Poszłam z G. do sali zabaw na urodziny kolegi z klasy. Plan był taki, że zostawiamy go i w tym czasie brykamy gdzieś na kawę do miasta. Ale rodzice bardzo zapraszali więc zostaliśmy na sali zabaw. Zjadłam dwa kawałki domowego ciasta i... totalnie zasłodziłam się. Ale urodziny przyjemne a najfajniejsze rozbijanie piniaty.
W domu ugotowałam zupę z fasolki szparagowej. I przypomniałam sobie, że są takie smaki wyniesione i zapamiętane z domu rodzinnego, że potrwa przyprawiona inaczej - nie smakuje. I bardzo, bardzo próbowałam tę lekką fasolkę doprawić inaczej a i tak ostatecznie zrobiłam na słodko-kwaśno czyli tak, jak robiła moja mama.
Wieczorem ogarnęłam dom. Cudownie było położyć się, poczuć zapach Yankee Candle z kominka przemieszany z zapachem płynu do drewna, na chwilę pogrążyć się w lekturze.
Tydzień temu kupiłam taki kominek i dopiero teraz w pełni doceniam te zapachy od Ciebie :* Przedtem stosowałam prowizoryczne rozwiązania, ale jednak ceramiczny kominek to jest to !
OdpowiedzUsuńAle odebrałaś finał fasolowy jako "porażkę" ?
Rozbijanie piniaty widziałam tylko na filmach i zwykle wydaje mi się to takie okrutne :) Pewnie na żywo to inaczej wygląda.
najbardziej lubię rozpalić kominek, wyjść na kilka minut z pomieszczenia i wrócić. zawsze, zawsze zaskakuje mnie jak pięknie pachnie!:)
Usuńnie, absolutnie nie. ucieszyło mnie, że TEN smak mam taki zapamiętany, taki domowy, taki nasz. i że taki najbardziej mi pasuje:)
tu była piniata w kształcie piłki więc ani grama okrucieństwa:)
Uff, bo już sobie wyobrażałam jakąś piniatową krowę lub konika :)
OdpowiedzUsuń