Wracaliśmy z G. pieszo z pracy. W pewnym momencie wziął mnie za rękę, a to już nie zdarza się tak często, i opowiadał, opowiadał, opowiadał...
Wieczorem zaczęłam czytać książkę. Słuchanie "Żniw zła" wybitnie mi nie idzie, od tygodnia tkwię w okolicach 2:51 i każda próba dalszego słuchania kończy się uśnięciem, przebudzeniem i powrotem do 2:51;)
Zachwyciła mnie piosenka z reklamy ("Wonder" Camille Beluze).
No pacz Pani, a mnie te "Żniwa..." całkiem dobrze poszły, za to wychodzi na to, że Tyrmand mnie przerasta... Ta galanteria językowa jest jakaś niewiarygodna i męcząca, że chyba odłożę na jazdę rowerową.
OdpowiedzUsuń