Nie pamiętam, kiedy ostatnio równie mocno wiało i padało. Deszczówka po brzegi wypełniła całą konewkę pozostawioną na balkonie. Wieczorem wiatr wyrwał z korzeniami naszego przytarasowego sumaka octowca. Chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że tej jesieni nie będzie za oknem feerii barw, liści mieniących się złotem i czerwienią. Nie, jeszcze nie dotarło, że za oknem będzie pusto, że taras został pozbawiony cienia a koty ulubionej drabiny na piętro.
Jakiś plus? Chyba taki, że w tę pogodę nikt nie chodzi do warzywniaka. Więc o 17 kupiłam ogórki do kiszenia, wiśnie i czarne porzeczki. Dziś będzie więc maślany, kruchy placek. Plasterek na obolałe jestestwo.
Przez cały weekend wracał mi obraz Ciebie w warzywniaku :) To takie przyjemne móc sobie to wszystko wyobrazić... A sumaka bardzo mi żal.
OdpowiedzUsuńale miałaś obraz mnie w kaloszach i kurtce przeciwdeszczowej, z wiklinowym koszykiem pełnym darów lata?:)
OdpowiedzUsuńHmy :D aż tak detalicznie to nie :)) ale obraz drogi od Was do zieleniaka, te pełne półki, obstawioną wagę i skrzynie na podłodze. Przynajmniej tak to zapamiętałam.
OdpowiedzUsuń