09/09 - do pracy jechałam na 11, a rano nastąpiła kumulacja: czasu, nastroju
i odpowiednich warunków pogodowych, żebym mogła posprzątać
na tarasie, oczyścić rośliny z uschniętych liści i kwiatów, wyrzucić dwa
niecierpki, którym deszczowe i chłodne dni mocno zaszkodziły, pozamiatać
i wypić kawę.
wow! zazdroszczę, że umiesz tak ogarnąć poranek i wykorzystać te godziny. pamiętam, kiedy pracowałam na popołudniowe godziny (od 14:30) to spałam do 11, zanim zebrałam się i jakoś zorganizowałam to już musiałam wychodzić:)
OdpowiedzUsuńTo chyba bardziej wynik braku przyzwyczajenia do jeżdżenia do pracy później. Gdyby to była norma, to na bank budziłabym się o 10.
OdpowiedzUsuń