23/07 - rano pojechałam po bułki, croissanty i brzoskwinie.
Długo dusiłam cebulę na maśle, żeby usmażyć z nią jajecznicę
z wiejskich jajek. Bardzo chciałam, żeby moi goście czuli się dobrze,
i żebym mogła choć odrobinę zrekompensować rezydowanie syna
nr1 u nich w mieszkaniu. Po śniadaniu, obejrzeniu zdjęć z ich podróży
do NY - i tak, pierwszy raz naprawdę przemknęła mi myśl, że chciałabym
zobaczyć to miasto - pojechaliśmy nad Narew na długi spacer wałem
wzdłuż rzeki. Wieczorem podjechaliśmy do Nikko Sushi, zjedliśmy zupę
won ton z pierożkami, smażone sushi - pomyślałam, że może eM. się skusi
w przyszłości, bo ryba jest mniej surowa :) - oraz smażone kulki lodowe.
Dla mnie te potrawy były idealne w smaku, czułam najprawdziwszą rozkosz
jakiej może dostarczyć jedzenie !
Wieczorem K. i W. odjechali... W domu zrobiło się cicho i jakoś smutno...
ja chyba jednak mam wewnętrzne postanowienie, iż umrę nie poznawszy smaku sushi. tego smażonego też. pozostanę wierną fanką sajgonek i pierożków też. o, pierożki tak!:)
OdpowiedzUsuń