poniedziałek, 19 września 2016

259/366

Kiedy L. wyjeżdża chodzę pieszo z pracy i do pracy, plus spacery z Zaspą. Zadziwiające, bo mniej śpię, więcej się ruszam a jakoś nie czuję się zmęczona. I pewnie powinnam tak na stałe ale...
Z G. spóźniliśmy się na trening. Ale dumna byłam z dziecka, że podeszło i przeprosiło trenera za spóźnienie. Wiem, ile kosztuje go przełamanie nieśmiałości, więc bardzo doceniam.

2 komentarze:

  1. Coraz trudniej wypowiadać mi się o związkach :) to chyba fajne, gdy L. wyjeżdża i otwiera się przestrzeń na inne działania, pt "więcej się ruszam", ale pewnie ta przestrzeń jest atrakcyjna, bo chwilowa.
    G. tak rośnie i dorośleje... to jakieś nieprawdopodobne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, ta przestrzeń bardziej upierdliwa niż atrakcyjna. nagle ilość spraw, które muszę ogarnąć (od rana! od świtu!) mnie przytłacza i fakt, że jednak je ogarnęłam poczytuję jako cud. ale koszty tego są duże - w sensie takim, że kiedy wracam z pracy, pedzimy na trening, wracamy z treningu, muszę wyjść z Zaspą, odrobić z G lekcje i jeszcze zjeść coś, przygotować jedzenie na następny dzień, to po prostu padam na twarz. i bardzo czuję, że nie ma w tym odrobiny miejsca dla mnie.

    OdpowiedzUsuń