Sobota. Tradycyjnie już zakupy na targu (czyli po naszemu - na rynku). Znów wracam z koszem pełnym botwinki, bobu, malin, porzeczek... W domu szybko nakładam farbę na włosy. Po godzinie jestem miedziano-ruda. Spogląda w lustro, jednak uwielbiam ten jasny, złoty kolor. Na obiad przygotowuję zupę botwinkową z jogurtem greckim. I sernik na zimno na niedzielę. Dobrze mi, ach! jak dobrze mi:)
A po naszemu też jest rynek.
OdpowiedzUsuńMnie mama pytała z czym robię zupę pomidorową, zeby syn nr2 jadł, bo nie toleruje śmietany. No to właśnie sie zastanowiłam, ze chyba z 5 lat tradycyjnej zupy nie gotowałam, albo nie pamiętam.
Poproszę o dokumentację fotograficzną koloru włosów :)
och! zabielanej pomidorowej wieki nie jadłam! ja wprawdzie robię bardziej taki krem pomidorowy ale moja mama robi domową pomidorową i też nie zabiela. bo u nas w domu śmietana od zawsze była zakazana i tak się nauczyłam, że zup nie zabielam. ale kiedy jem gdzieś zabielaną śmietaną to się z zachwytu rozpływam, bo to taki aksamit smakowy:)
OdpowiedzUsuńAż mi się takiej mojej pomidorowej zachciało... Hmy... :D
OdpowiedzUsuń