Zrobiłam gołąbki, tym razem mniej tradycyjne bo do farszu dodałam kaszę bulgur. I zawinęłam w liście włoskiej kapusty. Upiekłam też tartę sernikową z brzoskwiniami. Ale nie wyszła jakaś rewelacyjna. Trochę żałuję bo z tego sera mogłam po prostu tradycyjny, puchaty sernik z pieczonymi śliwkami.
G. zgubił kolejny ząb. Wróżka Zębuszka była przygotowana i w nocy podrzuciła pod poduszkę warcaby/szachy. Więc przez cały dzień było granie. G. załapał natychmiast, jestem zaskoczona jak kombinuje, jak szuka strategii. I mam nadzieję, że kiedy L. będzie go uczył gry w szachy to i ja załapię tę wiedzę tajemną.
Położyłam się z książką na mojej balkonowej leżance, zawinęłam w koc. Taka desperacka próba łapania resztek umykającego lata. I znów kolejne strony "Muzyki plaży", a kiedy słońce zaczęło razić - ciąg dalszy "Wybawiciela" czytany przez Mariusza Bonaszewskiego. Wciąż czuję to ciepłe popołudnie, im bardziej pamiętam tym mocniej przeraża mnie perspektywa deszczu, zimna, jesieni i ciemności przez długie tygodnie.
To chyba była jakaś "gołąbkowa niedziela". L. mówiła, że też ugotowała cały gar. I jak z bulgurrem ?
OdpowiedzUsuńDla mnie szachy to też wiedza tajemna, ale byłam i jestem za mało zdeterminowana, żeby ją ogarnąć. Powodzenia :)
Ech, w tym deszczy i zimnie trzeba będzie sobie znaleźć coś do lubienia, bo na dziś mnie też to przeraża i przygniata.
bulgur trochę ginie. jednak wolę z wyrazistym pęczakiem.
OdpowiedzUsuńszachy i poker - nic z tego nie kumam. a co chwilę w jakiejś książce trafiam na akcję, w której szachowe tematy i pokerowe rozdania grają istotną rolę.