wtorek, 26 lipca 2016

205.2016

23/07 - rano pojechałam po bułki, croissanty i brzoskwinie.
          Długo dusiłam cebulę na maśle, żeby usmażyć z nią jajecznicę
          z wiejskich jajek. Bardzo chciałam, żeby moi goście czuli się dobrze,
          i żebym mogła choć odrobinę zrekompensować rezydowanie syna
          nr1 u nich w mieszkaniu. Po śniadaniu, obejrzeniu zdjęć z ich podróży
          do NY - i tak, pierwszy raz naprawdę przemknęła mi myśl, że chciałabym
          zobaczyć to miasto - pojechaliśmy nad Narew na długi spacer wałem
          wzdłuż rzeki. Wieczorem podjechaliśmy do Nikko Sushi, zjedliśmy zupę
          won ton z pierożkami, smażone sushi - pomyślałam, że może eM. się skusi
          w przyszłości, bo ryba jest mniej surowa :) - oraz smażone kulki lodowe.
          Dla mnie te potrawy były idealne w smaku, czułam najprawdziwszą rozkosz
          jakiej może dostarczyć jedzenie !
          Wieczorem K. i W. odjechali... W domu zrobiło się cicho i jakoś smutno...

1 komentarz:

  1. ja chyba jednak mam wewnętrzne postanowienie, iż umrę nie poznawszy smaku sushi. tego smażonego też. pozostanę wierną fanką sajgonek i pierożków też. o, pierożki tak!:)

    OdpowiedzUsuń