wtorek, 13 września 2016

256/366

Na fejsbukowym profilu DZ przeczytałam wpis o "książkach, które zmieniły moje życie". Zaczęłam zastanawiać się, czy w moim życiu zaistniały takie? Ważne, piękne, zapadające w pamięć - tak. Ale czy zmieniły moje życie? Jeśli tak, to w jaki sposób? W ten bardzo praktyczny, że zamiast pójść na egzamin z prawa pracy i ubezpieczeń społecznych wolałam dokończyć czytanie "Na wpół uśpionych w żabich piżamach" co niewątpliwie zapoczątkowało moje egzaminacyjne niepowodzenia? Gdzieś w głowie ułożyłam sobie taką listę, nieco zaskoczona, że nie ma na niej żadnych pozycji powszechnie znanych i cenionych. Są moje, takie bardzo moje. Za jedną z takich książek ważnych uznałam "Muzykę plaży" Pata Conroya. Po pierwsze dlatego, że to była jedna z pierwszych książek podarowanych przez L - jest jeszcze dedykacja, data, które sprawiają że bardzo uśmiecham się do wspomnień. Pamiętam, jak ją czytałam, jak zapadałam w sen zmęczona wysoką gorączką. To właśnie wtedy poczułam, jak piękne i okrutne musi być amerykańskie Południe, jak  niezwykłą jest krainą, to wtedy - po opisach Campo di Fiori - zapragnęłam zobaczyć Rzym. Zerknęłam na opinie w sieci. Są tak bardzo rozbieżne z tym, co ja zapamiętałam z lektury. Ale czytałam ją szesnaście lat temu, szmat czasu, inny świat, inne życie, inna ja.
Sięgnąłem na półkę, wyciągnęłam nieco zmaltretowany egzemplarz, bardzo dawno nie czytałam książki z półki z moimi starociami. Przejrzałam pożółkłe strony. I znów przed oczami stanął mi obraz czarnowłosej, pięknej Shyli skaczącej z mostu... I znów ta magia, która sprawia, że poczułam się jak w domu.

3 komentarze:

  1. Niezmiennie robi na mnie wrażenie Twoja pamięć do książkowych postaci i ich losów. Pamiętam jak trzymałam w rękach Twój egzemplarz, gdy jechałam pociągiem do lub z P., wagon był bezprzedziałowy, jechali też Niemcy, a ja czytałam m.in. fragment o obozie koncentracyjnym... Z "Na wpół uśpieni..." pamiętam Timbuktu i efekt szparagów.

    Mnie zawsze, gdy myślę o książkach, które zrobiły na mnie wrażenie pierwsza przychodzi do głowy "Nieznośna lekkość bytu", którą czytałam jako 23-latka. Bolałam mnie tak, jakbym się bawiła kawałkami szkła. Przeczytana po dekadzie już nie zrobiła takiego wrażenia, co jest dowodem dla mnie na temperowanie, ścieranie wrażliwości, co bardziej optymistycznie określiłabym dojrzewaniem. Choć nadal wstrząsają mną książki typu "Grandhotel" Rudis`a. Ale czy one zmieniły jakimś stopniu moje życie, poza pokazaniem świata ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ech, no i właśnie dlatego trochę boję się tego spotkania po latach:) wciąż mam w pamięci, jak w pył rozbiło się moje postrzeganie "Łuku triumfalnego" Remarque'a. z najcudowniejszej, dramatycznej książki o miłości wyszła jakaś kiczowata ramota. ale kiedy miałam 25 lat to ach! jak płakałam nad nią, jak szarpała mną!
      podobnie miałam z "Magiem". czytna w wieku 20 lat wydawała mi się mroczna, tajemnicza, zagmatwana. przeczyta 10 lat później bardziej mnie śmieszyła, bohater denerwował a kluczowej postaci kobiecej w ogóle nie pamiętałam:)

      na mojej liście ważnych jest też Kundera. ale z "Żartem". to taka okrutna historia. ale okrutna okrucieństwem nie jasnym i oczywistym, ale zagmatwanym, podstępnym i... chyba nieco nieświadomym. brrr.
      poza tym mam na liście książki Soni Raduńskiej. i "Dziewczynę z zapałkami" Anny Janko. i tomik wierszy Poświatowskiej. czyli nic z klasycznego kanonu typu "Sto lat samotności" czy "Mistrz i Małgorzata":)

      Usuń
  2. Bo wiadomo - lub nie :)) - że 2 ostatnie wymienione przez Ciebie plasują się w mojej TOP10 w pierwszej trójce :D

    OdpowiedzUsuń