czwartek, 14 lipca 2016

195/366

Czuję się jak wplątana w pajęczynę utkaną z deszczu i smutku. Świat jest przesycony wilgocią, rozmiękły i przyszarzały. A ja wespół z tym światem, w nastroju nie tyle nieprzysiadalnym, ile wypodszewkowanym łzami. I tyle mam w sobie łez, że wystarczy lekko dotknąć, nawet nie bardzo boleśnie, aby je wydobyć.
Więc wczoraj ze wzruszenia popłynęła łza przy tej piosence:


Słucham tych słów i czuję, jak wzbiera za mną ta dziwna, nieokreślona tęsknota za czymś niekoniecznie konkretnym, nazwanym. Tęsknota za tym, co się zdarzyło lub ledwie zdarzyć mogło. Chyba bardzo potrzebuję uciec od teraźniejszości, od wszystkiego co teraz i naprawdę mnie przytłacza. Nawet jeśli to umknięcie w nic.

1 komentarz:

  1. Parę lat temu oglądałam panoramę jeziora Garda. Włochy, koniec września, jakieś stare miasteczko z kamiennym punktem widokowym. I w tych pięknych okolicznościach przyrody myślałam, że umrę ze smutku, poczucia pustki i samotności. Tak mi się przypomniało.
    Może tak jest, że teraz nastał czas po burzy, stworzyła się przestrzeń żeby wylać trochę łez.

    OdpowiedzUsuń