środa, 21 grudnia 2016

355.2016

20/12 - kiedy zamykam oczy i staram się wyłowić z tego dnia chwilę, w której
           byłam szczęśliwa lub coś koło tego, to przychodzą mi do głowy dwa momenty.
           Jeden, to gdy K. wpadła na chwilę do biura a ja z samochodu wzięłam Juniora
           i jakiś czas trzymałam go w ramionach. Bezbronność i kruchość takiego malucha
           trafia do mnie z wyjątkową mocą.
           A drugi, to gdy syn nr2 zadzwonił, czy mogę go odebrać z miasta, bo taki jest
          zmęczony :) Prośby tego typu są tak sporadyczne, że poczułam się jak matka-kwoka,
          i to było miłe.
         

2 komentarze:

  1. tak... do nas przyszedł pracownik z synkiem urodzonym w kwietniu. tak jak G. patrzę na niego i przypominam sobie ten czas siedem lat temu, kiedy moje dziecko jeszcze nie chodziło, nie mówiło. takie to było pocieszne. jest nadal, ale... ta mała bezbronność, ta ufność...

    OdpowiedzUsuń
  2. jest nadal, ale inaczej :) teraz ma już własne zdanie itd. :) a takie małe łapki, nóżki i brak protestu bardzo rozczulają :)

    OdpowiedzUsuń