Dziecko poszło na lekcję muzealną do Muzeum Narodowego. Nawet nie pomyślałam, aby wyposażyć je w jakieś kieszonkowe, skoro miało bilet na przejazd, drugie śniadanie i sok. Więc dziecko przeszukało plecak, przeszukało portfelik i kieszenie. I kupiło mi w prezencie (za uzbierane) 1,50 pln pocztówkę. W domu wręczyło z przeprosinami, że chciało magnes na lodówkę ale nie wystarczyło.Ocena wzruszeń:)
A z kwestii przyziemnych to amaretti i cantuccini w ramach włoskiego tygodnia w Lidlu:)
Dla mnie też wzruszające. Nie umiem napisać nic, co nie byłoby banałem... dzieci mają w sobie taką czystą postać bezinteresownej miłości. I taką miłość wyzwalają :)
OdpowiedzUsuńAaaaa, ja też kupiłam cantuccini (z migdałami) i z synem nr2 oglądaliśmy "Proces" z Kyle`em MacLachlan`em. Ciastka zjedliśmy, w czasie filmu zasnęłam z myślą, że potrzebuję coraz mniej wymagających rozrywek, bo adaptacja Kafki mnie zmęczyła.