I kolejny dzień, który nie wiem jak i kiedy minął.
Miałam plan, aby po powrocie z pracy zaparzyć kawę i siąść na szezlongu, pogrzać się w słońcu i skorzystać z - jeszcze - ciepłego popołudnia. Tymczasem musiałam siąść z ośmiolatkiem i sprawdzić jego zadanie domowe. Siąść do umowy i zlecenia, której nie zdążyłam napisać w pracy a musiałam wysłać. I tak minęły te domowe chwile.
Przyjemny był spacer z Zaspą, słońce zachodzące na czerwono, zapach późnego lata. I fakt, że nie jest jeszcze bardzo zimno ale na tyle chłodno, że grubość osobista daje się ukryć pod kurtką lub swetrem:)
Fajne też były zjedzone w ramach kolacji malinowe pomidory posypane grubą solą i zagryzione kiszonym ogórkiem:)
Urocze to określenie "grubość osobista" :))) Zapamiętam sobie ;)
OdpowiedzUsuńA ogórki sobie kiszone ?
no niestety. wstyd straszny ale ogórki z Biedronki;/
OdpowiedzUsuńtakich małosolnych już nie robię bo nie bardzo mam kiedy a w słoikach nie robię nigdy. raz zrobiłam i nawet na zupę się nie nadawały więc albo wyłudzam od mamy i J. albo kupuję:)