niedziela, 6 listopada 2016

311.2016

06/11 - no to tak, literatura skompletowana, gorzej z moją koordynacją :)
           Raczej nie zdecyduję się na fazę uderzeniową, a skupię na maksymalnym
           ograniczeniu słodyczy i względnym węglowodanów, przez co rozumiem
           białą mąkę, ryż, kasze, makarony i ziemniaki. Jak wyjdzie, życie pokaże.
         
           Pojechałam dziś do galerii do I., kupiłam kartkę na 30-te urodziny K.,
           wróciłam do domu przy dźwiękach Sjesty Marcina Kydryńskiego.
           Dzwonił tata, coraz większy z nim cyrk, by nie rzec dramat, więc szczęściem
           napawa mnie fakt bycia samej we własnym ciepłym i spokojnym domu,
           z którego wyprowadziły się tendencje do kłótni z kimkolwiek, za to funkcje
           terapeutyczne przez mruczenie objęły wszystkie trzy koty.
         


4 komentarze:

  1. temat odchudzania wydaje mi się coraz bardziej beznadziejny. nie wiem, nie mam już pomysłu na swoje schudnięcie. u mnie to dodatkowo komplikuje fakt, że muszę gotować dla całej rodziny. z czego 1/3 tej rodziny jest bardzo wybredna i to akurat ta część która powinna jeść jak najbardziej zdrowo i różnorodnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja też z niewielkimi nadziejami i chęciami podchodzę do tego odchudzania. W zasadzie, to wygrywa rozsądek, żeby w ogóle się tym zajmować. Więc raczej na smutno niż entuzjastycznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja sobie postanowiłam, ze po rogalach aż do świąt daje sobie spokój ze słodyczami. przed Wielkanocą w miarę bezproblemowo dałam radę. ale sama czuję, że w temacie żarcia (bo przecież nie żywienia) to mam w głowie niezły bajzel.

    OdpowiedzUsuń
  4. NO to mam w głowie to samo ! :D

    OdpowiedzUsuń