wtorek, 19 kwietnia 2016

109.216

18/04 - myśl o kawałku plastiku, jak bumerang wracała do mnie, od piątkowego
           popołudnia do poniedziałkowego poranka.  Otóż ja, na zajmowanym choć
           nieeksponowanym stanowisku, zgubiłam kartę do rejestratora czasu pracy.
           Odtwarzałam w głowie, kiedy ostatni raz i w jakich okolicznościach ją widziałam,
           jakie są możliwe hipotezy, co z kartą się stało, odwoływałam się do św. Antoniego,
           przejrzałam cały samochód, z pod-wycieraczkami łącznie, przebyłam na rowerze
           całą drogę do siłowni, dzwoniłam, czy nie zostawiłam w szafce. I nic.
           Zdołowało mnie to, wiem, że nadmiernie, ale jednak.
           W poniedziałek koło 11-nastej zobaczyłam kartę na swoim biurku, pod małym
           pudełkiem. Pojęcia nie mam skąd tam się wzięła, czy ktoś ją przyniósł i jak
           "niewidzialna ręka" zostawił, bo być może wypadła mi z kieszeni na parkingu,
           nie wiem i pewnie się nie dowiem. Niemniej w momencie, gdy zobaczyłam tę kartę,
           oniemiałam ze szczęścia ! :))




2 komentarze:

  1. Co nie zmienia faktu, że mocno mnie zaskakuje ten kołchoźniczy wynalazek na twoim stanowisku i w pracy o charakterze takim, jak twoja.
    Gówno takie a ile krwi napsuje. Za to kolor ma ładny! Zanim przeczytałam byłam pewna, że to nowa obudowa do telefonu:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Zmieniłam zdjęcie.
    Przypięłam do swojej karty smycz, trudniej będzie zgubić.
    Dobijał mnie fakt, że ją zgubiłam i w obecnej sytuacji, jak to będzie odebrane. Rano co prawda oświadczyłam, że zgubiłam i byłam bardzo zaskoczona spokojną reakcją, że są karty zapasowe. Ale co sobie nawymyślałam, to moje.

    OdpowiedzUsuń