piątek, 30 września 2016

274.2016

30/09 - 2 czy 3 dni temu zadzwoniła jedna pani do SzK i powiedziała,
           coś w tym stylu, że "wszyscy Polacy są urażeni żartami posła Niesiołowskiego".
           Nie słyszałam żartu posła, więc nie wiem, czy jestem urażona. Natomiast
           do szału doprowadza mnie tego typu stwierdzenie, że wszyscy. Co jakiś
           czas powraca do mnie ta myśl. Dziś rano jechał przede mną samochód
           z hasłem reklamowym:"okna, lustra... wszystko". No i red. Nogaś wstrzelił mi się
           w porannej rozmowie z red. Mannem nt. legend warszawskich, mówiąc "wszystko"
           - nie pamiętam kontekstu - więc pomyślałam, że Wszechświat wysyła mi jakąś idee
           i co jest za słowem: wszystko... Dla mnie było to pewnie równie magiczne, jak dla
           Ciebie dziwaczne :)
           O 16:15 - znowu ! :) - kinowy seans filmowy. Opowieść nierówna, akcja rozgrywa się
           we Wro, podoba mi się Topa w roli głównej, było kilka momentów,  podczas których
           pomyślałam, że ja chyba ekranizacji Jo Nesbo nie dam rady obejrzeć, jeśli może być
           tak strasznie, ale były też spłycone, niedopracowane, przewidywalne, happy end
           może zbyt happy, ale całokształt podobało mi się :)  Podczas listy płac ta piosenka,
           nota bene nr1 w dzisiejszej LP3 :)


273.2016

29/09 - dostałam pieniądze z br1 i przypomniało mi się, że czwartek,
           to taki mały piątek :) Wieczorem byliśmy z synem nr2 nakarmić
           koty D. i poczytuję sobie za sukces, że wracając nie pojechaliśmy
           do żadnego sklepu po drożdżówki/pączki/ czekoladę !

273/366

Wracałam do domu przez Szachty.  W słońcu, w cieple, owinięta w poncho, słuchałam "Wybawiciela" Nesbo. A później z dwoma małymi piłkarzykami pognałam na trening. Chłopaki dostali klubowe stroje - G. ma koszulkę z numerem 28. Najwyraźniej miłość do barw klubowych jest tak ogromna, że zażyczył sobie spać w koszulce. Nie, jednak nie zgodziłam się - koszulka wylądowała pod poduszką. 
Byłam tak zmęczona, że po zjedzeniu obiadu, po wieczornym spacerze z Zaspą - położyliśmy się spać. Była 19:56 a my już w łóżku. Nagle poczułam ogromny komfort, że mogę tak zasypiać przy moim dziecku. A pobliskim Społem panie w pracy do 21...

czwartek, 29 września 2016

272/366

Pognałam po G. do szkoły. Wyszedł smutny, zmęczony i z ciężkim tornistrem. W ramach pocieszenia wstąpiliśmy na posiłek regeneracyjny w postaci pączka, a pączki z małej cukierenki u naszej pani doskonale koją smutki na duszach małych i większych. 
W domu cisza, spokój i pies bezceremonialnie wtulający się w człowieka. Wieczorem dużo śmiechu kiedy na słowa dziecka, że "jest zbyt zmęczony żeby się rozebrać" oznajmiłam "więc pójdziesz pod prysznic w ubraniu". I słowa dotrzymałam:)

272.2016

28/09 - urlop w br1 i br2. Dobrze, że ten dzień po prostu minął.
           Syn nr2 wreszcie w lepszym nastroju, przelotne dzień dobry
           z panem z myjni, rozmowa przez tel. z B. Drobiazgi, które
           zrobiły ten dzień lepszym, ALE i tak najprzyjemniejsze było
           utulić się pierzyną i zasnąć.

271.2016

27/09 - obejrzałam na YT po rekomendacji znajomej 1/3 nagrania
        z pewną wiedźmą - sama o sobie tak mówi. Nooo mam mieszane
        uczucia, do tego stopnia, że nawet nie wstawiam linku. Ale z pewnością
        powiedziała sentencję, w którą wierzę i śmiało mogę zacytować.
        Odnosi się do tematu, który eM. i mnie żywo interesują :), a mianowicie
        pieniędzy. Do każdego banknotu, który wdaję mówię/myślę: idź/idźcie
        w świat, poznajcie jak najlepszych ludzi. posłużcie do jak najlepszych celów
        a potem wróćcie z przyjaciółmi opowiedzieć mi o tym. :)

środa, 28 września 2016

271/366

Nie spóźniliśmy się na trening, co naprawdę jest wyczynem kiedy w ciągu pół godziny trzeba przejechać przez zakorkowane ulice, odstać w kolejce na zamkniętym przejeździe kolejowym i jeszcze w samochodzie przebrać dziecko w rynsztunek treningowy. 
No i przyszedł przelew. Czyli nareszcie skończyliśmy wielką realizację, która generowała masę uwag, problemów i reklamacji. Zasłużyłam na książkę, ale... nie wiem, którą wybrać a zdrowy rozsądek nie pozwala mi wybrać wszystkich sześciu, które mam w koszyku. No i buty. Buty na  jesień bo ulubione sztyblety sprzed dwóch lat prezentują istny obraz nędzy i rozpaczy. Jejku, jakie to fajne poczucie (chociaż chwilowe), że można.

wtorek, 27 września 2016

270,2016

26/09 - zastanawiam się co wycisnąć z tego dnia, bo pierwsze wyskakuje mi
           zmęczenie i niedowierzanie, że to dopiero poniedziałek... Po pracy
           w br2  pieniądze. To na pewno wielki plus. Po zmroku wpadłam do rodziców
           z potwierdzenie opłat. Dostałam obiad, w tym boskie kopytka, takie -
           jak się okazuje, umie robić tylko moja mama :) Wróciłam do domu i zapaliłam
           w oknie kawową świecę umieszczoną w lampionie. Niechże już sprowadzi
           jakiegoś żeglarza :)

270/366

Wracałam z pracy pieszo. W tym cieple, z białym obłokami na błękitnym niebie, z Zaspą raźno przebierającą łapami. Uwielbiam te spacery, uwielbiam przy takiej pogodzie, którą odbieram jako wielki dar od losu. I naprawdę czułam się lekko i szczęśliwie.
Wieczorem włączyłam Trójkę. Rozmowa z twórcami i aktorami filmu "Ostatnia rodzina". Lektura książki mnie poraziła, pogryzła trzewia. A później przypomnienie ostatniej audycji Tomasza Beksińskiego. Muzyka, którą prezentował to nigdy nie była moja bajka. Potrafiłam docenić klimat jaki tworzył, otoczkę, słowa, opowieści. Ale muzycznie nie było nam po drodze, zapewne dlatego nigdy nie zostałam wyznawcą Beksińskiego. A jednak świadomość, że głos w eterze należy do człowieka - legendy, że płyną (oczywiste po fakcie) słowa pożegnania stworzyła klimat seansu spirytystycznego. I nawet jeśli nie poczułam zachwytu, nie poczułam się rzucona na kolana, to kolejny raz poczułam, że magia radia istnieje.

poniedziałek, 26 września 2016

269/366

Zrobiłam gołąbki, tym razem mniej tradycyjne bo do farszu dodałam kaszę bulgur. I zawinęłam w liście włoskiej kapusty. Upiekłam też tartę sernikową z brzoskwiniami. Ale nie wyszła jakaś rewelacyjna. Trochę żałuję bo z tego sera mogłam po prostu tradycyjny, puchaty sernik z pieczonymi śliwkami. 
G. zgubił kolejny ząb. Wróżka Zębuszka była przygotowana i w nocy podrzuciła pod poduszkę warcaby/szachy. Więc przez cały dzień było granie. G. załapał natychmiast, jestem zaskoczona jak kombinuje, jak szuka strategii. I mam nadzieję, że kiedy L. będzie go uczył gry w szachy to i ja załapię tę wiedzę tajemną.
Położyłam się z książką na mojej balkonowej leżance, zawinęłam w koc. Taka desperacka próba łapania resztek umykającego lata. I znów kolejne strony "Muzyki plaży", a kiedy słońce zaczęło razić - ciąg dalszy "Wybawiciela" czytany przez Mariusza Bonaszewskiego. Wciąż czuję to ciepłe popołudnie, im bardziej pamiętam tym mocniej przeraża mnie perspektywa deszczu, zimna, jesieni i ciemności przez długie tygodnie.

268/366

Wśród banału zakupów, gotowania, pieczenia, prania znalazłam cudowną chwilę na wygrzewanie się na szezlongu. G. pojechał z kolegą do kina, koty zasiedliły kartony, okryłam się kocem, przymknęłam oczy i słuchałam "Wybawiciela". Cudowne, ciepłe popołudnie.
Wieczorem obejrzałam dwa ostatnie odcinki czwartego sezonu "Raya Donovana". Nie lubię, kiedy kończy się ulubiony serial, zawsze czuję taki smutek, że to już, że trzeba się żegnać z bohaterami. Patrzyłam na Abby i Raya, na tę scenę, w której Abby wspina się na palce, aby pocałować męża. Wzrusza mnie ta ich różnica wzrostu, te sceny czułości między wielkim facetem i kruszynką. Chyba czas przypomnieć sobie pierwszy sezon:)

[przeczytałam na forum głosy, że postać Abby jest nudna i niepotrzebna. że snuje się, marudzi, krzyczy i tyle. byłam w szoku bo dla mnie to niesamowita kobieta: silna, konkretna, zraniona. Abby jest cudowna, jest bardzo ważna dla całej rodziny. jak można nie widzieć jej roli w istnieniu Raya?]

267/366

Bardzo, bardzo, bardzo chciałam załatwić jedną sprawę urzędową. Koniecznym było dowiezienie dokumentu do instytucji w centrum miasta. Dokument utknął w korkach i pięć minut po zamknięciu pocałował klamkę. Ale nadal warto (a nawet uprasza się) trzymać kciuki, aby dokument ów wystarczył do załatwienia sprawy. Pozytywnego, co wiążę się z wpływem na konto. 
Po naszym powrocie z pracy, G. czekał już w blokach startowych aby pognać do kolegi z osiedla. Wziął zabawki, spakował w takie blaszane wiaderko i tak przedefilowaliśmy przez uliczki. Później zrobiłam długi spacer z Zaspą, a jeszcze później wypiłam kawę, zjadłam trzy rożki i poszłam spać. Miałam słuchać listy ale... usnęłam z pilotem od radia w dłoni.

niedziela, 25 września 2016

269.2016

25/09 - stwierdzam, że obejrzenie filmu kilka miesięcy po wysłuchaniu książki,
           jest dobrym pomysłem. Wszystko mi pasowało, nie zauważyłam większych
           różnic. Wydawało mi się tylko, że główny bohater wynajął prawniczkę, a nie
           prawnika i zabrało mi oranżerii z tulipanami.
           Od dłuższego czasu chodziło za mną to ciasto, ostatnio przepis pojawił się
           na MW i najwyraźniej dziś był właściwy dzień, więc przeplatałam
           zagniatanie drożdżowego, oglądanie filmu i malowanie włosów.
           I wszystko skończyło się dobrze :)

268.2016

24/09 - widziałam klucz dzikich kaczek. Jakaś nieukierunkowana tęsknota
           mnie ogarnia. Nie wiem za kim, może za innym życiem...
           Ten rok, jak chyba żaden inny obfituje w tęcze, nawet jesienią.
         
           Zaczęłam czytać Zimową opowieść, choć ilość stron stanowi prawdziwe
           wyzwanie. Wieczorem w TTBZ piosenka, która rzuca Dakotę w moje
           ramiona :) Przy ostatnich dźwiękach kotka przesiadła się na kanapę, dla
           sprawdzenia włączyłam utwór ponownie na YT. I ona znów wtuliła się w moją
           szyję. Reasumując: książka, płomień świecy, mruczący kot i pierzyna to
           dla mnie najlepsze remedium na długie wieczory ! :)
       

sobota, 24 września 2016

267.2016

23/09 - no to tak, o 16:15 zupa tom-yum i sushi grillowane (podobno
           polski wymysł). Następnie u D. tort royal i 18 balonów. W ten sposób
           o 18:15 stałam się matką wyłącznie dzieci pełnoletnich.



       

piątek, 23 września 2016

266/366

W środowy wieczór kładłam się spać przerażona tym, ile i jak muszę ogarnąć w czwartek. Ale rano zebrałam się, wstałam o 5:15, spakowałam G. na wycieczkę, przygotowałam sobie posiłki i L. kanapki na drogę. Odprowadziłam G. pod szkołę, ze szkoły z Zaspą pieszo do pracy. Uruchomiłam alarm bo okazało się, że w kodzie przekazanym mi przez L. jest błąd. W pracy uporządkowałam biurko, przejrzałam dokumenty, schowałam do segregatorów, zostawiając w szufladach tylko te, którymi na bieżąco się zajmuję. Wróciłam z Zaspą do domu, zjadłam szybki obiad i znów pieszo poszłam odebrać G z wycieczki. Do domu wróciliśmy - jakże inaczej - pieszo. Zatem w "Dniu bez samochodu" przeszłam na nogach prawie 13 kilometrów. 
Wieczorem padłam. Dosłownie - zasnęłam zanim skończyły się reklamy przed programem, który chciałam oglądać na Playerze czyli... w ciągu 2:30 minut. Obudził mnie L. Postawił koło łóżka torbę z Home&You. W torbie znalazłam taki prezent:)

266.2016

22/09 - wracałam z pracy. Na przystanku stał chłopak i machał.
           Zanim pomyślałam, już się zatrzymałam. Mój pierwszy pasażer
           na stopa.  Za bardzo w wieku moich synów, żebym mogła
           pojechać dalej i jednoczesna panika, co ja robię ? :)
         
           Skończyłam czytać "Łowców głów" i zaraz obejrzałam wersję
           filmową. Dziwnie. Z jednej strony część dialogów to cytaty z książki,
           z drugiej zmieniona fabuła pozbawiła tę historię zwrotów
           akcji, zaskoczenia, jakiegoś rodzaju głębi i poczucia związku z głównym
           bohaterem. 1:0 dla książki. Mam nadzieję, że Pierwszy śnieg wyjdzie lepiej.

czwartek, 22 września 2016

265/366

W tym dniu całą sobą mogłabym podpisać się pod słowami "jestem kobietą pracującą i żadnej pracy się nie boję". Skoro była potrzeba to chwyciłam za wkrętarkę (która jest bardzo ciężka a moje ramię bardzo mi o tym przypomina) i uzbroiłam we wkręty cztery wielkie ramy. Poza tym poprawiłam umowę, zlecenie, rozliczyłam stertę rachunków za paliwo, zrobiłam projekt dyplomu dla szkoły i... i nareszcie dojrzałam do tego, aby wystawić firmie rachunek za moją pracę. Rachunek rachunkiem - ale szans na płatność jakoś nie widać. Doszłam do wniosku, że jestem bardzo solidnym i sumiennym pracownikiem. Przydałby mi się szef, który umie to docenić;)

264/366

Był księgowy. W dodatku 45 minut przed czasem, chyba cudem dosłownie chwilę wcześniej skompletowałam dokumenty. Był tak miły, tak pomocny, że dopiero po jego wyjściu przypomniałam sobie, że miałam poruszyć temat ewentualnego rozwiązania umowy. Zapomniałam bo nie było potrzeby pamiętać:)

środa, 21 września 2016

265.2016

21/09 - moja samowystarczalność mnie poraża :) rano musiałam odebrać
          samochód, więc przed 7 pojechałam na rowerze do myjni. Rower
          przypięłam do stojaka i wróciłam po syna nr2 do domu. Bosh...
          przypomina mi się powiedzenie:
          - chwalą nas !
          - kto ?
          - my was, a wy nas :)
          Niemniej, auto umyte na zewnątrz, posprzątane w środku, tapicerka
          wyprana. Od razu lepiej :) No dobra, rower wziął syn, więc chwalę swój
          zmysł organizacyjny ! Lub to efekt po-Bridget Jones 3 !

          Dziś 82 urodziny Leonarda Cohena. W Trójce z tej okazji "In my secret life",
          a ja na dziś i na zawsze... :)



          Wieczorem zrobiłam kurczaka z pęczakiem. Pyszne !

          Dotarło do mnie w formie olśnienia, że znowu czytam papierowe książki,
          i że to zajęcie wygrywa z innymi atrakcjami. A ewidentnie mój zapach
          sprawia, że jest jeszcze lepiej :)
       
     

264.2016

20/09 - aż 4 punkty na TAK ! :)
           1. - w pracy atmosfera NORMALNA ! Taka jak lubię, przyjazna.
           2. - w związku z brakiem jakichkolwiek perspektyw na wymianę
               auta i ogromnego lenistwa podpartego brakiem zdolności manualnych
               w tym zakresie, samochód zostawiłam w myjni u pana, wraz z prośbą
               o wypranie tapicerki i sprzątanie wewnątrz, po czym ruszyłam realizować
           3. a mianowicie premierowy seans, po którym wyszłam uhahahna i zadowolona
               jak po pierwszej części, albo i bardziej. Okazało się, że zorany mam mózg
               kultem młodości do tego stopnia, że wciąż zaskakiwały mnie nieprzyjemnie !
               zmarszczki na twarzach Renee Zellweger i Colina Firth`a.
           4. wróciłam do domu autobusem mzk, a nie jechałam tym środkiem lokalnej
               lokomocji z 6 lat ? Taka przygoda emocjonalna -nerwy czy kierowca usłyszy,
                że przycisnęłam guzik  "na żądanie"  :)

wtorek, 20 września 2016

263/366

I kolejny dzień, który nie wiem jak i kiedy minął. 
Miałam plan, aby po powrocie z pracy zaparzyć kawę i siąść na szezlongu, pogrzać się w słońcu i skorzystać z - jeszcze - ciepłego popołudnia. Tymczasem musiałam siąść z ośmiolatkiem i sprawdzić jego zadanie domowe. Siąść do umowy i zlecenia, której nie zdążyłam napisać w pracy a musiałam wysłać. I tak minęły te domowe chwile.
Przyjemny był spacer z Zaspą, słońce zachodzące na czerwono, zapach późnego lata. I fakt, że nie jest jeszcze bardzo zimno ale na tyle chłodno, że grubość osobista daje się ukryć pod kurtką lub swetrem:)
Fajne też były zjedzone w ramach kolacji malinowe pomidory posypane grubą solą i zagryzione kiszonym ogórkiem:)

263.2016

19/09 - byłam na kontroli u lekarza, wyniki poprzedniej cytologii bardzo
          optymistyczne ! Ale i tak najlepsze było to, że mama zdecydowała
          się pojechać ze mną i poddać się badaniu.
          Wieczór spędziłam u kotów D. Nie wiem, czy już żałuje - zważywszy
          na częstotliwość moich wizyt - że je przygarnął.

poniedziałek, 19 września 2016

262/366

Poszłam z G. do sali zabaw na urodziny kolegi z klasy. Plan był taki, że zostawiamy go i w tym czasie brykamy gdzieś na kawę do miasta. Ale rodzice bardzo zapraszali więc zostaliśmy na sali zabaw. Zjadłam dwa kawałki domowego ciasta i... totalnie zasłodziłam się. Ale urodziny przyjemne a najfajniejsze rozbijanie piniaty.

W domu ugotowałam zupę z fasolki szparagowej. I przypomniałam sobie, że są takie smaki wyniesione i zapamiętane z domu rodzinnego, że potrwa przyprawiona inaczej - nie smakuje. I bardzo, bardzo próbowałam tę lekką fasolkę doprawić inaczej a i tak ostatecznie zrobiłam na słodko-kwaśno czyli tak, jak robiła moja mama.

Wieczorem ogarnęłam dom. Cudownie było położyć się, poczuć zapach Yankee Candle z kominka przemieszany z zapachem płynu do drewna, na chwilę pogrążyć się w lekturze.

261/366

Rano czekał mnie obowiązkowy spacer z Zaspą. I niby po powrocie chciałam się jeszcze położyć, ale jednak poszłam na zakupy. I znów kuszenie wrześniowymi skarbami: malinowe pomidory, śliwki, fasolka szparagowa. Na śniadanie zjadłam omlet z owocami, posypany czekoladą.

Po południu wrócił L. A nadal zostało mnóstwo spraw do załatwienia. Pojechaliśmy ogarnąć kilka spraw firmowych, w drodze powrotnej wjechaliśmy do PCC na zakupy. W Superpharm była promocja na zapachy więc kupiłam dawno wymarzony "My Scent" Trussardi, w cenie tak szokująco niskiej, że aż nie wierzę. Wymarzony tak dawno, że chyba gust mi się zmienił i zapach, który rok temu odbierałam jako lekką, kwiatową kompozycję teraz lekko poddusza mnie swoją intensywnością i słodyczą. Może jeszcze za ciepło na tak słodki zapach?

Wjechaliśmy na kolację do Mamasitas. Bardzo się ucieszyłam, tak dawno nie byliśmy nigdzie razem, a poza tym uwielbiam kuchnię Tex-Mex. Trudno tu o wykwintność, elegancję smaku czy podania. Ale jednak wino w dużym kieliszku, przemiła obsługa kelnerska, nachosy do pogryzania - bardzo lubię. I strasznie żałuję, że nie skusiłam się na prawdziwą margaritę czy mojito. Następnym razem.




260/366

Ostatni dzień tygodnia, tygodnia w którym nie poświęciłam sobie ani chwili. Który przepracowałam tak uczciwie, że bardziej się nie da. Dwadziecia minut przed zakońzceniem pracy jeszcze zlecałam stertę przelewów, żeby wyszły jak najszybciej, przed weekendem. I jeszcze kończyłam jeden projekt graficzny, projekt po ośmu poprawkach. Ale nawet nie miałam siły, żeby się złościć. 
Wieczorny spacer to kolejna pogawędka o końcu świata, spadajacych gwiazdach i przodkach Zaspy. I wspólne ogladanie filmu "Charlie i fabryka czekolady". I cudowna perspektywa dwóch, wolnych od pracy, dni.

259/366

Kiedy L. wyjeżdża chodzę pieszo z pracy i do pracy, plus spacery z Zaspą. Zadziwiające, bo mniej śpię, więcej się ruszam a jakoś nie czuję się zmęczona. I pewnie powinnam tak na stałe ale...
Z G. spóźniliśmy się na trening. Ale dumna byłam z dziecka, że podeszło i przeprosiło trenera za spóźnienie. Wiem, ile kosztuje go przełamanie nieśmiałości, więc bardzo doceniam.

262.2016

18/09 - Przesadziłam z donic na tarasie do gruntu trzy rozwary oraz dwie
          jednoroczne datury. Mają dużo owoców, więc liczę na to, że trochę
          mi się rozsieją. Później sięgnęłam po "Łowców głów" i gdy rozważałam,
          czy jednak nie obejrzeć filmu, nastąpił zwrot akcji, tak znany z serii o HH
          i postanowiłam czytać dalej. Pogoda była wyjątkowo piękna, łapałam ostatnie
          letnie promienie słońca leżakując na tarasie. Do wyrażenia emocji przydałoby
          mi się  "lubię to" :)

niedziela, 18 września 2016

261.2016

17/09 - po południu przeszłam się z D. pod kasztanowce zbierać kasztany.
         Gro jeszcze wisi na drzewach w pękniętych,  kolczastych
         osłonach, pod drzewem leżał zaledwie jeden.  D. strącił kilka, więc
         wróciłam do domu z całą garścią kasztanów.
       
         Wieczorem zadzwoniła do mnie W. Czekała na samolot na lotnisku
         w Krakowie. Dawno nie rozmawiałyśmy, więc bardzo ucieszyłam się,
         szczególnie ze zmian w jej życiu :)
         

260.2016

16/09 - napracowałam się bardzo, więc zgłaszam swoją dzielność do
           pochwały :) Przygotowałam zupę z pieczonej dyni z mlekiem
           kokosowym, łososia pod panko, cytrynowe risotto z pęczaku
           i żeberka po amerykańsku. Na deser sernik z gruszkami.
           Ciecierzyca pieczona w ziołach i ta w karmelu i miodzie...
           za dużo zachodu w stosunku do efektów.
           Goście zjawili się punktualnie, zostałam obdarowana wielką
           torbą z Home&You, w tym zestawem z serii Kitty.
           Było bardzo miło i przyjemnie, dobrze się czułam i cieszę się,
           że przyjechali, bo choć trochę poczułam się jak dawniej.

259.2016

15/09 - po południu wizyta z kotami. Bardzo to było miłe, gdy pani wet
           powiedziała, że teraz już kociaki będą miały (w życiu) dobrze, i że
           sama ma coraz większą ochotę na kolejnego kota, kiedy widzi te dwie :)
           Fakt, że z kocim katarem, pchłami  i jak się okazało świerzbem ciężko
           by im było przetrać.


czwartek, 15 września 2016

258/366

W pracy kolejne duże zlecenie. I kolejne, które trzeba zrobić na konkretny termin, którego dotrzymanie będzie trudne. Ale trudne nie znaczy niemożliwe:)
W biurze odwiedziła mnie wychowawczyni G., robię dla niej dyplomy na konkurs szkolny. Pochwaliła postępy dziecka w nauce, że się ośmielił, że się zgłasza, że naprawdę dobrze pracuje na lekcjach. Kamień z serca, bo z opowieści dziecka wyłaniał się taki obraz, że powoli żałowałam, iż nie podjęłam decyzji o powytwarzaniu pierwszej klasy. Byłam pewna tej decyzju w czerwcu ale po wakacjach... jakoś mniej. 
Ja i G., poszliśmy na długi spacer po Szachtach. I ja, dojrzała matka, straszyłam dziecko hipotetycznymi zombie czającymi się za drzewami. Ale po co kozaczył, że się wcale nie boi?:)
Wieczorem rozłożyłam sofę, zalegliśmy G., mama i ja, jedliśmy jabłka i wspólnie oglądaliśmy Top Chef.  Nie brzmi tak fajnie, jak fajnym naprawdę było:)

258.2016

14/09 - ponad 2 godz. z E. w cukierni. Szarlotka z lodami, bitą śmietaną
           i cappuccino robi mi prawie tak dobrze na głowę jak rozmowa.
           A może to chodzi o połączenie obydwu.
           Nie przetrwałam "Szkła kontaktowego" i zasnęłam.
           Śniło mi się, że Dakota mówiła do mnie ludzkim głosem,
           następnie siedziałam z D. na sankach, które same jechały po ośnieżonej
           i oblodzonej ścieżce, a skończyłam w łóżku z Maciejem Orłosiem !!!??? ;)  

środa, 14 września 2016

257/366

Przyszedł list z sądu. O matko, po roku nareszcie udało mi się skutecznie złożyć dokumenty do KRSu. Kiedy odebrałam od listonosza kopertę byłam przekonana, że znów przeoczyłam termin, pomyliłam się w numerze NIP, dostałam grzywnę, itp. A tu taka niespodzianka!
A później zadzwonił pan z banku z informacją, że na naszym kredycie hipotecznym nadal widnieje zaległość. Zbladłam, bo byłam przekonana, że ostatnia rata była faktycznie ostatnią. A zaległość na kwotę 312,30 zł. Więc nie jest tak czarno, jak mogłoby być:)
Jakoś wszystkie radości tego dnia krążą wokół spraw firmowych. Przelałam płatność dla księgowego. Najpierw pomyślałam, że napiszę i wyśle potwierdzenie zapłaty. A później uznałam, że wyniosłe acz znaczące milczenie bardziej do mnie pasuje. Więc zarzuciłam focha i zadarłam wysoko nos, a co! To tyle w temacie bycia dorosłą i poważną;)

wtorek, 13 września 2016

257.2016

13/07 - kiedyś było mi trudno w domu, a teraz jak w domu mam łatwo,
          to ciężko wytrzymać w tym kraju... Może ja tv po prostu włączała
          nie będę. I portale informacyjne sobie daruje ? Najlepiej, jak przeniosę
          się do lasu, albo na Księżyc.
          A w moim mikro świecie... zrzędzę :) Zalałam suchą ciecierzycę wodą,
          planuję zrobić przekąskę w ziołach, a drugą w karmelu.
          Powyrzucałam kontakty z gg - to z kategorii happy :) i mam focha !
          Ale, ale... w końcu 13-nasty !

256.2016

12/09 - zrobiłam próbnie łososia pod panko i ten typ bułki jest
           kolejnym składnikiem, w którym zakochałam się :)
         
           Sonia czuje się znacznie lepiej po wprowadzeniu nowego
           leku. A po wdrożeniu gotowanych serc drobiowych w miejsce
           puszkowanej karmy, wciąż z wielką miłością :D patrzy mi w oczy.

          Chyba w niedzielę, w związku z czymś, czego nie pamiętam
          zaczęłam szukać zdjęcia Trójkowej Helen. A potem Anny Gacek.
          I jakież było moje zdumienie, że to długowłosa szatynka, podczas
          gdy od kilku lat wyobrażałam sobie, że wygląda jak Anne Heche...
          Na dodatek wieczorem zobaczyłam, że jest współprowadzącą "Bake OFF..."



       
         

256/366

Na fejsbukowym profilu DZ przeczytałam wpis o "książkach, które zmieniły moje życie". Zaczęłam zastanawiać się, czy w moim życiu zaistniały takie? Ważne, piękne, zapadające w pamięć - tak. Ale czy zmieniły moje życie? Jeśli tak, to w jaki sposób? W ten bardzo praktyczny, że zamiast pójść na egzamin z prawa pracy i ubezpieczeń społecznych wolałam dokończyć czytanie "Na wpół uśpionych w żabich piżamach" co niewątpliwie zapoczątkowało moje egzaminacyjne niepowodzenia? Gdzieś w głowie ułożyłam sobie taką listę, nieco zaskoczona, że nie ma na niej żadnych pozycji powszechnie znanych i cenionych. Są moje, takie bardzo moje. Za jedną z takich książek ważnych uznałam "Muzykę plaży" Pata Conroya. Po pierwsze dlatego, że to była jedna z pierwszych książek podarowanych przez L - jest jeszcze dedykacja, data, które sprawiają że bardzo uśmiecham się do wspomnień. Pamiętam, jak ją czytałam, jak zapadałam w sen zmęczona wysoką gorączką. To właśnie wtedy poczułam, jak piękne i okrutne musi być amerykańskie Południe, jak  niezwykłą jest krainą, to wtedy - po opisach Campo di Fiori - zapragnęłam zobaczyć Rzym. Zerknęłam na opinie w sieci. Są tak bardzo rozbieżne z tym, co ja zapamiętałam z lektury. Ale czytałam ją szesnaście lat temu, szmat czasu, inny świat, inne życie, inna ja.
Sięgnąłem na półkę, wyciągnęłam nieco zmaltretowany egzemplarz, bardzo dawno nie czytałam książki z półki z moimi starociami. Przejrzałam pożółkłe strony. I znów przed oczami stanął mi obraz czarnowłosej, pięknej Shyli skaczącej z mostu... I znów ta magia, która sprawia, że poczułam się jak w domu.

poniedziałek, 12 września 2016

255/366

W tygodniu snuliśmy plany, jak cudownie spędzimy tę upalną niedzielę. W planach był może las, może wyjazd do Wro, może piknik nad rzeką. Plany sobie - życie sobie. Skończyło się na syropie z bluszczu, graniu na tablecie i odrabianiu lekcji. Podczytywałam "Półbrata" Christensena, chociaż to niełatwa - ze względu na gabaryty (900 stron sporo waży) - lektura. I nareszcie otworzyłam wino, które od sierpnia chłodziło się w lodówce:)

254/366

Dziecko obudziło się zakatarzone. Na pocieszenie dla zapchanego noska zrobiłam naleśniki orkiszowe. Upiekłam chlebek bananowy, wstawiłam pranie, ugotowałam obiad (mój ulubiony mocno kminkowy kapuśniak ze słodkiej kapusty, z pomidorami). A to wszystko z audiobookiem w tle. Chwila na ogrodowej huśtawce, kawa, słońce, czas tylko dla mnie, kiedy chłopaki pojechały na mecz. Lubię takie soboty. 

[tylko szkoda, że z meczu G. wrócił już rozkaszlany tak, że pół nocy nie spaliśmy]

253/366

Postanowiłam mieć wolny piątek. Wstałam o świcie, wzięłam Zaspę i poszliśmy z G. do szkoły (byliśmy 20 minut przed czasem). Uwielbiam takie poranne, niespieszne dzianie się, życie. Wróciłam do domu i... i na tym skończył się miły poranek. Księgowy podniósł ciśnienie mi tak, że poważnie rozważam zakończenie współpracy. Bo w imię czego tak się męczę? W imię przejściowych problemów z przeniesieniem dokumentów do innego biura? 
Popołudniu poszliśmy na urodziny do F. I bardzo, bardzo ucieszył mnie fakt, że najwyraźniej A i P znów są parą. Cudownie było siedzieć pod klonem, rozmawiać, śmiać się. Piękny, pełen gwaru i dziecięcego śmiechu wieczór.

niedziela, 11 września 2016

255.2016

11/09 - pamiętam ten dzień sprzed 15 lat, wrażenie jakie zrobiły na mnie
           doniesienia ze Stanów o ataku na WTC, szok i niedowierzanie, że
           to się dzieje naprawdę. Z tym czasem kojarzę Maybe, początek jesieni,
           głębokie poczucie samotności, braku miłości, tego, że mój świat się
           rozpada. I naprawdę cieszę się, że to minęło.
           A dziś... dziś mailik od TW, sushi z I., zakupy z D., wieczorna jazda
           na rowerze do B. i L., naszyjnik z kotem z Sandomierza
           i powrót do domu ze swojską kiełbasą.
           Może dzień nijaki, ale w kontekście wspomnień... cudowny !




         
         

254.2016

10/09 - pojechaliśmy na lotnisko. Podczas drogi syn nr2 wraz z D.
           rozwiązywali zadania z fizyki ze skryptu Cambridge. Czekając na
           samolot na tarasie zaczęli rozwiązywać te zadania we trzech, z synem nr1.
           D. powiedział do syna nr2: wyprowadź Ω tak, żeby mama zrozumiała.
           Ehmy... przecież ja rozumiem OM :)

         
              Gdy syn nr1 odleciał pojechaliśmy do IKEA, kupiłam 2 koce na kanapy
              i białą, ażurową latarenkę, która "za mną chodziła" od dłuższego czasu,
              i tym sposobem zrealizowałam erzac kominka w sypialni :)


253.2016

09/09 - do pracy jechałam na 11, a rano nastąpiła kumulacja: czasu, nastroju
          i odpowiednich warunków pogodowych, żebym mogła posprzątać
          na tarasie, oczyścić rośliny z uschniętych liści i kwiatów, wyrzucić dwa
          niecierpki, którym deszczowe i chłodne dni mocno zaszkodziły, pozamiatać
          i wypić kawę.

piątek, 9 września 2016

252.2016

08/09 - byłam z Sonią na kontroli, średnio to wygląda... Zanosi się
          na konieczność wykonania operacji usunięcia woreczka żółciowego.
          Nie wiem gdzie, ani za ile, bo "moja" pani wet nie podejmie się.
          Na razie jeszcze mam sprawdzać działanie leków. Wzięłam też koty
          D., bo wyjechał, a Nemo nadal ma katar. Pokazałam Misię. Została
          potraktowana preparatem przeciwpchelnym, zresztą Nemo też.
          Najfajniej było gdy odwieźliśmy z synem nr2 koty do D., i zrobiliśmy
          sobie herbatę do tescowych pączków :)
          Ach ! Syn n1 zaliczył ostatni egzamin i może spokojnie wracać na
          Wyspy :)

252/366

Spadła roleta w kuchni. Spadła kiedy usiłowałam zasłonić okno balkonowe.
Dobra wiadomość - nie spadła na mnie (chociaż ewidentne we mnie celowała!)

czwartek, 8 września 2016

251.2016

07/09 - po pracy i po br1 wybrałam się z A. do kina na Juliete.
           Na sali 7 osób, adekwatnie do klimatu. Po raz kolejny przekonałam się,
           że filmy Almodovara lubię, podobają mi się emocje i ekspresja.
           Ten wydał mi się subtelny, skojarzenia i obrazy wracają po jakimś czasie,
           przypominają się sceny, wątki... Piękne wnętrza, krajobrazy.
           Wciąż chcę dodać kolejne zdjęcie :)
           Może fabuła nie należała do najlżejszych, ale wyszłam po prostu
           odprężona. I zakończenie było fajne :)) nikt się nie ruszył na napisach
           końcowych w oczekiwaniu...






251/366

Poszłam na pierwsze w nowym roku szkolnym zebranie. Zaczynało się o 17:30 skończyło o 20:30. Wróciłam z kilkoma kilogramami (!!!) podręczników i zeszytów ćwiczeń. W domu przejrzałam i jestem załamana ogromem materiału do przyswojenia, ilością regulaminów które trzeba z dzieckiem omówić, faktem że w drugiej klasie ta szkoła taka bardzo restrykcyjna. Błagam, niech się skończy ten tydzień bo czuję, że w rezerwie już niewiele sił.

Z pozytywów to wieczorna kawa. Jak plaster na obolałą duszę.
I fakt, że G. samodzielnie odrobił zadanie domowe. Trochę z błędami (ale ja też nie wiedziałaby, że w ramach pamiątki z wakacji można przywieźć amonit), które - zadecydowałam - poprawimy rano.

środa, 7 września 2016

250/366

Byliśmy wczoraj na kolejnym treningu piłkarskim. Teraz już takim serio, z oceną potencjału. No i cóż... dziecko zachwycone, ćwiczy z zaangażowaniem i daje sobie radę. Nawet bardzo. I bardzo rokuje znaczy ten potencjał jest. Nie zachwyca mnie to, gdyż jak wiadomo wizja wymarzonej szermierki coraz bardziej nierealna. Ale to było miłe tak siedzieć na trybunach, w popołudniowym słońcu, w tym wrześniowym cieple i słuchać, jak trener chwali dziecko:) 

[i podsumowałam koszty wrześniowe. opłaty w szkole, zakup stroju (musi być oryginalny!), zakup butów (na halę, na orlik i na murawę - tak, trzy pary!), płatność za treningi. gdzie moje 500+ się pytam? gdyż to pięćset zdecydowanie nie wystarczy:/]

250.2016

06/09 - sytuacja zmusiła mnie do tego, żeby iść na wywiadówkę
          do syna nr2. Splot banalnych okoliczności sprawił, że w szkole
          spotkałam dawno nie widzianą koleżankę z podstawówki,
          której córka uczy się w równoległej klasie. Po spotkaniu z wychowawcami
          w salach, trzeba było przejść na salę gimnastyczną, gdzie pani dyrektor
          omawiała zasady przeprowadzania matur. W efekcie mojej obecności
          jestem w komitecie organizującym studniówkę, a jak się okazało
          jest w nim także ta koleżanka oraz szefowa z br1 :)
          Przy mojej permanentnej pasywności w zakresie angażowania się
          w sprawy szkolne, całe to popołudnie wydaje mi się jakieś nierealne
          ale też... przyjemne.
       

wtorek, 6 września 2016

249/366

[pięćsetna notka! och!]

Mamy w pracy nowego człowieka. Na chwilę, ledwie na tydzień, żeby zastąpić urlopowiczów. Ale śmiesznie jest, kiedy nowy człowiek mówi do mnie "ciociu" a do L. mówi "wuju"! I bardzo, bardzo widać, że pochodzi z dobrego domu, w którym rodzice zadbali o kulturę osobistą. Taki drobiazg a tak bardzo rzuca się w oczy na tle innych, mniej chlubnych, przykładów. 
Poza tym czas pędzi, leci, gna. Mam wrażenie, że dni boleśnie krótkie, że siadamy do późnego obiadu kiedy jest już niemal ciemno. I jednak przeraża mnie ta perspektywa nadchodzącej jesieni, zimna i ponurości, która wlec się będzie przez bardzo długie miesiące:/ Muszę uzupełnić zapas wosków, żeby chociaż trochę uprzyjemniać sobie te długie wieczory.
G. w szkole. Podoba mi się ten jego wrześniowy entuzjazm, że postanowił się zgłaszać, że coś tam próbuje sam pisać w zeszycie ("mama! a bóg przez 'k' czy przez 'g'?") a litery coraz ładniejsze i całkiem kształtne:)

poniedziałek, 5 września 2016

249.2016

05/09 - syn nr1 zaliczył dziś 2 egzaminy w sesji poprawkowej :)
           Bardzo się cieszę, że ten jego przylot ma sens, bo obawiałam się,
           że bardzo źle zniesie niepowodzenie.
           Wracając z pracy usłyszałam w Trójce, że dziś Freddie Mercury
           skończyłby 70 lat. Pamiętam dzień jego śmierci i ten specyficzny
           żal, gdy odchodzą ludzie, których nie znam osobiście a dotkliwie
           odczuwam stratę... I zaskoczyły mnie moje myśli gdy usłyszałam
           "Love of my life". Czy to możliwe, że stałam się miłością swojego
           życia ? :)))




248/366

Uległam namowom i zrobiłam pizzę. Ale jednak dwa kawałki (z trzema rodzajami serów) to dla mnie za dużo. Więc z ogromną przyjemnością położyłam się, zapaliłam kominek z woskiem Yankee Candle, włączyłam Trójkę i zapadłam w popołudniową drzemkę. 
A w Trójce taka piękna wersja jednej z moich ukochanych stingowych piosenek. I przypomniałam sobie mój zachwyt na koncercie, kiedy na żywo usłyszałam ten głos, te nuty, ten utwór. Miałam w oczach łzy, łzy zachwytu, wzruszenia - to jedno z bardziej poruszających wspomnień. Absolutnie dobre, czyste i piękne.

 

247/366

Ponieważ dziecko spało i babci, a L. od rana był w pracy spałam do 9:30. I pewnie spałabym dłużej gdyby nie miauczące koty żalące się na puste miski. Pojechaliśmy z szarą do weterynarza i... tu niespodzianka. Nastawiliśmy się na czyszczenie zębów z kamienia (bo według zaocznej diagnozy ten spuchnięty policzek i późniejsza rana wynikać mogły z ropnia i problemów z dziąsłami) a okazało się, że to po prostu zadrapanie przez innego kota. Skończyło się na podaniu antybiotyku. Przy okazji zaszczepiliśmy Zaspę. To jednak pies wyjątkowy - bez oporów wchodzi do gabinetu, nawet nie spojrzy ani nie wzdrygnie się podczas szczepienia, daje sobie zaglądać w pysk, w uszy - wymarzony czworonożny pacjent:)
W ramach ukojenia po serii weterynaryjnych stresów zjedliśmy małą przekąskę w Kombinacie i pojechaliśmy na lody do Lodzi (sorbet z czerwonej porzeczki zaskoczył mnie tym, że smakował... jak z czerwonej porzeczki;))

A w synu obudził się duch nie tylko piłkarza, ale i kibica. I tak popołudnie sobotnie panowie spędzili na trybunach na meczu Warty Poznań. O matko...

246/366

No to pojechaliśmy z kotą do weterynarza. Na miejscu okazało się, że w seniorce kociego rodu drzemie niespożyta siłą, że kot może i chudy ale daje radę (niemal) roznieść transporter. Weterynarz oznajmił, że kot jak na swój wiek (15 lat) jest w rewelacyjnej kondycji i ani myśli kończyć żywot. No i ulżyło mi, bo jednak podejmowanie decyzji o uśpieniu zwierzęcia zawsze jest trudne i zawsze podszyte wyrzutami sumienia, czy decyzja była słuszna.
Wieczorem odwieźliśmy G. do babci a w drodze wjechaliśmy na lody do Kolorowej. W piątek skusiłam się na lody mascarpone z czarną porzeczką, piernikowe i czekoladowe z wiśniami. Najlepsze w Poznaniu, bezapelacyjnie!:)

niedziela, 4 września 2016

248.2016

04/09 - popołudnie spędziliśmy we czwórkę u D. wraz z jego kotami...
          Tak, tak, kotami ! Wyjątkowo sprawnie realizuje on powiedzenie, że
           z kotami jak chipsami, na jednym się nie kończy. Oto biała Misia :)

247.2016

03/08 - leżing na całego. Zaczęłam czytać "Łowców głów" no i dziwnie...
           łapię się na tym, że nie ten głos mam w głowie, zbyt miękki,
           kobiecy, mój :) a nie lektora w rodzaju męskim !
           Wieczorem u B i L eksperymentalna zapiekanka i winogrona
           z krzaka, ja przywiozłam Jacka - z magicznym nazwiskiem :) -
           Daniel`s i sałatkę z rukoli z lazurem, gruszkami i słonecznikiem.
           A. przyniosła tequile i robiła margaritę. I tak zakończyła się sobota.

piątek, 2 września 2016

246.2016

02/09 - skończyłam czytać "Osobliwe szczęście..." półleżąc na kanapie,
           z promieniami słońca za oknem, ze wzruszeniem, fragment  dla mnie
           wyjątkowo adekwatny: "I nagle czas przestał się liczyć. Arthur chciał
           tylko znowu obejmować syna, być blisko niego. Kiedy Dan wyjeżdżał
           do Australii, obaj zdobyli się ledwie na to, by poklepać się po plecach.
           Teraz, tu w korytarzu, objęli się mocno. Arthur cieszył się, że może
           czuć kłującą brodę syna na czubku swojej głowy, jego silne ręce."


           W TzG przearanżowana  na walc piosenka Adele...  jakoś spójna z moim
           nastrojem i Jackiem Daniel`em w szkle...  I jednocześnie LP3 :))
           Aaaa, syn nr2 ustawił mi budzik :))


245/366

Wyszłam z domu rano - wróciłam o 22 po drodze zaliczając rozpoczęcie roku szkolnego, kilka godzin w pracy, zakup sportowego stroju w Decathlonie, trening piłkarski G., przygotowanie wyprawki do zabrania do szkoły (podpisanie, oklejenie, spakowanie). Gdzie tu upchnąć jakieś szczególne szczęście? Tym bardziej, że przed snem zauważyłam, że szara kotka ma opuchnięty policzek; ale skoro jadła uznałam, że może osa ją użądliła i uznałam, że nie ma sensu o 23:30 szukać weterynarza (a rano zobaczyłam, że ma ten policzek zakrwawiony, że jest tam jakaś mała rano, otarcie ale nie ma opuchlizny więc... nie wiem. rozdrapała to? przemyłam octeniseptem no i pojechałam do pracy) i pojadę w piątek. 
Za szczęśliwy uznaję fakt, że klasa G. nadal ma jako wychowawczynię cudowną panią Marysię, że plan nie jest najgorszy a i z rodzicami klasowymi przywitaliśmy się miło i serdecznie.

czwartek, 1 września 2016

245.2016

01/09 - syn nr1 przyleciał. Czuję się tak, jakby 4 rozrzucone puzzle
           złożyły się w ładny obrazek, lub rozproszone kulki rtęci stopiły
           w jedną. To taki naprawdę, naprawdę, ale to naprawdę szczęśliwy
           dzień !

244/366

W pracy zrobiłam nic. A to nic było tak męczące, że kiedy przyszłam do domu zaraz po przygotowaniu obiadu położyłam się z audiobookiem i natychmiast zasnęłam. Wieczorem pojechałam do Rossmanna kupić farbę do włosów. I nowy lakier do paznokci. Trafiłam tak, że idealnie pasował do ulubionej bluzki. Jest czerwony ale ta czerwień jest przełamana kolorem pomarańczowym. W domu pomalowałam paznokcie i położyłam się spać.
Rano... rano czyli w świetle dziennym kolor mojego lakieru ukazał swoje nowe oblicze. Okazał się być w tonacji ciepłego różu przełamanego kolorem łososiowym. Cóż... do bluzki zdecydowanie nie pasuje. Tak chciałam być elegancką kobietą, subtelną i pod kolor a znów wyszło w rytmie disko!