06/09 - sytuacja zmusiła mnie do tego, żeby iść na wywiadówkę
do syna nr2. Splot banalnych okoliczności sprawił, że w szkole
spotkałam dawno nie widzianą koleżankę z podstawówki,
której córka uczy się w równoległej klasie. Po spotkaniu z wychowawcami
w salach, trzeba było przejść na salę gimnastyczną, gdzie pani dyrektor
omawiała zasady przeprowadzania matur. W efekcie mojej obecności
jestem w komitecie organizującym studniówkę, a jak się okazało
jest w nim także ta koleżanka oraz szefowa z br1 :)
Przy mojej permanentnej pasywności w zakresie angażowania się
w sprawy szkolne, całe to popołudnie wydaje mi się jakieś nierealne
ale też... przyjemne.
no ja myślę, że to ostatni dzwonek aby zaangażować się w życie szkoły! i coś czuję, że na maturach to będziesz kanapki przygotowywać (jeśli jest jeszcze taki zwyczaj bo może zastawiono mamine kanapki cateringiem?). i wierzę, że będzie to fajna przygoda:)
OdpowiedzUsuńJuż z takimi oporami szłam do tej szkoły, że chyba porównywalne było jedynie pójście do szpitala... Średnio się w tej przygodzie widzę, ale faktycznie jest też w tym coś, co mnie pociąga... tylko jeszcze nie wiem co.
OdpowiedzUsuń