Zostałam w domu, w spokoju ogarnęłam wywar na świąteczny barszcz, sałatkę, lukrowanie sernika i prasowanie stroju anioła. I swój makijaż, który zrobiłam bardzo starannie i - ach ta skromność! - wyszedł piękny, lekki i licu przydał świeżości i blasku;)
Dziecko w roli archanioła było piękne! Takie delikatne w tej bieli, takie wciąż jeszcze niewinne. Mówił do mikrofonu głośno i wyraźnie, bardzo byłam dumna i spokojna. Jedyny mankament to moje buty na wysokim obcasie - moje stopy bardzo się buntują więc chyba czas definitywnie pożegnać się z obcasami, bo w imię czego mam się tak męczyć?
Po spotkaniu pojechaliśmy na Stary Rynek (tak naprawdę zobaczyć, jak w ciemności świeci kaseton, który zrobiliśmy) - było mroźno więc kubek grzanego wina smakował cudownie.
Makijaże robisz sobie perfekcyjne i to co mnie ujmuje, że to nadal Twoja twarz a nie namalowana :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jakieś zdjęcia z G. w roli Archanioła zostały wykonane ?
Uspokaja mnie bardzo i tak łagodzi gdy czytam o Twoich przygotowaniach świątecznych, a klimacie w domu. Wyobrażam sobie Was na Rynku... :*