "po mojemu" są bliższe temu co chciałam, niż to co miałam wychodząc od fryzjera. Ale nadal jest to daleko od zachwytu czytaj - mam hełmofon na głowie. Jednak na poprawkę raczej nie zdecyduję się. Przede wszystkim z obawy, że będzie jeszcze gorzej. 

Więc maślany, z pszennego chleba uczyniony, tost z nutellą był jedynym dobrym pocieszeniem.

środa, 27 kwietnia 2016

117/366

Bardzo staram się wykrzesać odrobinę pozytywnego nastawienia do wydarzeń tego dnia. I nie umiem. Ostatnią deską ratunku były wieczorne naleśniki, z jogurtem greckim i konfiturą z wiśni. I kawa. Matko, nasza kawa domowa z nowego ekspresu niezmiennie mnie zachwyca:)

117.2016

26/04 - taki spokojny dzień. W pracy w pokoju byłam sama i jak widać
           mam rys dzikiego bibliotekarza, bo lubię taką samotność :))
           Wieczorem z D. rundka na rowerach. Na końcu obwodnicy, między
           dawnymi koszarami wojskowymi zaadaptowanymi na bloki mieszkalne,
           a Kultownią, jest ławeczka. D. ma zwykle termos z kawą, ja michałki.
           I gdy tak siadłam z kubkiem kawy i odgryzłam czekoladę, to było mi bosko !

wtorek, 26 kwietnia 2016

116/366

Poranny koktajl - moje zielone szczęście:) 
Mama odebrała G. i pojechali do niej. Plan był taki, że prosto z pracy podjedziemy i odbierzemy go. Ale... zapomnieliśmy:) więc w domu w ciszy, w spokoju zjedliśmy obiad. Od mamy wróciłam pieszo (panowie autem byli szybciej więc rozpalili w kominku), po drodze dopadł mnie wiosenny deszcz a po nim tęcza. Z tym deszcze to jest tak, że fajnie zmoknąć, kiedy ma się perspektywę powrotu do ciepłego domu, do kubka ciepłej kawy i ciepłego łóżka.

116.2016

25/04 - dzień jeszcze bardziej zdecydowanego cięcia. Bałam się efektu,
          ale okazuje się, że w moim przypadku półśrodki tj. włosy ni krótkie
          ni długie nie sprawdzają się. Jest trochę dziwnie, ale pani jest zadowolona :)
         

       

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

115/366

G. spał u babci. Więc do późnego popołudnia uprawialiśmy zaawansowana dekadencję: L oglądał Moto GP, ja słuchałam audiobooka i łaziłam w piżamie. Upiekłam pierwsze w sezonie ciasto z rabarbarem. A na obiad niezwykle prosty zestaw czyli ziemniaczane puree zapiekane z serem i mizerię. A nawet tadam! kompot z rabarbaru doprawiony cynamonem i kardamonem.
Później pojechaliśmy na spacer, zostawiliśmy auto na końcu osiedla i poszliśmy na łąki przy autostradzie i stary cmentarz. Nad nami kłębiły się te piękne, białe chmury. Uwielbiam je... zawsze się uśmiecham, bo jako dziecko wierzyłam, że są bardzo plastyczne (i że smakują jak wata cukrowa) i wystarczy je ścisnąć, aby uformować w dowolny kształt. A na cmentarzu cicho i piękne... Soczyście zielona trawa, uprzątnięte liście i gałęzie. Do szczęścia brakowało tylko odnalezienia grobu Marianny...*




[*i już wiem, że prochy Marianny i Piotra Jasieckich zostały przeniesione do rodzinnego grobu na cmentarzu w Dolsku]

114/366

Och! Pomimo paskudnej pogody pojechaliśmy na Festiwal FoodTrucków. Liczyłam, że będzie moje ulubione, kultowe wręcz danie z okienka czyli bułka z pieczarkami, ale nie było. Zjadłam więc chińskie pierożki na parze z kurczakiem i kolendrą. I frytki "belgijki". I kawę z Bike Cafe. I dwa ugryzienia "wyczesanego porka":)
Wracając wjechaliśmy do ME odebrać nowy blender (stary umarł a ponieważ był na gwarancji dostaliśmy nowy). Przyjechaliśmy do domu, i jak narkoman na głodzie, szybko zmiksowałam szpinak, banan, gruszkę i siemię lniane. Kochane koktajle, jak ja się za wami stęskniłam!:)

113/366

Piątek. Posprzątałam firmę. Muszę to odnotować;)
Popołudnie solo z G. Bardzo miłe: graliśmy w karty, pomógł mi w przygotowaniu obiadu i aż do późnego wieczora był taki, jakim bardzo go lubię: radosny, rozmowny, bez pretensji do świata.
To bardzo miła inauguracja weekendu.

niedziela, 24 kwietnia 2016

115.2016

24/04 - szkolenie nt zawodowe, mam nadzieję, że zaprocentuje.
          Szczególnie, że prowadzący mieszka na ulicy obok i oferuje pomoc :)

          W piątek jechałam samochodem i usłyszałam tę wersję w Offensywie.
          Wzruszyła mnie... a dziś znalazłam.




114.2016

23/04 - syn nr 1 powiesił karnisz, który zerwały koty, gdy radośnie
           zawisły - z tylko sobie wiadomych powodów - na firankach.
           Uzewnętrznienie się w ten sposób męskiej ręki, sprawił mi
           wielką frajdę :)
           Pytałam o pizzę z piwem, przepisu nie ma, zamiast wody
           dodał piwo.

113.2016

22/04 - odebrałam paczkę z bonprix. Zamówiłam t-shirt i spodnie,
          kwalifikują się do szpitala i do Muchowa, co ma wydźwięk dość
          jednoznaczny :D ale jestem zadowolona.





piątek, 22 kwietnia 2016

112/366

Rano kupiłam szparagi. Wiedziałam, że są już w Lidlu. Niby drogie ale... kiedy zobaczyłam to nie potrafiłam się powstrzymać. Zamiast risotto (nie miałam ryżu arborio) zrobiłam kaszotto z pęczaku z dodatkiem groszku, cukinii i szparagami. Obłęd!:)

Praca mnie przytłacza. Męczy, denerwuje... Więc L. stwierdził, że wystarczy i zarezerwował na długi weekend domek nad morzem. Trochę tylko martwią mnie prognozy pogody, bo w maju 9 stopni? Eeee? No niby wiem, że nad morzem do szczęścia wystarczy bliskość morza, ale... to jednak maj! Żądam słońca, ciepłego piasku, ładnej pogody.

112.2016

21/04 - syn nr1 zajął 3 miejsce na "grillowym konkursie w kat. dań z piwem".
           Wykonał: pizzę z ciasta na bazie piwa. Muszę kupić grill :D Ale z dumy
            lekko spuchłam :)
            Przyszedł pan do pralki. Wymontował silnik, na jutro ma zrobić.
            Pralka będzie żyła :)

czwartek, 21 kwietnia 2016

111/366

Do Rossmanna poszłam z listą, żeby na promocji na malowidła do twarzy nie poszaleć. Fakt, że musiałam zapłacić kartą a nie przygotowaną gotówką świadczy o tym, że chyba jednak nie udało mi się utrzymać w ryzach przygotowanej listy. Ach! Za to dziś z nowym (pierwszym w moim życiu!) korektorem pod oczami i podkładem Bourjois zadaję szyku.
Jako ta zawistna zołza strasznie i bardzo pozazdrościłam G., że pije sobie czekoladę na gorąco. Więc wieczorem upiekłam ciasto czekoladowe, przełożyłam wiśniami w żelu i ozdobiłam polewą na bazie czekolady krówkowej. Czeka w lodówce:)

110/366

Z wtorku nie zapamiętałam właściwie nic.
Więc uznaję, że warto udokumentować fakt, iż na widok niespodzianki/prezentu zostawionego pod poduszką przez koty nie umarłam. Następnym razem w łóżku niech czeka książka, perfumy, czekoladki. A nie uduszona mysz.

109/366

Po porannej reprymendzie od księgowego spodziewałam się, że planowane z nim spotkanie odbędzie się w bardzo napiętej atmosferze. Tymczasem pan znów mnie zaskoczył, był miły, żartował i... słowem nie nawiązał do tej reprymendy. Nie pojmuję. Za stara jestem, żeby mi takie emocjonalne huśtawki fundować.

I zachwyt. Dużo zachwytów. Tych obiecujących, tych bardzo przemawiających do wyobraźni. A po ciężkim poprzednim tygodniu takie trwonienie czasu bardzo było potrzebna, miłe i budujące.

środa, 20 kwietnia 2016

111.2016

20/04 - kiedy okazało się, że moja pralka zastrajkowała, poczułam, że to wszystko
            jest ponad moje siły... ale wcześniej, gdy pielęgniarka zapisywała wyznaczony
            termin na białej sali, zdziwiła się, że nie ma moich danych w bazie
            szpitala. I poczułam to, czego - wiem, że banalne - nie doceniam,
            nie celebruje... czasem mi przemknie, że tak jest... więc - mojej niebytności
            w szpitalu przez 18 lat.
            Po południu pan w sklepie z częściami samochodowymi poszedł do mojego
            auta, sam ! na oględziny, następnie przyniósł bańkę z czymś i papier, starł, to
            co brałam za otarcie i poinstruował mnie, co mam robić dalej.
            Myślałam, że się popłaczę z wdzięczności :)
            W nagrodę na dzielne przetrwanie tego dnia, za namową eM :*
            Czekolada :D (nie wygląda zbyt atrakcyjnie, ale pomyślałam o zdjęciu,
            gdy już trochę wypiłam).


wtorek, 19 kwietnia 2016

110.2016

19/04 - niby na siłowni zrealizowałam plan z Vitalii, ale wyjeżdżając
           przytarłam samochód. Pojechałam do myjni i odkurzyliśmy z I.,
           ale dopiero dostrzegłam jak źle to auto wygląda.
           Kupiłam mamie cieciorkę i była zadowolona, PRAWIE tak dobra
           jak amerykańska :) Taki dzień trochę pod patronatem "ale",
           więc chyba najfajniejsze jest siedzenie teraz pod ciepłym kocem :)

109.216

18/04 - myśl o kawałku plastiku, jak bumerang wracała do mnie, od piątkowego
           popołudnia do poniedziałkowego poranka.  Otóż ja, na zajmowanym choć
           nieeksponowanym stanowisku, zgubiłam kartę do rejestratora czasu pracy.
           Odtwarzałam w głowie, kiedy ostatni raz i w jakich okolicznościach ją widziałam,
           jakie są możliwe hipotezy, co z kartą się stało, odwoływałam się do św. Antoniego,
           przejrzałam cały samochód, z pod-wycieraczkami łącznie, przebyłam na rowerze
           całą drogę do siłowni, dzwoniłam, czy nie zostawiłam w szafce. I nic.
           Zdołowało mnie to, wiem, że nadmiernie, ale jednak.
           W poniedziałek koło 11-nastej zobaczyłam kartę na swoim biurku, pod małym
           pudełkiem. Pojęcia nie mam skąd tam się wzięła, czy ktoś ją przyniósł i jak
           "niewidzialna ręka" zostawił, bo być może wypadła mi z kieszeni na parkingu,
           nie wiem i pewnie się nie dowiem. Niemniej w momencie, gdy zobaczyłam tę kartę,
           oniemiałam ze szczęścia ! :))




poniedziałek, 18 kwietnia 2016

108/366

Niedziela. Mój ulubiony dzień tygodnia.
G. spał u babci więc mogliśmy spać bez ograniczeń. Obudziłam się o 8:30, zaparzyłam kawę i wróciłam do łóżka. Za oknem deszcz, w skrzynce miły liścik, wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Przepadłam. W południe zdecydowałam się zjeść śniadanie: zaszalałam i zrobiłam moją ulubioną jajecznicę ze śmietaną, szynką parmeńską i szczypiorkiem. I zjadłam tak, jak pamiętam z dzieciństwa: na kanapce.
Kiedy panowie pojechali na basen, poszłam z Zaspą na spacer. Zdecydowałam się na zakup kolejnego audiobooka (audioteka wie, co robi kończąc darmowy fragment w takim momencie, że koniecznie chcę się dowiedzieć co dalej). A po powrocie zrobiłam peeling kawowy, nałożyłam na włosy maskę, wtarłam olejek i otworzyłam białe pionot grigio, które cudownie podkreśliło mój lekki, radosny nastrój całego dnia.
Poproszę o jeszcze!

107/366

Dość nieoczekiwanie dla mnie samej, bez wcześniejszego planu, uporządkowałam ubrania i buty w szafach. Posprzątałam gruntownie sypialnię, zmieniłam pościel na ulubioną, wstawiłam wiosennie pachnący wosk I pranie, pranie, duuuużo prania. Na obiad zrobiłam pizzę. Wyszła najlepsza z dotychczasowych. Zastanawiałam się dlaczego - chyba to kwestia mąki: kupiłam "Mąkę Szymanowską", ale tym razem chlebową. I to chyba dlatego.
Urządziliśmy sobie spacer do paczkomatu. Tak, dotarły moje książki zamówione poprzedniego dnia:)
Wieczorem odstawiliśmy G. do babci a sami pojechaliśmy na objazd naszych ostatnich realizacji. Niby pracujemy razem a przez ostatnie tygodnie właściwie nie widzieliśmy się. Z głośników leciało U2 a my rozmawialiśmy...

106/366

Rano w skrzynce zastałam intrygującą ofertę z wydawnictwa Znak (nie, nie zaproponowali mi pracy - pozwolili kupić po taniości pakiety książek). To zamówiłam jeden z nich.
Ulga wieczorna. Wino, relaks, nicnierobienie.
I taka perspektywa na dwa weekendowe dni.

108.2016

17/04 - obawiam się, że "Zły" Tyrmanda w żadnej postaci nie jest dla mnie strawny.
          Włączyłam Nesbo . Musiałam przyzwyczaić się do dość specyficznej interpretacji
           Krzysztofa Gosztyły, ale powieść sama płynie, bez specjalnej koncentracji, przykuwa
           uwagę.
           W przerwie 20 km trasy rowerowej wpadliśmy z D . na sushi. Akurat była
           ulewa. Podobało mi się siedzenie przy oknie, wiatr i deszcz za szybami,
           gorący, żeliwny  dzbanek z zieloną wiśniową herbatą i herbaciane lody na deser :)
         


107.2016

16/04 - sobotni poranek zapowiadał się ambitnie, w kwestii planów: mycie okien,
           sprzątanie w samochodzie, pranie. Plany spełzły na niczym. Przeszwendałam
            i przejeździłam cały dzień !
         
           Rano przestawiając kanały w tv trafiłam na DDTVN, gdzie jako prowadzący
           debiutował Piotr Kraśko. Okazuje się, że lubię go bardzo, nawet nie wiedziałam :)
           W kontekście Bartosza Węglarczyka wypadł bardzo korzystnie.

           Ponieważ na Vitalii zadeklarowałam  2x w tygodniu siłownię i 3x jazdę
           na rowerze, dostałam 200 kcal więcej ! :)

106.2016

15/04 - po pracy wyszłam do ogródka. Kwitną tulipany. Unosi się zapach hiacyntów.
           Świeci słońce. Gdyby zaistniała możliwość wyboru Raju, to mój wygląda
           własnie tak :)

piątek, 15 kwietnia 2016

105/366

Najpierw była wiadomość od pracownika. Sytuacja tak abstrakcyjna, irracjonalna że aż śmieszna. Pozostaje mi bardzo cieszyć się, że człowiek tego pokroju nie jest moim mężem, ojcem, kochankiem. Tak bardzo różne planety zasiedlamy.
Później był list, piękny i długi, którego nawet nie miałam kiedy przeczytać. A napisanie składnej odpowiedzi zostawiam najwcześniej na maj. 
Wracając do domu wjechaliśmy do cukierni. Była babka truflowa z wiśniami i pomarańczowa z mandarynkami. Kupiliśmy obie. I jakże konsekwentnie... żadnej nie zjedliśmy:)
Wieczorem obejrzałam "Dezerterów" na TVP Kultura, Łukasz Orbitowski rozmawiał z Markiem Dyjakiem. Miałam łzy w oczach, Dyjak jest taki bezbronny, skrzywdzony, pełen winy.  Chciałoby się go przytulić, rozgrzeszyć, otrzeć łzy. Jak dziecku... Niezmiennie jestem pod wrażeniem, że z tym brzemieniem bycia sobą i rozlicznych do siebie pretensji potrafi funkcjonować. Tyle w tym człowieku wycofania, pokory i jakiegoś przewrotnego piękna.

O właśnie!
Zaczęłam słuchać "Innej duszy" Orbitowskiego ale lektor wyrzuca z siebie słowa w takim tempie i w takiej monotonii, że nie nadążam słuchać i przyswajać. Czyli... nadal nie mam czego słuchać;)

105.2016

14/04 - dzień zrobiła mi wizja strażników miejskich płaczących nad tym,
           jaka to z L. wspaniała kobieta i w związku z jej życiową misją, to
           tego rodzaju profity, jakie osiągnęła,  są sprawą naturalną !
         
           Kolejna godzina na siłowni i towarzyszące temu samozadowolenie :)

czwartek, 14 kwietnia 2016

104/366

Marzę, aby ten tydzień już się skończył. Zmęczenie, gonitwa, brak czasu, ciężkie rozmowy. A jeszcze jutro księgowy przybywa. Mam szczerą nadzieję, że nie będzie dysponował nadmiarem czasu. A nawet że bardzo będzie się śpieszył. Chytrze planuję wcześniej wrócić do domu i otworzyć wino. Tak.

W domu czekało ciasto czekoladowe. Ciasto, które okraszone orzechami włoskimi i krówkową polewą bardzo rozumie. W drodze z pracy obeszłam szachty, znów zachwycając się ilością kwitnących tam, owocowych drzew. A wcześniej gmailowe śmichy-chichy z G. Uwielbiam, kiedy ktoś tak dobrze rozumie moje absurdalne poczucie humoru.

104.2016

13/04 - kupiłam w biedrze czosnek w płatkach i byłam bardzo pozytywnie
          zaskoczona, że ma aż tak wyrazisty smak i chrupiącą teksturę. Rewelacyjnie
          się sprawdza, zwłaszcza gdy nie ma perspektyw na całowanie :)
          Ponadto oglądałam "Świat się kręci" i poczułam się naprawdę szczęśliwa,
          że mogłam zmienić kanał, ponieważ wypowiadający się Rafał Maślak,
          spójny wizerunkowo, niezmiennie podnosi mi ciśnienie, bowiem kombinacja
          urody z pustostanem intelektualnym, na tak rażąco wysokim poziomie, jest
          nieznośna.

środa, 13 kwietnia 2016

103/366

Dzień do dupy jest dniem do dupy i żaden dzień czekolady tego nie zmieni. Wieczorem, w deszczu, podreptałam do sklepu, kupiłam trzy tabliczki czekolady i upiekłam ciasto z przepisu w Kwestii Smaku. Przy robieniu polewy okazało się, że jedna z czekolad, o której myślałam że jest mleczna była... mleczna z nadzieniem krówkowym. Ale wykorzystałam ją do zrobienia polewy i tym samym odkryłam, że to fajny patent na smak i konsystencje polewy. Przyjmuję zakłady, że skoro wysoko oceniłam jej przydatność, to za chwilę zostanie wycofana z produkcji.Kiedy ciasto już wystygło, kiedy udekorowałam je polewą to byłam tak senna i zmęczona, że... nawet nie chciało mi się spróbować. Zaiste, sposób obchodzenia świąt wszelakich mam specyficzny.

wtorek, 12 kwietnia 2016

103.2016

12/04 - zupełnie nieoczekiwanie Dzień Czekolady stał się Dobrym Dniem :)
          W pracy spokojnie, w drodze do br2 zadzwonił... ehmy... M !
          zainspirowany moim rocznicowym sms-em. Ucieszyłam się,
          to po prostu miłe, że wspominał o różnych rzeczach, a których nawet
          ja zapomniałam, a przecież wiadomo, że kobieta zawsze pamięta !
          Byłam na siłowni i wyszłam w jeszcze lepszym nastroju, kupiłam karnet,
          może dam radę jakiś czas systematycznie pochodzić.

102.2016

11/04 - podchodzę do tej notatki jak do jeża... Ogarnia mnie takie zmęczenie
          psychofizyczne, nijak nie czuję, że to poniedziałek po weekendowym odpoczynku.
          Tak trochę czuję się jak kukułka, która chętnie podrzuciłaby komuś jajo swoich lęków.
       
           Spotkałam się z A. Poszłyśmy na lody i kawę. Niestety, kawiarnia, która była
           przez wiele lat moją ulubioną mocno podupada, króluje bylejakość i marazm.
           A. poprosiła, by kelnerka przyciszyła radio, z której audycja o uszkodzonych
           płodach grzmiała tak, że uniemożliwiała rozmowę. Kiedyś tam grali Trójkę, teraz
           nie wiem co.  Niemniej spotkanie było dobre, zakończone spacerem.
           Fakt, że jak zwykle nie mogłysmy się nagadać i jeszcze pod jej domem
           rozmawiałyśmy z pół godziny :)
           Wieczorem zgłosiłam siebie na AŻ. W tym roku wyjątkowo wcześnie, bo już
           od 05/08. Mail od organizatorki, że cieszy się, że będę, był chyba tym najfajniejszym
           punktem dnia.

102/366

Dzień taki, że co chwilę zadawałam sobie pytanie - i co jeszcze się wydarzy? Z pracy wyszłam po 18. Z ogromnymi wyrzutami sumienie, że dziecko głodne, że stęsknione, że w dzienniku "C" z zachowania a ja nie mam jak wyjaśnić, dopytać, interweniować. Po przyjściu do domu w ramach obiadu zjedliśmy ciacho z truskawkami i galaretką, i poszliśmy na długi spacer odprowadzić babcię. Położyliśmy się we trójkę o 20:30. I tak spaliśmy do rana.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

101.2016

10/04 - 4/5 dnia przeleżałam. Coraz bardziej to lubię :))
           Fiołki kwitną w ogrodzie, ale padał deszcz, więc nie byłam w stanie
           zmobilizować się do żadnej innej aktywności poza zmianą boku.
           Wyskoczyłam na chwilę do sklepu, kupiłam czekoladę Wedla o smaku
           brownie i nugat z migdałami. Przywiozłam I., która jest równie zmęczona
           jak ja, posmęciłyśmy nad kawą, jak dwie stare baby :D
         

101/366

Skończyłam słuchać "Żniwa zła". Nareszcie. Jednak nie bardzo pasuje mi talent pana Galbraitha, wysłuchałam bez zachwytu;) Z przerażaniem odkryłam, że pomimo obszernej półki audiobooków - oczywiście nie mam czego słuchać, klasyka gatunku. 
Umówiliśmy się na rowery z P. Znaczy ja z Zaspą na spacer. Na miejscu okazało się, że nikomu nie chce się jeździć więc dzieciaki buszowały w krzakach, panowie siedzieli na ławce a ja i pies poszliśmy ma sześciokilometrowy spacer.

100/366

Rano L. pojechał do pracy, G. długo odsypiał wrażenia dnia poprzedniego. Zaparzyłam kawę, wesłam pod koc i zaczęłam czytać najnowszy numer "Urody Życia". To jedyna gazeta jaką ostatnio kupuję. I czytam całą, łącznie z felietonami (których generalnie nie lubię, ale...) Ujął mnie wywiad z Katarzyną Nosowską, to jej wieczne poszukiwanie, zadawanie pytanie. Niezwykła, mądra, skromna osoba. Muzycznie nigdy mnie nie zachwycała ale jako człowieka, jako kobietę bardzo chciałabym poznać. A później rozmowę z Adamem Nowakiem.  I to zdanie: Miedzy "późno" a "za późno" jest - dzięki Bogu - kolosalna różnica. Piękna rozmowa ale tu nie jestem obiektywna bo wiadomo, że Adam Nowak trafia mi prosto w duszę:)

I nareszcie zrobiłam też quiche warzywny, który od zawsze chciałam zrobić, bo fascynowała mnie jego struktura. No i voila! Oto jest:



I w smaku zaskakująco delikatny, lekki i pyszny.

99/366

Pofarbowałam włosy, znów mam ten ciepły, sarni blond, w którym bardzo dobrze się czuję. Upiekłam urodzinową szarlotkę dla G. Wyszła cudowna, krucha, kwaskowa - idealna. No cóż, dziecko uznało, że jednak nie spełnia jego oczekiwań i nie spróbowało. Zostało więcej dla nas:)
Wieczorem rodzinnie ogrywaliśmy się w "Tap the Frog" na tablecie, nie pamiętam kiedy ostatni aż tak głośno i długo śmialiśmy się.

98/366

Dziś przypadały urodziny Dot. Każdego roku bardzo ciężko przeżywałam ten dzień, chyba trudnej nawet niż ten dzień przyjmowany jako data śmierci. Jest wiosna. Taka konkretna, prawdziwa, rozszalała kwitnieniem, zielenieniem.  Wracałam z Zaspą z pracy, stanęłam pod kwitnącą wiśnią, oparłam się o pień. Nie mogę tego zrozumieć, nadal nie umiem pojąć, jak można nie chcieć już tego oglądać. Ale wtedy była zima, świat spał... może dlatego? Stałam pod tym drzewem i popłynęły łzy. Poczułam się tak bardzo zakorzeniona w moim życiu, tak bardzo w nim zakochana, zauroczona.

Wieczorem czytałam G. książkę. Powiedział, że mam ładny głos i ładnie czytam, że tak trochę głośniej, trochę ciszej. Swoimi słowami próbował opowiedzieć, że nie czytam monotonnie. To miłe... A później włączyłam "Babcię rabuś" w interpretacji Boberka a G. stwierdził, że na pewno ładniej bym przeczytałam. Oj synu, to już przegięcie ale fajnie, że docenia moje starania.

niedziela, 10 kwietnia 2016

100.2016

09/04 - poranek z T. "zrobił mi dzień" :) Widocznie dla mnie dostępna
          jest taka forma realizacji rzeczywistości wg pomysłu, jak chciałabym,
          żeby było.
         
          Bardzo się cieszę, że w TTBZ wygrała wreszcie Agnieszka Twardowska,
          m.in. dlatego, że pokazała mi, że w "50 twarzach Greya" było coś atrakcyjnego,
          tj. piosenka :)) Byłam wzruszona i miałam dreszcze...
          Zachwycił mnie Jerzy Grzechnik jako Annie Lennox i jego obstawiałam
          ex aequo :) a jednocześnie doceniłam Kordka jako Marię Koterbską, choć mam
          wrażenie, że połowę roboty zrobił za niego kwartet taneczny a`la Cyrk Monty
          Pythona :)



sobota, 9 kwietnia 2016

99.2016

08/04 - napisałam, że podróż majowa do miasta P. jest niemożliwa
          z powodów banalnych, mając na myśli duże zmęczenie i problem
          z organizacją pracy. Na myśl o jeszcze większej mobilizacji włosy
          stanęły mi dęba :) Dziś po wizycie u lekarza, niemożliwość
          skonkretyzowała się bardziej. Czeka mnie w maju jakieś 3 dni
          w szpitalu. Do kategorii szczęśliwe należy zaliczyć, że w ogóle
          do lekarza się wybrałam :)

98.2016

07/04 - spotkałam się z D. Przejechaliśmy na rowerach obwodnicę.
           Jedliśmy kabanosy z biedry (135g mięsa na 100g produktu !!!)
           Pojechaliśmy na kawę, gdzie ciepło przywitała nas kelnerka :)
         

czwartek, 7 kwietnia 2016

97/366

Posprzątałam pracowe biurko. Posegregowałam dokumenty. Zrobiłam czystkę, zen i sama nie wiem, jak to nazwać. Nie znajduję w języku polskim słów mogących oddać moją niechęć wobec tej czynności więc tym bardziej rozsadza mnie duma, że zawzięłam się i zrobiłam to. Duma, przy której blednie cudowna domowa pizza z rukolą, gruszką, rokpolem i orzechami:)

Aaaa! Dziecko też posprzątało swój pokój. Chyba moja zawoalowana groźba, że w tym bałaganie nie znajdzie prezentu urodzinowego zadziałała mobilizująco.

97.2016

06/04 - wróciłam z pracy, przykryłam się kocem. Słońce oświetlało pokój,
          było jasno, ciepło i cicho. W półśnie spędziłam jakiś czas, może godzinę,
          nie wiem. Wcześniej szłam do Biedry i młody, acz żonaty chłopak prowadził
          na smyczy szczeniaka. Piesek miał 4 miesiące i dość ryzykowne dziś  imię - Amber :)
          Był malutki i wydawało mu się, że jest baaardzooo groźny !
          Mnie natomiast zaskoczyła moja chęć do krótkiej rozmowy z właścicielem psiaka.


środa, 6 kwietnia 2016

96/366

G. wziął rower, ja wzięłam Zaspę i poszliśmy na długi, wiosenny spacer na Szachty. Wciąż zaskakuje mnie to miejsce, rozległe stawy między ruchliwą ulicą a jeszcze bardziej ruchliwą autostradą. A wystarczy wejść ścieżką między Stawem Rozlanym a Stawem Glabisa, aby doświadczyć spokoju, zieleni, krzyku ptaków mieszkających w trzcinach i zaroślach. Z niedowierzaniem przyglądałam się dzikim, kwitnącym drzewom owocowym, zaciągałam odurzającym zapachem kwiecia. Uwielbiam taką wiosnę:)

A w drodze powrotnej nareszcie wstąpiłam na pocztę i odebrałam paczkę! Herbaty pachną cudnie, baranek jest uroczy, ale składamy reklamację gdyż... dziecku nie udało się przeczytać życzeń;P
Za to przeczytał fabryczną treść na karcie:)
Dziękujemy!:*



96.2016

05/04 - wsiadłam do samochodu, wygrzebałam ze skrytki płytę Cabrela :)
            "La Corrida" zawsze robi wrażenie i wiąże się z uchyloną szybą samochodową :)
            Ale trochę mi smutno, bo odszedł z pracy ulubionym mechanik,
            a tak ciepło i przesadnie o nim myślę...


         

wtorek, 5 kwietnia 2016

95/366

Po pierwsze - najpierw przypadkiem a później z pomocą życzliwego człowieka udało mi się sprawdzić COŚ. COŚ jest ważne i nie mogę napisać więcej. Żeby nie zapeszyć. I mam nadzieję, że sprawdzenie tego pomoże w CZYMŚ.
Po drugie - obkupiłam dziecko w spodnie, koszulki i buty w zaskakująco sporym rozmiarze. Zdziwiłam się, kiedy o 10 w Lidlu była dostępna pełna rozmiarówka spodni. Tajemnica wyjaśniła się, kiedy jedna z mam przeglądała i narzekała "no jakie dzieci się w to zmieszczą? na kogo to pasuje". Bo spodnie to wąziutkie rurki;) Pasują na moje, ha! Nareszcie nogawki nie wiewają na nim jak żagle:)
Po trzecie - odebrałam paczkę z ulubionego sklepu. Koszule muszę oddać, bo nie wyglądam w nich. Za to w spodniach wyglądam i mam dylemat - zostawić wszystkie trzy pary czy jednak oddać?

95.2016

04/04 - zaczynam dochodzić do wniosku, że ostatnie  lata parzyste nie należą w moim
           życiu do udanych. Staram się nie przywiązywać to tego świeżo kiełkującego
           przekonania, bo jak żyć w tej sytuacji ? Zresztą... gdy tak zostawię ten wątek,
           to za 2 miesiące nie będę pamiętała co za "dramat" wydarzył się w pracy.
         
           Po powrocie z br2 wsiadłam na rower, razem z D. przejechaliśmy obwodnicę.
           Wiosenny rozruch zakończyliśmy kawą i ciastkiem.
         
           Wcześniej robiłam zakupy i po raz 3 w życiu widziałam w sklepie kobietę, która
           jest tak charakterystyczna, że zapamiętuję każde spotkanie. Bardzo szczupła,
           zawsze w czarnych szpilkach, które wyglądają jak prosto z salonu. Ma długie -
           za biodra - ciemne, falujące włosy, spódnice przed kolana i tatuaż-ornament
           na wierzchu prawej dłoni. ONA niezmiennie robi na mnie wrażenie, wygląda jakby
           wypadła z jakiejś seksualnej bajki, ale nawet nie zbliża się do kiczu, choć odbiega
           od standardu klasy. I jednocześnie wielkie rozbawienie wywołuje fakt,
           że NAPRAWDĘ chyba wszyscy mężczyźni w sklepie się na nią gapią.  

         


poniedziałek, 4 kwietnia 2016

94/366

Chłopaki o świcie zebrali się i pojechali na basen. Zebrali się tak wcześnie, że musieli 20 minut czekać na otwarcie term bo czynny był tylko basen sportowy. Więc skorzystałam z okazji i pospałam długo. Później posprzątałam, zrobiłam porządek w stercie dokumentów którą od kilku miesięcy przekładamy z miejsca na miejsce i posegregowałam biżuterię na tę którą noszę i tę którą chcę oddać w dobre ręce. Resztę dnia spędziłam na tarasie, na bujanym fotelu, słuchając "Żniw zła"...

93/366

Sobotni poranek z niespodziewaną pobudką: u sąsiadków już od siódmej rano działa maszyna krusząca i skuwająca beton i przygotowująca grunt do położenia kostki. Nie planowałam tak wczesnego wstania ale na dobre wyszło. Bo zrobiłam zakupy, trzy pralki prania, upiekłam ciasto dla mamy. Nałożyłam maskę na włosy (ta drożdżowa jest obłędna! zostawia włosy miękkie ale jakby pogrubione i bardzo podatne na układanie), odsarniłam nogi, zrobiłam peeling kawowy. I jeszcze pomogłam dziecku w rękodzielniczym przygotowaniu urodzinowej laurki dla babci.
Popołudnie spędziliśmy z jubilatką nad jej tortem urodzinowym, moim ciastem i przy podarowanym radiu nastawionym na częstotliwość grającą polskie evergreeny:)

[a ciasto to hulający po internetach "leśny mech" na bazie szpinaku. smaczny, fajny, ładny. muszę tylko wymyślić alternatywę dla kremu na kremówce, bo mam wrażenie że jest on zbyt tłusty i za ciężki]

92/366

W tym ciężkim, zabieganym piątku jakoś udało mi się zrobić internetowe zakupy w jednym z moich ulubionych sklepów ubraniowych (i to ze zniżką 30%!) a w domu - pierogi leniwe. Tym razem na bazie mąki ryżowej z dodatkiem mąki pszennej. Wyszły tak delikatne, lekkie i puszyste, że nie ma siły mogącej nakłonić mnie do przyznania się, ile ich zjadłam. Ale dużo!:)

94.2016

03/04 - zmobilizowałam się i wyszłam koło 14-nastej pojeździć na rowerze.
          2 rundki obwodnicą - ok 20 km - zakończone w McDonald`s :) frytkami i kawą.
          Po raz pierwszy najdotkliwiej czuję w kolanach początkowe efekty jazdy,
          ale mimo wszystko sprawia mi to frajdę i czuję jakiś rodzaj niedowierzania,
          że nadchodzą słonecznie dni.
       
         

niedziela, 3 kwietnia 2016

93.2016

02/04 - sobota w br1, długopis dla mnie z karteczką. Miły gest G.
           Później spotkanie z I na sushi i smażonych lodach.
           Dobra i przyjazna rozmowa.
           Wieczorem prosecco podczas TTBZ. Na pewno bardziej podobała
           mi się Pakosińska jak Rojek, niż Rogacewicz jako Debbie Harry,
           chociaż jego nogi zrobiły na mnie wrażenie :)

92.2016

01/04 - rano Pan Nogaś naszczuł mnie na kolejną książkę.
          Wyjątkowo sympatyczny dzień w pracy. Nic się nie wydarzyło,
          było miło. Po pracy spotkałam się w kawiarni z A., moją byłą terapeutką.
          Gadałyśmy 4 godziny ! :)) Wieczorem byłam jeszcze u B i L,
          gdzie dostałam frytki i kotleta, co mnie uszczęśliwiło :)
          Wracałam do domu, w radiu LP3, Kortez. Zrobiłam głośniej, później
          Maria Peszek. Nie przyciszyłam. Było dobrze.
 

piątek, 1 kwietnia 2016

91/366

Wracaliśmy z G. pieszo z pracy. W pewnym momencie wziął mnie za rękę, a to już nie zdarza się tak często, i opowiadał, opowiadał, opowiadał...
Wieczorem zaczęłam czytać książkę. Słuchanie "Żniw zła" wybitnie mi nie idzie, od tygodnia tkwię w okolicach 2:51 i każda próba dalszego słuchania kończy się uśnięciem, przebudzeniem i powrotem do 2:51;)

Zachwyciła mnie piosenka z reklamy ("Wonder" Camille Beluze). 

90/366

Przespane popołudnie. W ramach obiad zjedliśmy ostatnie sztuki kruchych ciasteczek zajączków, resztkę mazurka a dziecko kiełbasę na ciepło i wafle ryżowe. Na tytuł matki roku zdecydowanie nie zapracowałam;) Dekadencji dopełniło wspólne oglądanie "Top Chefa", w którym mój krajan wygrał immunitet:)