popołudnia do poniedziałkowego poranka. Otóż ja, na zajmowanym choć
nieeksponowanym stanowisku, zgubiłam kartę do rejestratora czasu pracy.
Odtwarzałam w głowie, kiedy ostatni raz i w jakich okolicznościach ją widziałam,
jakie są możliwe hipotezy, co z kartą się stało, odwoływałam się do św. Antoniego,
przejrzałam cały samochód, z pod-wycieraczkami łącznie, przebyłam na rowerze
całą drogę do siłowni, dzwoniłam, czy nie zostawiłam w szafce. I nic.
Zdołowało mnie to, wiem, że nadmiernie, ale jednak.
W poniedziałek koło 11-nastej zobaczyłam kartę na swoim biurku, pod małym
pudełkiem. Pojęcia nie mam skąd tam się wzięła, czy ktoś ją przyniósł i jak
"niewidzialna ręka" zostawił, bo być może wypadła mi z kieszeni na parkingu,
nie wiem i pewnie się nie dowiem. Niemniej w momencie, gdy zobaczyłam tę kartę,
oniemiałam ze szczęścia ! :))
Co nie zmienia faktu, że mocno mnie zaskakuje ten kołchoźniczy wynalazek na twoim stanowisku i w pracy o charakterze takim, jak twoja.
OdpowiedzUsuńGówno takie a ile krwi napsuje. Za to kolor ma ładny! Zanim przeczytałam byłam pewna, że to nowa obudowa do telefonu:)))
Zmieniłam zdjęcie.
OdpowiedzUsuńPrzypięłam do swojej karty smycz, trudniej będzie zgubić.
Dobijał mnie fakt, że ją zgubiłam i w obecnej sytuacji, jak to będzie odebrane. Rano co prawda oświadczyłam, że zgubiłam i byłam bardzo zaskoczona spokojną reakcją, że są karty zapasowe. Ale co sobie nawymyślałam, to moje.