sobota, 31 grudnia 2016

365.2016

30/12 - tak więc "Shantaram" okazuje się wielkim rozczarowanie... o ile
           przezabawny jest Prabaker, przewodnik głównego bohatera, dość
           interesująca fabuła, o tyle przykryta nagromadzeniem przemyśleń w stylu
           Coelho, czy E.E.Schmitta, co  sprawia, że słuchanie stanowi prawdziwe wyzwanie....
           Oczywiście nie znam zbyt wiele pań lekkich obyczajów czy zbiegłych
           przestępców - w sumie to wcale nie znam - natomiast czy te truizmy udające
           refleksyjność ... co, mają przełamywać stereotypowe myślenie ?
           Dla mnie są niewiarygodne. Zobaczę co będzie dalej, choć wiem, że nie muszę :)
   
           Zadzwoniła A., że zaprasza mnie na sylwestra do leśniczówki jej brata...
           ale ja już umówiłam się ze znajomymi i ta alternatywna możliwość wytrąciła mnie
           z równowagi.
       
           Zrobiłam na sylwestrową noc mleczną kanapkę. Jedyne co przychodzi mi do
           głowy, gdy myślę o tym cieście, to: dziwne :)
       

piątek, 30 grudnia 2016

364/366

To chyba czas na pean ku zdolnościom mojej fryzjerki. Wciaz jestem pod wrażeniem tego, co wydobywa z moich włosów. Ze nawet po masce sa uniesione, nie sa ciężkie, przyklapnięte. Ladnie sie układają, a pomimo potężnego cieniowania jest ich bardzo duzo. I nawet juz nie boli mnie, ze ta fryzura nijak nie gra z moja wizja - czyli prosto ciachniete włosy do ramion, bez cieniowania. One lubią cieniowanie, niestety. Dopiero wtedy żyją i widać, ze jest ich naprawdę duzo. 

Pojechałam po zakupy. Bardzo zaskoczona, ze w Auchan tak mało ludzi. Zaplanowałam na jutro ciasto z kremem chałwowy, zeby godnie i bardzo słodko pożegnać ten gorzki rok. I kupiłam sobie karnawałowa maskę na oczy;) Za pińć złotych i pewnie rozpadnie sie po pierwszym użyciu ale radochę mam jakbym wybierała sie na karnawał w Wenecji;)

364.2016

29/12 - br1 i br2. W tym drugim skończyłam mc, w tym pierwszym dostałam
           pieniądze. Obie sprawy mocno poprawiły mi samopoczucie.
         
           Nic tak dobrze mnie nie usypia, jak oglądanie anime, ale jednocześnie
           i mnie, i synowi nr2 wspólne oglądanie sprawia przyjemność, więc za nami
           kolejne 2 odcinki.

363.2016

28/12 - po powrocie z pracy upiekłam szarlotkę.
            Syn nr1 pojechał do O. do pracy. Smutno mi z tym, że już taki duży,
            że życie każe mu w czasie, gdy jego koledzy leżą wentylem do góry,
            wracać, żeby pracować... Źle mi z tym, że tak jest. I nie chodzi o to,
            że inni mają gorzej, lub co ja w jego wieku... Po prostu z tym mi źle.
         
           Przyznam, że kiedyś przewracałam oczami, gdy słyszałam o wydatkach I. w jej
           koszmarnej sytuacji finansowej. Tymczasem przekonałam się po raz
           kolejny, że gdy się nie jest w cudzych butach, to nie ma co się wymądrzać.
           Na poparcie tych słów kupiłam subskrypcję na Audiotece i poczułam się
           jakbym zrobiła interes życia, gdy za Shantaram zapłaciłam 19.90.

czwartek, 29 grudnia 2016

363/366

Przesłałam pół dnia. Zrobiłam krokiety z resztka wigilijnej kapusty z grzybami. Odkryłam, ze w naszym kameralnym kinie Malta grają film, który bardzo chciałabym zobaczyć i pomyślałam, ze moze Nowy Rok w kinie? Bo ostatnio w kinie byłam tez w Nowy Rok ale... chyba z dziesięć lat temu:)
Wieczorem na Netflixie obejrzałam "Ojca Chrzestnego". Za każdym razem wbija mnie w fotel, każda scena, muzyczna ilustracja, gra aktorska, fabuła. 

362/366

Chora. Głowa boli. Gwiazdkowe prezenty książkowe leżą, bo nie mam jak czytać. Udało sie dosłuchać do końca audiobooka Wojciecha Chmielarza "Osiedle marzeń", ale otwarte zakończenie wyraźnie sugerujące ciąg dalszy pozostawił pewien niedosyt. Bo kiedy autor napisze te kontynuację? 
Mimo wszystko za wysoce komfortową uznaje możliwość leżenia w domu, w cieple, podjadania pozostałych po świętach smakołyków:)

środa, 28 grudnia 2016

362.2016

27/12 - podczas jazdy do pracy i z powrotem słuchałam audiobooka.
          Po powrocie do domu upiekłam kurczaka i słuchałam dalej.
          Mnie jednak sprawia dużą frajdę nie oglądanie telewizji w zamian
          za ciekawą, snutą przyjemnym głosem opowieść. Siedziałam pod
          kocem, paliły się świece, Jacek Rozenek czytał a ja czułam się
          naprawdę szczęśliwa do 23-ej z minutami, kiedy to powieść dobiegła
          końca !

wtorek, 27 grudnia 2016

361/366

Obudziłam sie z ciężka głowa, katarem i bolącym gardłem. Przez całe przedpołudnie słuchaliśmy Trójki, nawet na chwile nie włączyliśmy telewizora. Pózniej pojechaliśmy do mamy na obiad. Pierwotny plan był taki, ze pójdziemy z Zaspą pieszo ale wichura, deszcz... U mamy graliśmy w Monopoly Junior (zbankrutowałam!), a wracając zrobiliśmy rundkę przez miasto. Jednak lubię te puste ulice, rozświetlone lampkami. 
W domu obejrzeliśmy kolejna z wyszukanych przeze mnie na Netflixie komedii: "Jak zostać Katalonką". Miłe, śmieszne chociaż dość hermetyczne - czasem łapałam sie, ze nie mam rozeznania w tych hiszpańsko-katalońsko-baskijskich animozjach. Ale to miła odmiana po wszystkich sterowanych przez tv Kevinach:)

361.2016

26/12 - to był trudniejszy dzień. W ramach gwiazdowego prezentu kupiłam
           w Audiotece książkę, obejrzałam film i myślałam, że w trakcie oszaleje.
           Film wybrałam ze względu na Toni Collette i wyobrażałam sobie, że to
           będzie coś lekkiego i takiego akurat świątecznego... nie było !
           4/5 dnia przesiedziałam w łóżku robiąc jedynie wycieczki do lodówki
           i z powrotem. Pośmiałam się z wróżby na Fb przewidującej, że rok 2017
           przyniesie mi wesele, syn nr1 dał się namówić na wspólny, niedługi spacer
           z psem.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

360/366

Pierwszy dzień świąt to u nas tradycyjnie dzień piżamowy. Uwielbiam to:) Jakoś nie umiem zatęsknić do siedzenia za stołem, za spotkaniami z dawno nie widziana rodzina. Chociaż gdzieś mam w głowie myśl, ze moje dziecko tak bardzo pozbawione ciotek, wujków, dalekich krewnych nie wie na czym polega rodzinny czas. 
Podjadalismy pyszności wigilijne, oglądaliśmy filmy. W tym moj ulubiony "Serendipity" i bardzo kameralny, zapewne nawet przewidywalny, ale ciepły i miły "Today's Special".

W nocy przebudzilam sie i przeczytałam, ze odszedł George Michael. Tyle wspomnień, te bezsenne noce, kiedy szykowałam sie na narodziny G. i słuchałam płyty "Older". Wiem, ze to taki banał napisać iż to rok wyjątkowo smutnych pożegnań. Ale taki jest... 
Dobrze, ze pozostaje muzyka.

359/366

Rano zapakowałam prezenty. Kiedy wyciągnęłam z szaf wszystko, co juz od października kupowałam z myślą o prezentach okazało sie, ze muszę zapakować jakiś milion paczek! Poszło mi wyjątkowo sprawnie i zanim chłopaki wrócili z ostatnich drobnych zakupów wszystko miałam zapakowane. Zrobiłam świąteczne dekoracje na ozdobnych talerzach, rozstawiłam świeczniki, wypracowałam obrus. W międzyczasie L i G ubrali choinkę. 
Wigilia była spokojna, pozbawiona nerwów i bieganiny. Odpakowalismy prezenty, pośmialiśmy sie przy filmie. Mama zachwycona miodownikiem, co mnie dziwi bo wobec nakładu włożonej pracy spodziewałam sie bardziej efektu WOW.

A wieczorem, kiedy usiadłam w cieplej piżamie, kiedy pachniało świątecznym woskiem z kominka, zapatrzona w choinkowe lampki, latarenki roziskrzone światłem pomyślałam, ze mimo wielu niedostatków, zadrapań, powierzchni wymagających odświeżenia, bardzo lubię nasz dom.

358/366

Piątek. Chłopaki pojechali do barbera, do Ikei i odebrać platery. A ja w spokoju, w towarzystwie Trójki zrobiłam miodownik/stefankę, paszteciki z kapusta i grzybami, kapustę z grochem i doprawiłam barszcz. O 18 załadowałam zmywarkę i całe przedwiateczne gotowanie miałam zakończone. Az nie mogłam uwierzyć, ze mogłam uwierzyć, ze przede mną Wigilia bez stania przy garach:)

niedziela, 25 grudnia 2016

360.2016

25/12 - do 12-tej wszyscy domownicy uprawiali leżing z lightową formą
          obżartingu. Natomiast o 15-tej pojechaliśmy na obiad do rodziców :)
          Było miło, dobrze i dużo ! Po wyjściu od rodziców... przestało być miło,
          ale okazało się, że posiadam indywidualny pakiet ratunkowy !  Skład:
          wszystkie latarenki z płonącymi świecami, barwne lampki na mini-choince,
          wosk w kominku, własne łóżko oraz  30 ml Dalnielsa z (niestety, z braku sprita)
          colą i plasterkiem cytryny.

359.2016

24/12 - od rana spokojny dzień. Wykonaliśmy z synem nr1 tort, tzn on wszystko
             zrobił, ja tylko dekorowałam. Później zrobiłam takiego karpia, wyszedł
             świetny ! :)
             Dużo smsów z życzeniami... te ogólne życzenia na FB jakoś nie robią wrażenia,
             natomiast takie indywidualne wciąż poruszają, zwłaszcza ten od  naszego
             ukraińskiego pracownika...
             Po wigilijnej kolacji otworzyłam paczkę od eM. :) Bardzo wzruszyła mnie
             jej zawartość, a szczególnie ta biała latarenka... bardziej latarnia ! i czerwona
             świeca, a wraz z nimi zrozumiała dla mnie intencja :))) :*
             Spróbowaliśmy wszystkich trzech likierów: malibu, kukułkowego i kawowego,
             każdy inny, wszystkie rewelacyjne ! Dla mnie wygrał kukułkowy :D
             Z pudełka z piernikami wygrzebałam najpierw ciasta maślane... Och, kto czyta,
             niech zazdrości !!! :)))




358.2016

23/12 - piątek. Dostałam wędzonego pstrąga :)
           Następnie od B. kosmetyczkę i kapcie, a dla dzieci rafaello.
           W Tesco wpadłam na stoisko z Old Space Kilimanjaro - chwilę się wahała,
           bo akurat tę wersję w sztyfcie trudno kupić... no więc kupiłam, dla D.
           Po powrocie do domu dosłuchałam LP Trójki i nie włączałam telewizora.
           Myłam kuchenkę przy "YOU WANT IT DARKER" Cohena i jakoś mocniej dotarło
           do mnie to pożegnanie, gotowość i, że już niczego więcej nie stworzy.

357.2016

22/12 - w pracy wyjątkowo spokojnie, przedświątecznie może.
            Po - br2, zakupy, następnie wpadłam na chwilę do rodziców.
            W domu syn nr1 nastawił swój pierwszy bigos ! Przyznaję, że
            zaingerowałam, gdy spytałam ile dodał śliwek i usłyszałam, że dwie szt
            więc dodałam jeszcze paczkę :)  i odlałam ze 2 litry wody !!!
            a uzupełniłam czerwonym winem. Niemniej... tak mi dobrze i miło,
            że obaj moi synowie chcą pomagać, angażują się, pytają...
            Po prostu dobrze.

piątek, 23 grudnia 2016

357/366

Zrobiłam farsz do pasztecików. Obejrzałam z dzieckiem dwa filmy. A wieczorem upiekłam trzy makowce. Cienko rozwałkowałam ciasto, obficie napakowalam makowo-bakaliowym farszem. I o dziwo! Tylko jedna rolada nieznacznie pękła. Święta w tym roku krótkie wiec jedna struclę zamroziłam: polowe rozmrożę na noc sylwestrowa, a druga połowę - na przyjazd G.:)

I ach! I och! Kupiłam sobie piżamę w misiowy nadruk, taka klasyczna flanelowa i rozpinana:) Bardzo mi ten strój wieczorowy konweniował z odrobiną Ivoire na szyi:) 

czwartek, 22 grudnia 2016

356.2016

21/12 - od kilku dni do biura niemal codziennie przychodzą przesyłki dla K.
           więc i tym razem byłam przekonana, że to jedna z nich. K. akurat wpadła
           na chwilę i z wielką radością przywitała kuriera... a tymczasem była to
           wielka, świąteczna paczka dla mnie !!! od eM. !!! :))))  Dziękuję eM.
           Poczułam coś jak małe, ciepłe łapki na moim karku, które ukoją i zadbają :*

           Wieczorem, po pracy, br2, zakupach i wspólnym pieczeniu szarlotki na szkolną
           wigilię - choć jak wiadomo ciasto z jabłkami nijak nie wpisuje się w tradycję
           Bożego Narodzenia, za to znakomicie w gust  I. - syn nr2 przygotował mi:
           UWAGA ! kąpiel ! bo stwierdził, że widać, że jestem wykończona.



         

356/366

Zostałam w domu, w spokoju ogarnęłam wywar na świąteczny barszcz, sałatkę, lukrowanie sernika i prasowanie stroju anioła. I swój makijaż, który zrobiłam bardzo starannie i - ach ta skromność! - wyszedł piękny, lekki i licu przydał świeżości i blasku;)

Dziecko w roli archanioła było piękne! Takie delikatne w tej bieli, takie wciąż jeszcze niewinne. Mówił do mikrofonu głośno i wyraźnie, bardzo byłam dumna i spokojna. Jedyny mankament to moje buty na wysokim obcasie - moje stopy bardzo się buntują więc chyba czas definitywnie pożegnać się z obcasami, bo w imię czego mam się tak męczyć?

Po spotkaniu pojechaliśmy na Stary Rynek (tak naprawdę zobaczyć, jak w ciemności świeci kaseton, który zrobiliśmy) - było mroźno więc kubek grzanego wina smakował cudownie.

355/366

Podjechałam do Auchan skompletować kosz prezentowy dla działu handlowego naszego największego klienta. Zamarłam kiedy zobaczyłam kolejki do kasy, kosze zakupowe po brzegi wypakowane. I bardzo pogratulowałam sobie, że przezornie większe zakupy udało mi się załatwić w sobotę. 
Popołudnie w cichym domu. Chłopaki na klubowej Wigilii więc jednym okiem podglądałam "The Crown" przy okazji piekąc buraki na barszcz, sernik i szybki makowiec. I popijając zieloną herbatę z plasterkami pomarańczy i goździkami. A wszystko bez pośpiechu. Tak to mogę przygotowywać się do Świąt.

środa, 21 grudnia 2016

355.2016

20/12 - kiedy zamykam oczy i staram się wyłowić z tego dnia chwilę, w której
           byłam szczęśliwa lub coś koło tego, to przychodzą mi do głowy dwa momenty.
           Jeden, to gdy K. wpadła na chwilę do biura a ja z samochodu wzięłam Juniora
           i jakiś czas trzymałam go w ramionach. Bezbronność i kruchość takiego malucha
           trafia do mnie z wyjątkową mocą.
           A drugi, to gdy syn nr2 zadzwonił, czy mogę go odebrać z miasta, bo taki jest
          zmęczony :) Prośby tego typu są tak sporadyczne, że poczułam się jak matka-kwoka,
          i to było miłe.
         

wtorek, 20 grudnia 2016

354/366

Świąteczne spotkanie z pracownikami. Oczywiście - zapomniałam nastawić budzik, zaspałam i z godzinnym opóźnieniem dotarłam do pracy co trochę zaburzyło mój misterny harmonogram. Ale ze wszystkim jakoś zdążyłam. Nawet udało mi się w stoisku z kresowymi przysmakami kupić ulubione pielmieni i kartacze:)
W prezencie od pracowników dostaliśmy zestaw piw rzemieślniczych (dla L.), wino musujące ze złotymi drobinkami (zostawiam na przyjazd G., wygląda niesamowicie!), które wstrząśnięte daje złudzenie migoczącej lawy. I płytę, nową i jednocześnie ostatnią płytę Leonarda Cohena.

Dziecko poprawiło sprawdzian na ocenę A. Na pytanie pani, dlaczego nie napisał tak za pierwszym razem, objawił się jako mistrz dyplomacji godny ministra Waszczykowskiego i stwierdził "bo mi się nie chciało". Aha.

Wieczorem zachwyciłam się kolejnymi odcinkami "The Crown".
A później przeczytałam wiadomości...

354.2016

19/12 - nad ranem pomyślałam, że ja tego Bogu ducha winnego Ukraińca
           nienawidzę ! Czuję się zmaltretowana tym tematem, doszłam do wniosku,
           że jestem za głupia po prostu, nie znajduję w sobie siły, samozaparcia
           na rozwiązania sytuacji. Na szczęście, po niemal bezsennej nocy, inicjatywę
           w pracy przejęła K. Trwało to ponad 4 godziny, ale sprawę ostatecznie załatwiła
           pozytywnie. Spadł mi kamień z serca, naprawdę.
         
         
 

poniedziałek, 19 grudnia 2016

353/366

Od rana przerobiłam dwa kilogramy śledzi, upiekłam "makowiec last minute" i ciasto "makowa panienka". Robota przy tym ostatnim dobitnie mi uświadomiła, dlaczego nie lubię i unikam jak mogę ciast złożonych z kilku warstw. Jeszcze go nie spróbowałam ale już z całego serca nienawidzę;) I właściwie już koło 15 byłam tak zmęczona, że na myśl iż mam jeszcze dekorować pierniki dostawałam dreszczy. Więc po prostu zrobiłam lukier i zrezygnowałam z rzeźbienia misternych ornamentów. Uznałam, że i tak zjemy, a te moje ornamenty z lat ubiegłych dość dobitnie ukazywały nikłe zdolności manualne:)

352/266

Dzień zaczął się bardzo niefortunnie - na porannym spacerze, w bardzo gęstej mgle zgubiłam Zaspę. Gdzieś była, bo ona raczej nie ucieka ale miałam wrażenie, ze zatapiam się w tej mgle a psa jak nie widzę, tak nie widzę. W końcu przyszedł sąsiad z odsieczą i krzyknął, że jest, że bawi się z jego psem. Pozostało tylko zlokalizować, skąd dochodzi głos. Kiedy dobiegłam do nich to widziałam sąsiada, widziałam jego czarnego sznaucera, a mojej białej Zaspy - nie. Ale jednak była. Taki kamuflaż. 

O ósmej rano pojechaliśmy na zakupy. G jeszcze spał więc była szansa, że zrobimy je szybko i bez całego "a kupisz mi?", "chciałbym to!", i tym podobnych. Po drodze patrzyłam na oszronione drzewa, na ten piękny krajobraz, który - jak ktoś ładnie napisał - wyglądał jak po wydechu miętowego dropsa:) 

W domu upiekłam pierniki i kruche ciastka. Mnóstwo pierników. Dekorowanie i lukrowanie zostawiłam na niedzielę.

351/366

Kurier dostarczył paczkę z Zalando z moimi świątecznymi bluzkami. Kiedy tylko zobaczyłam logo na paczce, rozpromieniłam się i uśmiechnęłam, co kurier skomentował: wszystkie kobiety reagują tak samo:) Z czterech zamówionych bluzek jedna leży idealnie, druga też nie najgorzej, dwie pozostałe beznadziejnie więc z ulgą odsyłam.

Piątek. Piątek tak bardzo. Dziecko w kinie, L. na przedświątecznym spotkaniu. Słucham audiobooka, piję herbatę z ulubionego kubka i łapię chwilę oddechu i ciszy przed weekendową gorączką.

niedziela, 18 grudnia 2016

353.2016

18/12 - przed 11-tą pojechałam do I. na przedświąteczne spotkanie.
           Podała marynowane śledzie pod uduszoną czerwoną cebulą z żurawiną,
           łyżką ketchupu i majerankiem. Dla mnie rewelacja ! dlatego "ku pamięci"
           zapisuję składniki :) Trzy godziny w dobrej, przyjaznej atmosferze.
         

352.2016

17/12 - w sobotę mechanik nie odezwał się, ale po nocnych atrakcjach "w domu
           i zagrodzie", nawet wysłałam do losu taką intencję, że lepiej byłoby nic
           z autem nie robić.
           Ulepiliśmy z synem nr2 milion pierogów z kapustą i grzybami oraz nastawiłam buraki
           na zakwas. Zobaczymy, czy zdąży coś z tego wyjść. Wypróbowałam przepis eM. na
           pierogi i faktycznie wychodzi przyjemne, plastyczne ciasto, które łatwo lepić :)
           W międzyczasie wpadła  G. ze świątecznym upominkiem, tj kredkami
           i antystresowymi malowankami :)
           Wieczorem pojechałam do B. i L., odsmażone pierogi i barszcz Krakusa
           to zdecydowanie moja bajka :)

351.2016

16/12 - przeczołgał mnie ten dzień okrutnie. W pracy porażka z przytupem.
           Później o tyle lepiej, że zdążyłam złożyć dokumenty w sądzie, zmienić
           nr konta w US i jeszcze pojechać do PUP i do br1. Uff !
           Po powrocie do domu długa rozmowa z siostrą na Skype.

piątek, 16 grudnia 2016

350/366

Słucham audiobooka. Na szybki, w biegu zjedzony obiad, znów zestaw sajgonek. Wybrałam, kupiłam i czekam na przesyłkę perfum. Wieczorem patrzę na piękne, świecące w oknie gwiazdy i piję kawę z ulubionego kubka. 
A! G. dostał swoje pierwsze wieczne pióro. Według pani ma to być remedium na jego coraz gorsze, mało staranne pismo. Byłam dość sceptycznie nastawiona więc zamiast kupić ą ę pióro specjalnie wyprofilowane dla dzieci, kupiłam po prostu pióro marki własnej Auchan za 4,50 pln. I... i nie mogę uwierzyć, jak pięknie G. zaczął pisać. Oby ta staranność została na dłużej:)

czwartek, 15 grudnia 2016

350.2016

15/12 - gramolę się okropnie z tymi papierami. Dziś na poczcie wykonałam
          przelew, bo kasa w sądzie do 13-tej. Jutro chyba wielki dzień...

          Zrobiłam mamie zakupy i to był dobry pomysł, bo w Obi podszedł do mnie
          pan z obsługi, wypytał co chcę kupić, widocznie zauważył, że miotam się
          z kartką, ale było to bardzo miłe :) Ponieważ byłam po 20-tej kręciło się
          niewielu klientów, oczarowały mnie dekoracje, prawdziwe bombki, światełka,
          brokat, barwy i blask. Taka się poczułam zaopiekowana :) toteż dopadł mnie
          duch Bożego Narodzenia i po powrocie do domu nagotowałam gar kapusty
          z grzybami do pierogów ! :)

349/366

Kolejny dzień testowanie perfum. Nie przypuszczałam, że zamówienie kilku próbek da mi tyle radości, czuję się trochę jak dziecko w sklepie z zabawkami. Tym razem Ambre Gris. Flakonik zachwycił mnie tak bardzo, ze gotowa byłam w ciemno kupić. Ale zamówiłam próbkę. I... mam bardzo mieszane uczucia. Bo gdzieś plącze się ta otulająca, puszysta, kadzidlana nuta znana z mojej od lat ukochanej Samsary. Ale i plącze się mdląca słodycz zleżałych karmelków. Więc jednak nie ale miło było przypomnieć sobie to kadzidło (ambra? piżmo? drzewo sandałowe?) w innym wydaniu. 

Pisałam wczoraj list. W jednym akapicie napisałam kilka słów, którymi dość trafnie udało się nazwać mój stan ducha. To było... hmm... oczyszczające. Niemniej - dorosłość jest przereklamowana.

Późne popołudnie i część wieczora spędziłam na medytacji przy lepieniu pierogów (a tak naprawdę - słuchałam kryminału;). Spróbowałam zamknąć je misterną falbanką i po pierwszych koślawych egzemplarzach kolejne wychodziły już całkiem zgrabne. Nawet nie przypuszczałam, że to takie odprężające, wyciszające zajęcie.

środa, 14 grudnia 2016

349.2016

14/12 - w pracy trochę napięcia (we mnie), nowy temat do oswojenia, nie najgorzej
           zakończony etap, jutro ciąg dalszy.
           Zrobiłam mamie część zakupów przedświątecznych, a wieczorem usłyszałam
           taką wersję Karpia i wzruszyłam się, że są ludzie, którym się chce i czują
           podobnie jak ja.



348.2016

13/12 - więc... sporo spraw odwróciło się o 180 stopni.
         Nie popełniam błędu obliczeniowego, którego wizja od kilku dni spędzała mi
         sen z powiek. Poza tym wystąpiłam o odpisy w USC, następnie w MUW okazało się,
         że przynajmniej część kolejnej sprawy mogę załatwić na miejscu, a nie w stolicy.
         Wieczorem obejrzałam  3 odcinki "Humans", włącznie z ostatnim pierwszego sezonu.
         Co prawda przewracałam oczami, gdy jedna z bohaterek wyrzucała męża z domu,
         bo raczej wyobrażałam sobie ten rocznicowo osobisty wieczór, nie mający
         nic wspólnego ze stanem wojennym jako lekki i przyjemny... I w sumie taki był,
         z zapalonymi świecami, pod kocem... ciepło, bezpiecznie, spokojnie.

         A pomijając chronologię dnia...  Wracałam z pracy, Marcin Przybylski  zaśpiewał
         w Trójce "Nathalie". Gdy mnie tak z nienacka dopada ta piosenka, nie mam szans...
         płyną mi łzy, nad którymi nie jestem w stanie zapanować.
         I jeszcze w międzyczasie usmażyłam placki ziemniaczane. O !


       

348/366

W trzy dni uwinęłam się z kolejnym audiobookiem Wojciecha Chmielarza. Polubiłam komisarza Mortkę, polubiłam nawet lektora, chociaż nadal żałuję, że Janusz Zadura zastąpił Andrzeja Mastalerza. Niemniej - już nie słyszę, że to Rico z "Pingwinów z Madagaskaru". I rozczuliły mnie podziękowania od autora, zwłaszcza historia z liczeniem nietoperzy:)
Wieczorem poszłam na zebranie do szkoły. I przeżyłam. A wielką ulgą było położyć się do łóżka o 21:30 i po prostu zasnąć.

wtorek, 13 grudnia 2016

347/366

Rano przyjechał księgowy: radosny jak skowronek, nie miał żadnych uwag, żadnych pretensji. Później dotarła paczuszka z próbkami perfum. To jednak był bardzo zły pomysł. Bardzo zły. Bo jeśli wstępnie zdecydowana byłam na perfumy wspomniane w notce dotyczące piątku, to wczoraj - po zmierzeniu się z dwoma trudnymi, niejednoznacznymi zapachami - sama już nie wiem. Bo Donna jest śliczna, delikatna, nienachalna ale to Perles De Lalique ma w sobie tę zaskakującą nutę pieprzu, kamfory, wieje chłodem i stwarza dystans, ale bardzo, bardzo intryguje. Natomiast Ivoire zaskakuje chłodną zielenią, świeżością i przebijającą przez nie przytulną, słodko-cierpką nutą, są tak bardzo inne od wszechobecnych ciężkich, kwiatowych, do granic mdłości słodkich perfum... A mam jeszcze kilka próbek do otwarcia. Wszystkie kosztują relatywnie niedużo i wszystkie są mało popularne. Jak tu wybrać?

Z pracowego radia rozbrzmiały cudowne dźwięki. Lubię kiedy muzyka tak niepostrzeżenie mnie zachwyca, kiedy w połowie orientuje się, że nie gra tylko w tle, ale we mnie, kiedy łapię się na zasłuchaniu...


poniedziałek, 12 grudnia 2016

347.2016

12/12 - poniedziałek, w który wydaje mi się, że jedyne co umiem, to wszystko
          spaprać. Zderzam się ze ścianą swoich ograniczeń - to najoptymistyczniejsza
          możliwość, z nadzieją, że to stan przejściowy.
          Gdy wychodziłam z pracy zadzwonił prawnik, wieczorem odebrałam bardzo
          konkretny projekt pozwu. I może w przyszłości spojrzę na to w kategoriach
          happy. A dziś... dziś najlepsze jest to, że już jestem w domu, pod kocem,
          daleka od reszty świata.

346/366

Spałam do 9:00. Obudziło mnie dziecko stawiające na nocnym stoliku kubek z kawą. Prawda, że zadbałam o jego wychowanie?;) Po śniadaniu założyłam słuchawki, włączyłam audiobooka i zrobiłam:
- wielki garnek kapusty z grzybami
- obiad (marynowane w miodzie pałki z kurczaka, kasza bulgur, puree z marchewki robione sposobem mojej babci i surówkę z modrej kapusty)
- pierniki.
W tym wszystkim  wznosiłam dziękczynne modły za istnienie mojej zmywarki.
Z poczuciem bardzo dobrze spełnionego obowiązku siadłam z winem i kawą do kolejnej odsłony "Lilyhammer".

345/366

G. cały dzień spędził u kolegi. Zamarynowałam mięso, posprzątałam łazienki, zrobiłam pranie. Nałożyłam maskę na włosy, zrobiłam mocne oko i uznałam, że trzeba się pokazać światu. Pojechaliśmy więc do centrum, chciałam w SP kupić prezent dla mamy. I jakie było moje zdziwienie, kiedy... w centrum miasta, w sobotnie popołudnie utknęliśmy w korku! W galerii kolejki, tłumy i szał zakupów. Ale skorzystałam z bardzo korzystnej promocji w SP i kupiłam mamie dwa flakoniki perfum. Myślę, że się zdziwi:)

344/366

Pojechałam na przedweekendowe zakupy, powąchałam raz jeszcze perfumy, o które prosiłam Gwiazdora, upewniając się, że tak, bardzo je chcę. A przy okazji zjadłam sajgonki z ryżem i surówką. W domu - jak to w piątek - naleśniki z serem i prażonymi jabłkami. Wieczorem kolejne odcinki "Lillyhammer" i wino.

niedziela, 11 grudnia 2016

346.2016

11/12 - rano drogą kupna nabyłam bilety na trasie W-P i z powrotem !!! :)
           Toteż plany styczniowe skonkretyzowały się jeszcze bardziej :)
         
            Obejrzałam 3 odcinki Humans oraz doszłam do wniosku, że chyba
            posłucham "Upiory" i "Policję" Jo Nesbo przed marcową premierą.

           Spotkałam się z I., byłyśmy na kiermaszu w GH "Bursztynowa", kupiłam
           decoupagową bombkę :)
           A wieczorem napisałam do mojego towarzysza z wesela K.  i umówiłam
           się na przyszłą sobotę celem naprawy/wymiany przerywacza kierunkowskazu
           w moim aucie :)
         

345.2016

10/12 - syn nr1 przyjechał na kilka godzin do O., przede wszystkim na pogrzeb
            ojca kolegi, ale wpadł na trochę do domu. Wyciszony i jakiś taki kochany.
       
            Pół dnia przygotowywałam się na firmową wigilię. Wolę, gdy jestem
            zadowolona ze swojego wyglądu, tym razem eM. podtrzymała mnie na
            duchu, bo czułam się kiepsko... Ale impreza w moim odczuciu była bardzo
            miła i przyjazna, a ja (dla odmiany) grzecznie i wcześnie wróciłam do domu.

344.2016

09/12 - to był prawdziwy weekendowy piątek. Po czterech intensywnych
           dniach w pracy po prostu nie byłam w stanie zmobilizować się do
           czegoś konkretnego. I cieszę się, że mogłam sobie na to pozwolić.

           Po południu spotkałam się przedświątecznie z A. zaś wieczór tradycyjnie
           już spędziłam u B. i L.

piątek, 9 grudnia 2016

343.2016

08/12 - wyjątkowo się namęczyłam robiąc listę płac, dwie nowe sytuacje
           rozliczeniowe, trochę zmian i spory stres przy tym. Więc gdy już wracałam,
           to w ramach nagrody pojechałam do myjni z autem, a następnie ze sobą -
           w zupełnie inne miejsce :) - na solarium. "Łóżko" jest rewelacyjne, wyprofilowane
           tak, że po tych kilku minutach czuję się, jak po masażu ! :)  

343/366

Kupiłam skrzydła, piękne i pierzaste. Od I. pożyczyłam albę. Jeszcze tylko coś na włosy/głowę (blond loki? aureolę?) i strój anioła na szkolne przedstawienie gotowy. 
Zebrałam się i zamówiłam próbki perfum, które zaintrygowały mnie opisem, a których nie ma w stacjonarnych perfumeriach. Jako ciekawostkę dorzuciłam próbkę zapachu "Funeral Home", bo jakoś kompletnie nie umiem wyobrazić sobie perfum inspirowanych zapachem domu pogrzebowego:) 

W nocy nie mogłam spać. Więc w myślach i z pomocą strony IKEA meblowałam dom po remoncie. I obejrzałam odcinek "The Crown".

342.2016

07/12 - po pracy odwiedziłam K. i Juniora. Mały spał, po przebudzeniu
           zjadł, a następnie robił te obłędne miny noworodka jakby się czegoś
           napali... od grymasu po promienny uśmiech ;)
           Wieczorem upiekłam w końcu ducanowy chleb, a zbierałam się do tego
            od czterech dni.

czwartek, 8 grudnia 2016

342/366

Dziecko przyszło ze szkoły i oznajmiło, że będzie w jasełkach grało aniołka - pani w dzienniczku napisała, że zgodnie z imieniem i po warunkach. Że jak?:) Usiłowałam dziecku wytłumaczyć zasady ortografii (na załączonym obrazu widać, jak bardzo to konieczne): wymianę "ó" na "o" i "rz" na "r". Nic, grochem o ścianę, a sprawdzian w piątek:/ 



Zmęczyło mnie to tak bardzo, że jedynym ratunkiem było wino i trzy odcinki "Lilyhammer", które wspaniale odprężają. L. zamontował w oknach nasze lampy-gwiazdy. Rozpraszam mroki grudnia, raduję tym ciepłym światłem. Zasypiając patrzę w okno i czuję się po prostu szczęśliwa.


środa, 7 grudnia 2016

341/366

W butach Mikołaj zostawił śliwki w czekoladzie i książkę. Nie żeby mnie jakoś szczególnie zaskoczył, bo książkę sama sobie wybrałam. Ale to nadal jest fajne, kiedy dziecko biega podekscytowane, że był, że zostawił a Rudolf to musiał bardzo się śpieszyć, bo na jabłku zostawił wielkiego gryza:)
W pracy listonosz zaskoczył mnie paczką z woskami. Przez nasz problemy z dostarczaniem poczty już zdążyłam zapomnieć, że je w ogóle zamówiłam. Odpakowałam... od niedawna Yankee Candle pakują woski w pękające folie, niestety. Ale dzięki temu zaraz po otwarciu paczki pokój wypełnia się tym obłędnym aromatem.  
Cały dzień ciepły, dobry i miły. Poproszę więcej!

wtorek, 6 grudnia 2016

341.2016

06/12 - kupiłam bilet do Wawy, pierwszy etap mojej podróży do eM. :)
           Prezent mikołajkowy za 6 zł, a cieszy jak za grube tysiące :)
         
            Zawiozłam do rodziców rurki ze śmietaną, też mikołajkowo.
            Posprzątałam w domu - to plus :) - wpadła I. na kawę.

340/366

Poszłam do fryzjera pofarbować włosy. Pani długo analizowała mój naturalny kolor, szukała refleksów, pytała jak zachowują się na słońcu. W końcu pokazał mi próbnik koloru, na którym wskazała kosmyk, który moim zdaniem był... po prostu siwy. Ale pani zapewniła, że na pewno nie będzie taki na moich włosach. Dość niepewnie siadłam na fotelu nieco obawiając się, że po wszystkim będę mieć kolor jak Rutger Hauer w "Łowcy androidów". Wyszedł ładny, świetlisty blond z ciepłym, złotawym refleksem. Ufff!

Wieczorem piłam herbatę i czytałam książkę. Jednak nowe kubki z IKEA są po prostu cuuudowne. I pomyślałam, że ja umiałam w "hygge" zanim reszta świata o tym usłyszała i nazwała;)

340.2016

05/12 - obejrzałam ostatni odcinek pierwszej serii "Westworld".
           Lubię ten stan ekscytacji :) zwłaszcza, że w moim odczuciu serial
           rozkręca się coraz bardziej ! No i właśnie zostałam z tym stanem
           ciekawości, co dalej.
         
           Kupiłam płat karpia i coś zrobiłam źle, bo wydał mi się wyjątkowo
           tłusty :/ Ale z samego zakupu i wizji smażonej ryby ucieszyłam się :)
         
           Syn nr2 przyniósł od mojej mamy dla mnie rafaello na Mikołajki :)

poniedziałek, 5 grudnia 2016

339/366

Niedzielny poranek jak powrót do dzieciństwa za sprawa kaszki manny z truskawkami:) Upiekłam maślane ciasteczka waniliowe ale tylko dlatego, ze bardzo potrzebowałam dwóch białek do lukru i nie chciałam wyrzucać żółtek:) Pojechaliśmy na spacer z Zaspa, na spotkanie poznańskich północniaków. W domu zabrałam się za sprzątanie, rozciągnęłam lampki na półkach z książkami, zapaliłam na kominku YC Ebony&Oak. I zrobiło się pięknie, miło, niemal świątecznie i bardzo pachnąco.

O! I jeszcze zrobiłam coś, co dotychczas wydawało mi się trudne i skomplikowane a okazało się całkiem proste. Niestety, do świąt muszę utrzymać tajemniczość tego wpisu bo to COŚ będzie częścią świątecznego prezentu dla G.:)

338/366

Zrobiłam barszcz ukraiński. O matko, no uwielbiam. I pałki z kurczaka w miodowo-ziołowej marynacie. 

Odkryłam nowy serial na netflixie "Lilyhammer". I chociaż zamierzaliśmy obejrzeć dwa odcinki - obejrzeliśmy pięć. Jest świetny, lekki, zabawny. Taki "Przystanek Alaska" z wątkiem gangsterskim i w norweskich dekoracjach. Zachwyt totalny, bardzo polecam!

337/366

G. po szkole na całe popołudnie i wieczór był u kolegi. Wiec skorzystaliśmy z okazji i pojechaliśmy na zakupy. W Jula kupiliśmy kosz/stojak na drewno kominkowe, który jest prezentem świątecznym od mamy. W IKEA - lampy gwiazdy na okna. Nie oparłam się tez nowej kolekcji skorup i kupiłam dwa kubki, które szczególnie mnie ujęły. Udało mi się tez kupić prezent dla G.:)

W domu obejrzałam dwa odcinki "The Crown". Zastanawiałam sie, co takiego szczególnego, interesującego i odkrywczego może być w serialu o koronie brytyjskiej. A jednak patrzyłam urzeczona, bo Anglicy bardzo potrafią te seriale kostiumowe. Nawet jeśli "kostiumowość" to ledwo lata pięćdziesiąte XX wieku:)

niedziela, 4 grudnia 2016

339.2016

04/12 - kupiliśmy z synem nr2 pączki, ciastka i świeczki, i pojechaliśmy do D.
           świętować jego urodziny. Takie wpadanie i wypadanie bardzo mi odpowiada
           i utwierdza w przekonaniu, że  życie w tradycyjnym związku, to nie moja bajka. 
           
           Syn nr1 zapowiedział, że wykona na święta taki tort.
         
           Wreszcie obejrzałam "Ostatnie tango w Paryżu". Poruszyło się kilka strun,
           pojawiły skojarzenia, ale na razie mam mały mętlik w głowie. Na pewno
           zwróciłam uwagę na cieniutkie brwi pań tańczących tango i nie wiem co gorsze,
           te półkola a`la Marlena Dietrich czy to coś namalowane, które ma coraz więcej
           współczesnych kobiet.

sobota, 3 grudnia 2016

338.2016

03/12 - zmiana budzikowego motywu, to był dobry pomysł.
           Rano na ulicach lodowisko, zmrożone szyby w samochodzie
           po raz enty zmuszają do myślenia o wstawianiu auta do garażu.
           Skończyłam miesiąc w br1, zrobiłam zakupy i po powrocie 
           do domu zasnęłam. Po przebudzeniu obejrzałam ostatni film Lumeta
           marząc o lekkiej komedii :)
           Na fb przeleciał mi news, że po nowym roku kolejny tom o HH. :)))
           

337.2016

02/12 - odebrałam pismo z sądu, sprawa zamknięta !
          Wieczorem D. dał się wyciągnąć do B. i L. Było dobrze.
          Ustawiłam sobie jako budzik "Tennessee Whisky", bo
          codzienne poranne "chciałbym być twoim telefonem..."
          wywoływało frustrację.
          Aha ! Znowu mam grzywkę :)

piątek, 2 grudnia 2016

336.2016

01/12 - ostatni miesiąc tego roku.
           W pracy spokojnie, K. wyszła na pierwszy spacer z Juniorem i bardzo wzruszające
           jest oglądanie młodego człowieka z tak szeroko otwartymi oczami, na zjawisko
           zwane niebem i w ogóle światem zewnętrznym, że niemal nie mrugał :)
           Koło 17-tej spotkanie z prawnikiem, który rozwiał moje nadzieje na łatwe, lekkie
           i przyjemne rozwiązywanie spraw.  Ale rozwiana nadzieja lepsza niż zawód,
           którego doświadczyłabym samodzielnie płodząc pismo.
 

336/366

Przez cały dzień wystawiałam faktury. Mam klienta, który kiedyś brał jedną fakturę a teraz ma kilka spółek i całość ogromnego zlecenia trzeba dzielić na kilkanaście pomniejszych, pilnować co do czego jest przypisane. Ogólnie pół dnia z głowy. Dla odreagowania wyciągnęła karton ozdób i postanowiłam wprowadzić do biura trochę nastroju świątecznego. Po południu, przy okazji treningu G., pojechałam do Pepco i kupiłam kartonowe, złote gwiazdy (takie piękne! takie kiczowate!), dwa łańcuchy lampek. Na piątek zaplanowałam ciąg dalszy porządków i dekoracji.

A wieczorem i nocą wiał wiatr. Budziłam się co chwilę, wstawałam i chodziłam po domu, wyglądałam przez okno. Nie wiem, czy to tylko wiatr, czy gdzieś w sercu zostawiona świadomość, że cztery lata temu, być może tego dnia, być może podobnie wietrzną nocą, odchodziła Dot. Była i nie ma.

335/366

Księgowy podsumowuje rok. Z tej okazji wyjaśnia różne nieścisłości, które pojawiają się w dokumentach. Nieścisłości - tu muszę stwierdzić to dobitnie - powstałe z mojej winy, gapiostwa, braku uważności. Oczywiście wyjaśnia to w specyficzny dla siebie sposób. Jestem tak znękana tą mailową szarpaniną, że w domu biorę trzy kalmsy i dla odreagowania przesypiam całe popołudnie. 

W biurze uruchomiłam Spotify. Za oknem sypał śnieg, a z głośników sączyły się dźwięki mojej ulubionej playlisty, tej smutnawej, spokojnej. Tej, która nie dodaje energii ale kołysze i wzrusza. To pewnie dziwne ale poczułam, że to takie wielkie szczęści umieć się poddać dźwiękom, dać się im zaczarować, pozwolić aby wpływały na nastrój.

czwartek, 1 grudnia 2016

335.2016

30/11 - umówiłam się na czwartek z prawnikiem i poczułam ulgę, że to
          ostatni etap, jakkolwiek zupełnie rozbieżny z moim pomysłem na życie.
          Mówią, że życie potrafi zaskakiwać, tylko zawsze wyobrażałam sobie
          pozytywny aspekt tego powiedzenia, tymczasem bywa różnie.
          Ale - zauważyłam też, że bezpośredni kontakt z pracownikami,
          bez konieczności nadzorczego pośrednictwa K. szalenie przyspiesza sporo
          spraw :)

środa, 30 listopada 2016

334/366

G. jechał na wycieczkę do muzeum, więc rano wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, piliśmy kakao i bardzo miły był taki wspólny, niespieszny poranek w zwyczajny, pracowy dzień. Później pojechałam do fryzjera. I jak zwykle - odczucia mam ambiwalentne. Bo fryzjerka zawsze ścina, modeluje włosy - i do tego momentu jest dobrze a nawet bardzo dobrze. A później zawsze bierze nożyczki i... i tu problem: zawsze mam nadzieję, że chce wyrównać coś, poprawić a ona po prostu cieniuje włosy tak, że zostaje ich połowa. Bez okularów to ja średnio widzę więc już trzeci raz dałam sie nabrać zamiast powiedzieć "stop" i zamknąć cięcie na etapie, który mi odpowiada. Doceniam fakt, że mam lekkie włosy, że jest ich mało, że suszenie zajmuje 10 minut zamiast 40 minut. Ale skoro z natury mam dużo włosów i - podobno - są ładne to chciałabym, aby było to widać. Bo teraz mam takie piórka fruwające koło głowy. I nie pociesza mnie fakt, że w tych piórkach wyglądam o pięć lat młodziej. 


333/366

Przyszła paczka z książkami ze "Smaku słowa". Nawet nie odpakowałam, tak bardzo nie mam kiedy. Ale przez chwilę wyobraziłam sobie ciepły dom, udekorowany lampkami, pachnący piernikami i cytrusami, siebie pod kocem i z książką... Ech. 
No i umówiłam się do fryzjera. Niech tnie.

334.2016

29/11 - skończyłam miesiąc w br2, odebrałam list polecony do syna nr1,
           z dobrymi wiadomościami tzn. nadal studiuje. Jechałam samochodem,
           w Trójce był Ptasiek, nie byłam w stanie zatrzymać łez... toczy się to
           wszystko zupełnie inaczej... Poszłam do rodziców... Czuję się jak
           w Mission: impossible - w poszukiwaniu szczęśliwych chwil...
           Za to horoskop w lokalnej gazecie - zacny :) 2 grudnia mój szczęśliwy
           dzień, niespodziewanie uporam się z problemami, otworzy się nowa
           relacja :)

wtorek, 29 listopada 2016

333.2016

28/11 - Dnia Pocałunku nie obchodziłam, a szkoda :)
          Wracałam nową trasą do O., ponieważ jest remont drogi głównej i ruch wahadłowy,
          dlatego czas wydłuża się o jakieś 20 min. No wiem, to śmieszne :)) W piątek
          spróbowałam tą nową drogą, ale jechałam po 17-tej, pomyliłam się i wylądowałam
          w zupełnie innym od planowanego miejsca, zaliczyłam drogi gruntowe więc asfalt
          przywitałam z umiarkowanym entuzjazmem, szczególnie, że praktycznie wróciłam
          do punktu wyjścia. Toteż postanowiłam ponowić próbę po godz. 14-tej
          w poniedziałek i tym razem udało mi się krętą i ośnieżoną drogą dojechać
          do właściwego miasta :)


poniedziałek, 28 listopada 2016

332/366

Pierwszy turniej G. O matko, ile wrażeń! Aż nie wiem, na czym się skupić:)
Dziecko zdobyło swojego pierwszego gola. To jednak jest przeżycie, kiedy mały człowiek na boisku wyrzuca w górę ręce w geście zwycięstwa a spiker wyczytuje imię i nazwisko zdobywcy bramki. Poza tym z wszystkich rozegranych meczów, ten był jedynym wygranym - więc to była bramka na miarę przedostatniego miejsca w turnieju;) Dziecko z medalem za uczestnictwo, rozradowane, szczęśliwe jakby co najmniej wybrał Ligę Mistrzów. I fajnie, że tak umie się cieszyć, że nie dramatyzuje nad porażką, że radość sprawia mu gra a nie wyniki.
A przy okazji poznałam rodziców, których dzieci są tak utalentowane i rokujące, że kluby się o nie biją, zapraszają na testy, składają propozycję. Dla mnie kosmos, kiedy trzynastolatek dostaje propozycje grania w klubie w mieście oddalonym o 200 km. Zmienia szkołę na gimnazjum sportowe z bursą, wyfruwa z domu. Więc kiedy dowiedziałam się, że nawet na trybunach takiego regionalnego, małego turnieju zasiadają "łowcy talentów" z klubów, którzy oglądają, oceniają to... aż nie mogłam uwierzyć. Bo to siedmioletnie (i młodsze!) dzieciaki, dla których kopanie piłki to radość, zabawa. A tu okazuje się, że być może wstęp do kariery sportowej. G. oczywiście to nie dotyczy, bo trenuje ledwie od dwóch miesięcy. Ale kiedyś? Czy ja na pewno chcę (jeśli okaże się utalentowany), aby on wpadł a tę machinę? 
 

331/366

Rano dokończyłam oglądanie "Broadchurch". Nie lubię tego uczucia pustki, kiedy kończy się serial, który tak bardzo wciągnął. I tego pytania: co teraz oglądać? Bo chciałabym to samo, jakiś ciąg dalszy, znajome twarze, krajobrazy, historie. A tu nie ma...
Wieczorem upiekłam górę kruchych, maślanych ciasteczek. Na turnieju coś trzeba jeść, a na nerwy - wiadomo - waniliowe ciasteczka są idealne!

330/366

Moja skrzynka mailowa została zasypana informacjami o "black friday". Podeszłam do tematu oszczędnie i (jak co roku) kupiłam książki bezpośrednio w wydawnictwie Smak Słowa i "beżusia" u Ewy Michalak:) 
W domu obejrzałam film "Bogowie". Jakoś szybko się skończył. Chyba tak bardzo skupiałam się na roli Tomasza Kota, na szukaniu podobieństw do profesora Religii, że rozmył mi się sens filmu, jakoś nie wiem o czym właściwie był, i co poza genialną, niewiarygodną rolą jeszcze było.

329/366

Przez pół dnia czytałam o zapachach, bo w liście do Gwiazdora zamierzam umieścić flakonik perfum. Oczywiście czytanie o perfumach nijak ma się do zapachowej konfrontacji z nimi. Ale fajne jest wybieranie na podstawie urody flakonu, opisu nut zapachowych czy opinii użytkowników serwisu Fragrantica (co jest ryzykowne bo tam nawet zapachy, które ja definiuję jako koszmarne mają bardzo wielu zwolenników). Teraz muszę przejść się po perfumeriach i zestawić zapachowe wyobrażenia z rzeczywistością.
Wieczorem "Broadchurch". 

332.2016

27/11 - po obejrzeniu Timbuktu wielką radość sprawiło mi odkrycie faktu
            udostępnienia przez Cyfrę Comedy Central. Kolejne odcinki "Przyjaciół"
            były naprawdę lekkie i zabawne po tym smutnym i przytłaczającym filmie.
         
            Wielkim sukcesem łamane na udręką było rozmrożenie zamrażalnika.
            Sukces, że w ogóle mi się chciało :) ale napracowałam się przy tym po łokcie !

sobota, 26 listopada 2016

331.2016

26/11 - wychodząc trzecią z rzędu sobotę od B. i L. przemknęło mi, czy ich sąsiadów
           interesuje to, czemu moje auto cyklicznie rano wyjeżdża spod ich domu,
           i ew. co ja tam robię ? Jakoś mnie to rozśmieszyło :)
           W br1 przyjazna i w moim odczuciu szczera rozmowa z B. Co było nowością
           i dość mocno mnie zaskoczyło.
           A od 15-tej leżing z "Kodami sukcesu" :)
   

330.2016

25/11 - "czarny piątek" było bardzo odczuwalny w tłumach i braku miejsc na parkingu,
           natomiast niezauważalny w standardowych, codziennych zakupach. Może gdybym
           kupiła telewizor, albo samochód a nie bułki i masło :)
           Kolejny piątkowy wieczór u B. i L. Poczułam wyjątkowe zaufanie, jakim mnie
           darzą i to było takie miłe.

piątek, 25 listopada 2016

329.2016

24/11 - no więc ja chyba nie schudnę... nie w tym życiu, albo dekadzie, bądź roku.
          Kupiłam 2 kawałki tortu bezowego. Jeden orzechowy, drugi śmietankowy
          z malinami. Pojechałam do D., podzieliliśmy się na pół i na nic tłumaczenie
          sobie, że to białko (w bezie) i nabiał (w śmietanie) Ale cóż, było pyszne !

czwartek, 24 listopada 2016

328/366

Obkupiłam się na urodzinowej promocji audioteki. Same kryminały plus dwie książki dla G.
Wieczorem dokończyłam oglądanie pierwszej serii "Broadchurch" i jeszcze dwa odcinki drugiej. Ech... przez sześć odcinków bardzo chciałam poznać mordercę a w ostatnim - kiedy został ujawniony - wciąż miałam nadzieję, że to jednak pomyłka. Na tak wielu płaszczyznach ten serial drapie po emocjach...
G. napisał i narysował list do Gwiazdora. Bardzo pomysłowo - narysował choinkę, pod nią prezenty i na każdej z paczek opisał jej zawartość. A najbardziej ucieszył się, kiedy doczytałam się wszystkiego:) 

328.2016

23/11 - dostałam wczoraj dokument, który sprawił, że poczułam ulgę
           i chyba szczęście, a na pewno spokój. Dukan przynosi efekty,
           wprawdzie nie oszałamiające, ale chociaż trochę waga spada :)

środa, 23 listopada 2016

327/366

G. dostał powołanie na swój pierwszy w życiu turniej. Jestem dumna, blada i przerażona. A najbardziej przerażona faktem, że w niedzielny poranek musimy stawić się na drugim końcu miasta o godzinie... 7:45. Ihaaa! Ale pocieszam się tym, że dawno nie jechałam o świcie przez zaspane miasto więc przypomnę sobie, jak to jest.
Wieczorem obejrzałam trzy odcinki "Broadchurch". I bardzo, bardzo żałowałam, że czas spać. Jednak rejestracja na Netflixie to był wspaniały pomysł - czuję się jak w serialowym raju. I to legalnie!:)

326/366

Poniedziałek domowy. Z rozpędu wyprałam trzy pralki prania, umyłam okna i poczułam się bardzo zadowolona. Wieczorem rozpaliłam nowy zapach w kominku zapachowym: Ebony&Oak. Podeszłam z rezerwą bo miał być świeży, drzewny, leśny co w mojej zapachowej wyobraźni przekładało się na jakiś odświeżacz toaletowy o aromacie sosny. No ale kupiłam bo urzekło mnie zdjęcie na tarteletce:) Jakież było moje zdziwienie kiedy sypialnię wypełnił cytrusowy, słodki i zarazem świeży zapach. Dziwny, inny ale niesamowicie intrygujący.

Ale najważniejsza i najpiękniejsza z tego dnia była możliwość zakreślenie w kalendarzu (na nowy rok) daty oznaczającej przyjazd G. Ach! Och!:)

327.2016

22/11 - drugi dzień z rzędu byłam w pracy przed czasem. Nie dość, że są kłopoty
           z 1 z dwóch mostów, przez co ruch jest poważnie ograniczony, to na mojej
           trasie kładą nową nawierzchnię asfaltu, więc tworzą się niespotykane tu korki.
           Przezornie wyjechałam pół godziny wcześniej, żeby być przed porannym
           apogeum. I to chyba tyle, z happy :) No, może jeszcze, że R. uruchomił
           niszczarkę, którą zablokowałam. Z dużym lękiem zaczynam podchodzić do
           firmowych sprzętów elektrycznych :/

wtorek, 22 listopada 2016

321/366

W radio zagrała piękna piosenka Diany Krall "In My Life". Słuchałam jak zahipnotyzowana. Czarodziejski klimat, cudowne dźwięki (szkoda, ze nie ma na YT). Tak bardzo poczułam, ze jesienne długie wieczory mogą być ciepłe, piękne i nastrojowe. 
I jeszcze poczułam, ze strasznie tęsknie za pewna dziewczyna, z która właśnie płyty Diany Krall - poniekąd - mnie połączyły. To jak? Przyjedziesz na Sylwestra?:)

poniedziałek, 21 listopada 2016

326.2016

21/11 - rzadko bhp-owiec działa jak wybawienie z kłopotów :) Dziś zadziałał,
           a już zaczęłam rwać włosy z głowy.
           Nierozważnie rzucona propozycje eM. zaowocowała całkiem konkretnym
           planem noworocznym :D

325/366

L. zabrał sie za porządku w ogrodzie. Było słonecznie chociaż wietrznie i az nie mogłam uwierzyć, ze ledwie tydzień temu widzieliśmy prawdziwa zimę na Czarnej Górze. Ogródek przejrzał, przedyskutowaliśmy tez temat wycięcia jednej z jabłonek (chociaż powinnismy wyciąć właściwie wszystkie drzewa owocowe) i postawienia w tym miejscu zadaszenia i drewutni.
A ja... cóż, właściwe nie zrobiłam niczego konkretnego:) 

324/366

Rano nałożyłam maskę na włosy, taka która rok temu bardzo mi nie służyła. Kiedy włosy wyschły (bez użycia suszarki) okazało sie, ze naturalnie ułożyły sie w piękne fale. Nie nadążam:)
Na obiad ugotowałam rosół i zrobiłam domowy makaron. I sernik na zimno. Dokończyłam słuchanie ostatniej książki Camilli Lackberg (tak, w tej tez biedny Patrick musi ratować wścibskie babsko - Erike - z opresji) i zaraz zabrałam za poznański kryminał Ryszarda Ćwirleja. Zapomniałam, ze w aucie czeka paczka z "Kronikami rodzinnymi" Parsonsa:)

323/366

G. znów koszmarnie kaszle. Zostałam z nim w domu wiec pomyślałam, ze wykorzystam ten czas i zaopatrze zamrażarkę w domowe pierogi. Zrobiłam dwa rodzaje farszu: ruski i z twarogu/kaszy gryczanej/cebuli. I na specjalne życzenie dziecka zrobiłam tez kilka pierogów z wiśniami. Oczywiście po zjedzeniu połowy pieroga dziecko uznało, ze z wiśniami to nie, nie smakują. Skończyłam wiec jego porcje i o matko! to chyba - nieskromnie przyznam - najlepsze pierogi jakie jadłam:) Tak polubiłam pierogowanie, ze z pewnością na świątecznym stole bedą domowe pierogi z kapusta i grzybami oraz na słodko z masa makowo-bakaliową:)
Wieczorem L. z mama pojechali do Jyska, zeby kupić krzesła do mieszkania mamy. Poprosiłam tez aby kupili świeczniki adwentowe i łańcuchy lampek. 
Tak, coraz bliżej święta:)

322/366

Az niewiarygodne ale poczułam, ze powoli ogarnia mnie przedświąteczna tęsknota. Ze czuje potrzebę, aby wykorzystać ten czas na powolne planowanie, na spokojne przygotowania. I tak w czwartkowy wieczór przewertowałam książki kucharskie, własne przepiśniki i blogi kulinarne, zeby zrobić listę potraw na świąteczny czas. Pomyślałam o prezentach, zanotowałam co do tego czasu chciałabym zrobić w domu. Dobrze mi robi takie planowanie, czułam prawdziwa radość, delikatna ekscytacje i spokój.

niedziela, 20 listopada 2016

325.2016

20/11 - dokończyłam oglądać dostępne odcinki "Westworld". Nie wiem czemu,
           ale wciągnął mnie ten serial. Trochę sprzątaliśmy z synem nr2, zrobiliśmy
           zakupy dla moich rodziców, ale największą przyjemność sprawił mi
           tel. syna nr1 :)

324.2016

19/11 - cały dzień w domu. Obejrzałam na cda 5 odcinków serialu Westworld i z synem nr2
           3 części anime. Dobra, długa i spokojna sobota polegająca na nicnierobieniu.

sobota, 19 listopada 2016

323.2016

18/11 - wieczorem u B. i L. obejrzałam w końcu "Dom zły". I o dziwo, dzięki otaczającej
          rzeczywistości w ogóle nie był dla mnie przytłaczający, czy ciężki. Pojawiła się
          jedynie myśl: to tego obawiałam się przez lata ? I wzruszenie ramion. Odnoszę
          wrażenie, że epatowanie okrucieństwem i odczłowieczeniem jako jedynym środkiem
          wyrazu staje się nużące. Następnym filmem był Kochanie, chyba cię zabiłem.
          Zdziwiłam się, gdy przeczytałam - popularne ostatnio słowo - miażdżącą recenzję,
          bo dla mnie to wyjątkowo zabawna komedia ze świetną obsadą ! I tak o północy
          skończył się piątek.

piątek, 18 listopada 2016

322.2016

17/11 - G. powiedziała do swojej mamy, że ona po pracy wraca do domu,
           a ja to lubię tak sobie pojeździć. Poczułam się taka niedoceniona :)
          Mam po prostu więcej obowiązków i z lubieniem ma się to nijak...
          Lubię wrócić do domu i zalec pod kocem, Uwielbiam !!! :)
          Tym razem udało mi się wrócić koło 18-tej, obejrzałam z synem nr2
          2 odcinki anime, porozmawiałam przez tel. z synem nr1 - jednak nie
          rzuca studiów. Wciąga mnie ta książka, choć do 97% gwarancji sukcesu
          podchodzę z huśtawką: od euforii do sceptycyzmu.

321.2016

16/11 - środa okazała się trzecim dniem z rzędu, gdy do domu wróciłam po 20.
           Czuję się przepotwornie zmęczona... Na szczęście uporałam się
           z korektami w br1 i zdążyłam być na wywiadówce w szkole językowej.
           Na 10-osobową grupę były 2 mamy !

środa, 16 listopada 2016

320/366

Musiałam zalogować się do bardzo dawno nie używanego konta. Kiedy zobaczyłam, jak bardzo zmieniła się strona do logowania zachciało mi się płakać. Myśl, że aby odzyskać login będę musiała weryfikować się przez infolinię zmroziła mnie. Zamknęłam oczy, położyłam ręce na klawiaturze i wydobyłam z pamięci kod do logowania. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zadziałało! Po wpisaniu loginu imiennego program zaskoczył mnie hasłem, które wykropkowane miało prawie dwadzieścia znaków. Eeee... okazało się, ze to maksymalna ilość, moje hasło było krótsze. A to wszystko miałam w pamięci:)

Wróciłam wcześniej do domu. Zapaliłam kominek zapachowy, zjadłam ugotowany przez mamę krupnik (był nieziemski). I po prostu odpoczywałam póki G. nie wrócił z treningu. 

319/366

Poniedziałek! Pobudka o szóstej! Pierwszy dzień w pracy po długim weekendzie! Księgowy! I co? I poszło bezboleśnie. Na obiad odtworzyłam przysmak ze schroniska Jagodna, jednak kocham kasze a połączenie gryczanej z twarogiem, boczkiem, cebulą i pietruszką jest cuuudowne:)

318/366

Czas wrócić do domu. Wybraliśmy mało uczęszczaną drogę przez Czechy, Otmuchów, Nysę, Milicz... Długa rozmowa z A., zachwyt jej patchworkami, które są małymi dziełami sztuki i dość okazałymi pomnikami ludzkiej cierpliwości:) Ostatnie spojrzenie na góry, otrzepanie butów ze śniegu, ostatnie zdjęcia i w drogę. Chwila na wałach Zbiornika Otmuchowskiego, w słońcu, na wietrze. I droga przez trzy województwa. Zachwyciła mnie piosenka Stinga zasłyszana w Trójce (ale ponieważ na całym YT nie znalazłam, to wklejam zastępczą w podobnym klimacie;P)



Przyjazd do domu. Mama rozpaliła w kominku...

320.2016

15/11 - wpadłam odwiedzić juniora K. Śliczny chłopiec :)
           Ze strachem wzięłam go na ręce. Gdzie się podziała ta pewność trzymania
           noworodka sprzed 18 lat ? Najwyraźniej pozostało po niej jedynie wspomnienie.
         
           W pracy po raz kolejny mogłam liczyć na ogromną pomoc w kwestii auta.
           Nie znam się, nie ogarniam i w tym zakresie uzewnętrznia się całkiem spora
           część mojej kobiecości w wersji blond. A mam nauczyć się sprawdzać
           ciśnienie w oponach i poziom oleju oraz dolewać w razie konieczności płyn
           do chłodnicy. To żadna filozofia, natomiast nawyku do tegoż nie mam żadnego.

319.2016

14/11 - akt został podpisany. Pieniądze wydane. Na razie poczucie bezpieczeństwa
            raczej pozostaje w ukryciu. Po obiad i kawa, resztki dobrych kawałków z tego
            rozłażącego się związku.

poniedziałek, 14 listopada 2016

317/366

Ruby... Ruby została wyrzucona przy drodze, w kartonie, razem z bratem. Państwo, którzy znaleźli psy dali ogłoszenie. Za kilka dni wracali do domu, jeśli szczeniaki nie znalazłyby domu - miały jechać do schroniska. Więc A. przygarnęła psią dziewczynkę i tak oto pojawiła się Ruby. A to wszystko przez Zaspę, która w ocenie A. jest cudowną ambasadorką bezdomniaków:)



Ponieważ wbrew planom jednak pojechaliśmy z Zaspą ktoś musiał zrezygnować z kąpieli w solankowym basenie zdrojowym. Ktoś czyli ja. Ale wykorzystałam ten czas na długi spacer po Lądku, na sok (marchew/grejpfrut/imbir) w ulubionej kawiarni. Kolejny raz zachwycił mnie Lądek Zdrój, i kolejny raz poczułam smutek, że tak piękne miasto jest tak bardzo zaniedbane, tyle porzuconych budowli, tyle starych willi opuszczonych...

Oczywiście wjechaliśmy do czeskiego sklepu na Przełęczy Lądeckiej. I do domu wiozę zapas lentilków, kocich języczków i czekolad. Wracając postanowiliśmy pojechać przez góry. I tak znaleźliśmy się na Przełęczy Płoszczyna - pełnej zakrętów, serpentyn i śniegu. Bajeczne widoki, niewiarygodne. Od czeskiej strony Śnieżnik i przyległe szczyty wyglądają zachwycająco. Warto było zrobić te dodatkowe kilometry.

316/366

Pojechaliśmy na Jedlnik zobaczyć TĘ sosnę. Droga cudowna, ośnieżona serpentyna z Długopola, szczyty gór tonące w chmurach. Sama sosna... no cóż... na obrazkach w sieci ładniejsza. Obrosły ją młode brzózki i po prostu jest jednym z kilku drzew rosnących na szczycie. Widok z Jedlnika zapewne bajeczny - jednak chmury nie pozwalały na podziwianie rozległej panoramy Masywu Śnieżnika. G. brykający jak młody źrebak, rzucający w nas śnieżkami, tarzający się w śniegu. I przeszczęśliwy pies...



Z Jedlnika, doliną Dzikiej Orlicy (po drodze słuchając audycji Michała Olszańskiego "Godzina prawdy", która swoją treścią i przekazem bardzo wpisała się w moje pojmowanie Święta Niepodległości), pojechaliśmy do schroniska Jagodna. Uwielbiam tamtejszy klimat, półki pełne książek, no i kuchnię. Tym razem zamówiłam "pokusę leśniczego" czyli kaszę gryczaną zapiekaną z białym serem, boczkiem cebulą i doprawioną kminkiem i chilli. Obłędne danie!



A wieczorem... wieczorem przyjechała Ruby, o czym w kolejnym odcinku:)

315/366

W dzień wyjazdu zrobiłam sobie wolne. Leniwie wypiłam kawę, zjadłam śniadanie, wyprasowałam stertę ubrań i spakowałam nas. Po drodze kupiliśmy rogale, jeszcze ciepłe, z pracowni. Słuchaliśmy nowej płyty Fisza/Emade a w okolicach Kłodzka - jak zawsze - włączyłam naszą ulubioną wyjazdową płytę czyli "Ania Movie" Ani Dąbrowskiej. Jak tylko słyszę pierwsze dźwięki, to już wiem że oto czas wolny, zmiana krajobrazu, takie miłe skojarzenia. 

 

Jak dobrze znów wjechać krętą drogą, przywitać się z wielkim psem, serdecznie z A., usłyszeć skrzypienie starych schodów, być czule powitanym przez najbardziej wylewnego ze znanych mi kotów (kot wtula się w człowieka, kładzie na ramieniu i tak tkwiąc mruczy, nie przeszkadza mu nawet fakt, że próbuję się rozpakować czy skorzystać z toalety!), podziwiać nowe patchworki... 
Lubię tu wracać.

314/366

Kupiłam kurtkę! Nie dość, że w Auchan więc tania, to jeszcze w promocji. Więc dokupiłam czapkę, która dla odmiany nie była bardzo tania. Niestety - w czapce wyglądam jak ja w czapce, to osobna kategoria wyglądania. Ale czapka jest ciepła i moje zatoki z pewnością będą wdzięczne za okazaną im troskę.

niedziela, 13 listopada 2016

318.2016

13/11 - jeden z trudniejszych dni, gdy buduję swoje decyzje na zbyt małej
           ilości danych, decyzje, za które muszę wziąć odpowiedzialność
           i liczyć tylko na siebie...
           Odebrałam od I. śliczny album na zdjęcia dziecka K.
           W tej zawierusze emocji uśmiechnęłam się, gdy jechałam i w Koncercie
           Trójki usłyszałam Kto chce, bym go kochała wyśpiewane przez Elżbietę
           Rojek z Póki co i  jakoś lżej mi się zrobiło.

317.2016

12/11 - podróż do stolicy z G. pks-em. Chyba nigdy nie wyleczę się z tego
           stanu duszy na ramieniu, gdy znajduję się w obcym miejscu i nie mam
           złudzenia, że wszystko jest pod kontrolą. Dotarłam tramwajem do H.
           Dostałam śniadanie i obiad wegetariański oraz w prezencie dwie książki:
           Tajemnice podświadomości i Kody sukcesu. Zobaczymy czy przez nie
           przebrnę. Sukcesem była droga powrotna  na dworzec Gdański, z przesiadką,
           zlokalizowaniem G., która podskakiwała i wymachiwała rękami, oraz marszobieg,
           żeby zdążyć na autobus :)
         

piątek, 11 listopada 2016

316.2016

11/11 - przypomina mi się, że lubię  pisanie Tonego Parsonsa. Książka swoje
          na półce odstała, ale warto było po nią sięgnąć. Wciągnęła mnie historia
          trzech sióstr, ich pragnienie macierzyństwa, a chyba najbardziej zadziwia
          umiejętność pisarza do przedstawienia kobiecego punktu widzenia.
          Jak kiedyś wynotowałam sobie fragmenty z "Mężczyzny i chłopca",
          tak teraz trafiam na spójne ze mną i moimi refleksjami słowa.
          Pojawia się też "ich piosenka". To "A Girl Like You". Tak się zastanowiłam
          co "nasze piosenki" mówią o nas, skoro te moje z przeszłości to "Niewiele
          ci mogę dać" czy "Ratujmy co się da" ?


           Ale to nie był koniec dnia. Wręcz przeciwnie, początek :)
           Pomalowałam włosy, znów jestem szatynką. Upiekłam klops.
           Byłam z synami w kinie na nowym filmie Tima Burtona.
           A przed snem skończyłam czytać "Kroniki rodzinne".


         
                 

315.2016

10/11 - urodziny mojej mamy. Zamiast kwiatów kupiłam rurki ze śmietaną,
           pączki i doniczkę z rozmarynem, którego olejki eteryczne podobno przeciwdziałają
           utracie pamięci.
           Syn nr2 odebrał nagrodę za zdobycie II miejsca w szkolnym konkursie literackim :)
           I na weekend przyjechał syn nr1 ! :)

           Odszedł dziś Leonard Cohen. Człowiek, którego muzyka towarzyszy mi przez
           lata. Najwcześniejsze wspomnienia mam sprzed trzech dekad, te utwory oznaczają
           wręcz cezury. Dlatego wstawiam pierwszą piosenkę oraz tę, którą go żegnam.
           Bo tych, które kocham jest zbyt wiele...




314.2016

09/11 - spadł śnieg. ta biała, cienka pokrywa, oszadzone drzewa
           dobrze na mnie działają, uspokajająco. Wirujące płatki wieczorem
           w świetle latarni przenoszą w jakieś bajkowe, przyjemne obszary
           wspomnień lub fantazji. Do tego dziecięcy zachwyt syna nr2 mocno
           w opozycji do ćwiekowanej obroży na jego szyi :)
           Najlepszy był czas, kiedy po bardzo długiej przerwie udało nam się
           z eM. popisać trochę na FB :)

środa, 9 listopada 2016

313.2016

08/11 - dwa dobre zdarzenia.
            Wreszcie po kilku długich tygodniach rozmawiałam z siostrą na skype.
             A wieczorem dostałam wiadomość, że K. urodziła :)

312.2016

07/11 - w pracy obdarowałam R. urodzinowo kryminałem oraz czteropakiem
           Żywca. A w domu - tadaaam ! zaczęłam czytać nową-starą książkę :)

313/366

To nie był dobry dzień. Zepsuł mi się zamek w zimowej kurtce. I nie jest to wina kiepskiej jakości zamka ale faktu, że kurtka musi objąć mnie a przychodzi jej to z wielkim trudem. Mówiąc wprost - nie mieszczę się w nią. Pojechałam do Decathlonu. Zmierzyłam puchową kurtkę w rozmiarze XL. Wyglądam jak Bromba. Wiem, że to wina ichnich luster, które są powieszone wysoko i pochylone co powiększa odbicie górne części człowieka. Niemniej - doprowadziło mnie to do łez bo to niefajne zobaczyć niefajną siebie w lustrze. 
Zatoki tak bardzo dały mi się we znaki, że zdesperowana kupiłam w aptece zestaw do płukania nosa i zatok. I płukałam! I nie utopiłam się! I nawet poczułam jakąś poprawę! Cieszę się, że udało mi się przełamać jeden z większych moich lęków.

312/366

Poniedziałek. Wróciłam zakatarzona, podziębiona. Na szybko zrobiłam meksykańskie wrapy. Przyszedł pieniądz, niestety nie ten, którego się spodziewałam. Na pocieszenie kupiłam sobie marcińskiego rogala od Piskorskich. I to był TEN smak, wart tych ośmiu złotych za sztukę:)

poniedziałek, 7 listopada 2016

311/366

Na obiad zrobiłam pizzę. Jednak nasza domowa - w mojej opinii - detronizuje wszystkie inne. Cienka, chrupiąca, dość mocno spieczona. Do tego szynka, ser lazur, gruszka i rukola. Postanowiliśmy, że w tym roku nie pieczemy rogali (nie ma czasu, bo wyjeżdżamy a poza tym jesteśmy już w dość zaawansowanej kategorii wagowej - wiadomo, że domowych rogali człowiek zjada tyle, ile jest). Kupiliśmy więc certyfikowanego rogala z Fawora. Szału nie ma - szukamy dalej. I zrobiłam wielką michę tej pysznej surówki z kapusty. Jest rewelacyjna!

310/366

Sobota. Tak się szczęśliwie złożyło, że G. odrabiał jakiś wolny dzień więc szedł do szkoły. Szalenie podoba mi się dzień kiedy my nie idziemy do pracy ale dziecko idzie do szkoły. Gdyby powstała petycja o wprowadzeniu jednej szkolnej soboty byłaby pierwszą, która ją podpisze!:) Odwieźliśmy G. i pojechaliśmy na zakupy. Kiedy godzinę wybierałam buty w CCC a nad głową nikt nie marudził, nie ciągnął za płaszcz, nie mówił "długi jeszcze? nudzi mi się" uznałam, że zakupy jednak mogą być przyjemnością tylko o tym zapomniałam. Później pojechaliśmy do bistro z kanapkami na obiad. Zjadłam cudowne mięso z absolutnie obłędnym sosem aioli, w towarzystwie rewelacyjnych marynowanych warzyw. A na deser wstąpiliśmy do kultowego onegdaj "Kociaka". Kiedyś była to jedna z kilku kawiarni w Poznaniu. Pamiętam kolejki, czekanie aż zwolni się stolik, pamiętam gwar i - często - jedzenie deserów na stojąco. Teraz jest ta pusto. Czar PRL nadal żywy, pani bufetowa jakby z innej epoki, desery nie zachwycają za to ceny zadziwiają. Szkoda. Przy okazji, tuż obok w C&A kupiłam trzy zimowe swetry - ich rozmiarówkę uwielbiam, bo uwzględnia że kobieta nie kończy się na rozmiarze 40.
W domu zjedliśmy naleśniki z jabłkami. I otworzyliśmy butelkę tokaju.
Takie soboty proszę co tydzień!

309/366

W pracy znów dopadł mnie jakiś paskudny stan podgorączkowy. Ale dzielnie dotrwałam do końca dnia i w domu z ogromnym poczuciem ulgi położyłam się do łóżka. G. samodzielnie odrobił lekcję i przyszedł do mnie, przytulił się i był bardzo kochany i wyrozumiały. Leżeliśmy i opowiadaliśmy sobie o fajnych sprawach, które nas czekają, o psach które są w psim niebie i o liście do Gwiazdora;)

308/366

Zarezerwowałam nasz pobyt weekendowy w ulubionej miejscówce w Kotlinie Kłodzkiej. I przy okazji kąpiel termalną w basenie Zdroju Wojciech. To tylko trzydniowy wyjazd ale cieszę się bardzo. A skoro już rezerwowałam, to poszalałam i nawet zarezerwowałam noclegi na zimowe ferie, które w naszym województwie przypadają w lutym. Takiego first minute to chyba nigdy wcześniej nie miałam. Tym razem aż 502 km od domu, i jak to mówi L.: prawdziwe góry. O!

Po południu pojechaliśmy z G. do lekarza sportowego. L. zajął się tematem, a ja poszłam do optyka odebrać próbne soczewki a przy okazji weszłam do Empiku i kupiłam nową płytę Fisz/Emade/Tworzywo. Niesamowite dźwięki. Niesamowite!

niedziela, 6 listopada 2016

311.2016

06/11 - no to tak, literatura skompletowana, gorzej z moją koordynacją :)
           Raczej nie zdecyduję się na fazę uderzeniową, a skupię na maksymalnym
           ograniczeniu słodyczy i względnym węglowodanów, przez co rozumiem
           białą mąkę, ryż, kasze, makarony i ziemniaki. Jak wyjdzie, życie pokaże.
         
           Pojechałam dziś do galerii do I., kupiłam kartkę na 30-te urodziny K.,
           wróciłam do domu przy dźwiękach Sjesty Marcina Kydryńskiego.
           Dzwonił tata, coraz większy z nim cyrk, by nie rzec dramat, więc szczęściem
           napawa mnie fakt bycia samej we własnym ciepłym i spokojnym domu,
           z którego wyprowadziły się tendencje do kłótni z kimkolwiek, za to funkcje
           terapeutyczne przez mruczenie objęły wszystkie trzy koty.