Dzień zaczął się bardzo niefortunnie - na porannym spacerze, w bardzo gęstej mgle zgubiłam Zaspę. Gdzieś była, bo ona raczej nie ucieka ale miałam wrażenie, ze zatapiam się w tej mgle a psa jak nie widzę, tak nie widzę. W końcu przyszedł sąsiad z odsieczą i krzyknął, że jest, że bawi się z jego psem. Pozostało tylko zlokalizować, skąd dochodzi głos. Kiedy dobiegłam do nich to widziałam sąsiada, widziałam jego czarnego sznaucera, a mojej białej Zaspy - nie. Ale jednak była. Taki kamuflaż.
O ósmej rano pojechaliśmy na zakupy. G jeszcze spał więc była szansa, że zrobimy je szybko i bez całego "a kupisz mi?", "chciałbym to!", i tym podobnych. Po drodze patrzyłam na oszronione drzewa, na ten piękny krajobraz, który - jak ktoś ładnie napisał - wyglądał jak po wydechu miętowego dropsa:)
W domu upiekłam pierniki i kruche ciastka. Mnóstwo pierników. Dekorowanie i lukrowanie zostawiłam na niedzielę.
Imię zobowiązuje :) ale, że aż taka gęsta mgła była... brrr... nie znoszę !
OdpowiedzUsuńTak się napracujesz przed świętami, że gdy już nadejdą, to chyba pozostali domownicy będą CIę obchodzić i składać hołdy uznania :)
obawiam się, ze pozostałym domownikom i gościom jest wszystko jedno. mama moja mówi "oj, no pierogi mogłaś kupić, barszcz dać z kartonu". chyba tylko ja mam taką wizję, ze chcę po mojemu, po domowemu.
UsuńTwoja mama to jest szokującą ignorantką :) Nie wiem, czy Ty masz w ogóle jakieś cechy odziedziczone po nie ? :)
OdpowiedzUsuńw kwestii jedzenia moja mama ma luz. wyjątkowy. naprawdę nie sprawia jej różnicy np. jakość produktów. coś jest smaczne albo nie. ja jednak do jedzenia mam zdecydowanie bardziej nabożny stosunek:)
UsuńI ja lubię ten nabożny stosunek, z którego wynika, że masło to masło, a mascarpone to nie to samo co serek homogenizowany.
Usuń