czwartek, 28 kwietnia 2016

118/366

Rano wstałam bardzo wcześnie z myślą, że przecież muszę wysuszyć i jakoś ułożyć włosy. 
[Dzień wcześniej byłam u fryzjera. Wyszłam zadowolona, włosy były lekkie, rozwichrzone, chociaż miałam do siebie żal, że znów na głowie mam bardziej twórczość własna fryzjerki niż własną wizję. Im bardziej patrzyłam w lustro, im bardziej rozwichrzenie ugrzeczniało się, tym bardziej czułam, że ta fryzura jest ch... i pójdę na poprawkę. Wieczorem oglądałam zdjęcia z ostatnich dwóch lat i każda, dosłownie każda fryzura wydawała mi się lepsza, niż to. I autentycznie łzy stawały mi w oczach na myśl, że miałam takie piękne włosy...]
Rano wysuszyłam włosy i... nie dość, że zajęło mi to chwilę, to jeszcze okazało się, że włosy wysuszone "po mojemu" są bliższe temu co chciałam, niż to co miałam wychodząc od fryzjera. Ale nadal jest to daleko od zachwytu czytaj - mam hełmofon na głowie. Jednak na poprawkę raczej nie zdecyduję się. Przede wszystkim z obawy, że będzie jeszcze gorzej. 

Więc maślany, z pszennego chleba uczyniony, tost z nutellą był jedynym dobrym pocieszeniem.

3 komentarze:

  1. To po prostu jakiś ch...owy dzień był i tyle ! Ty masz hełmofon ja płaskogłowie i płaskodupie... No nic, dobrze, że przeminął.

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz... postanowiłam, że czas się chyba po prostu powoli przestać łudzić i zaakceptować fakt, że "przemija uroda w nas". i że nawet z taką samą fryzurą nie będę już wyglądać, jak 12 lat temu;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też nachodzą tego typu refleksje... Kiedyś dobijało mnie to, że jestem gruba, ale miałam nadzieję, że to sie zmieni. Nie brałam pod uwagę, że nie dość, że gruba to będę jeszcze stara ! :)

    OdpowiedzUsuń