21/07 - zamiast tortu z truskawkami zrobiłam tartę z malinami, upiekłam
kugiel i wstawiłam kapustę do kiszenia. Ale nie to było najszczęśliwsze :)
Zresztą, to co uznaję za chwilę dnia ma dość niejednoznaczny wydźwięk.
Ostatnio kilkakrotnie kupowałam chleb w markecie, na stoisku z obsługą.
Już parę razy jedna z ekspedientek była... hmy... trudno powiedzieć,
że niemiła. Po prostu nie odpowiadała na słowa: dzień dobry, dziękuję,
do widzenia. I poczułam, że muszę, po prostu muszę umocnić ją w tej
kwaśnej minie księżniczki, która w magiczny sposób wylądowała za ladą.
Za chleb wart 1,59 zapłaciłam nominałami 1, 2 i 5 groszowymi.
I nawet nie powiedziałam: do widzenia !
a jaką tartę? tę czekoladową?
OdpowiedzUsuństrasznie zazdroszczę tym, którym dane będzie delektować się tą tartą i kuglem:)
a ja po wczorajszej wizycie u lekarza zastanawiam się, dlaczego ktoś, kto w oczywisty sposób nie lubi ludzi decyduje się a trudne studia, ogrom nauki i wybiera zawód, w którym z rzeszą ludzi ma kontakt każdego dnia?
Tak, ten przepis od Ciebie :) wstawię zaraz zdjęcie. Kugiel wygląda za to w ogóle nie reprezentacyjnie :)) ale nieźle smakuje ! Przejedziecie może schyłkiem lata, wczesną-późną-jakąkolwiek jesienią ? Zapraszam !!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńW pracy mówiłam o swojej groszowej akcji. Odpowiedziała podobnie, bez nonszalancji, że jak ktoś nie lubi pracować z ludźmi, to powinien sobie poszukać innej pracy. Bo to i jakiś rodzaj nieszczęścia mordować się w robocie w taki widoczny sposób.
a to rozumiem, że nadal czeka na degustację?:)
OdpowiedzUsuńo ile praca w sklepie nie zawsze jest skutkiem konsekwentnie realizowanej drogi życiowej, czasem po prostu jest posadą łapaną z przypadku, o tyle zawód lekarza wybiera się chyba świadomie i właściwie z założenia dożywotnio.
Tak, czeka :) wczoraj nie kroiłam, bo bałam się, że może nie ścięło się dokładnie.
OdpowiedzUsuńHmy... nie wiem, z tą medycyną, może taka tradycja rodzinna, lub zawód prestiżowy i nie wszystkie przeciw pani dr wzięła pod uwagę. Może z samymi studiami wszystko świetnie, gdyby nie ci pacjenci później :)
A z pracą w sklepie... Mam jakieś oczekiwanie społeczne, wydaje sie, że minimalne, żeby pani ekspedientka słyszała, umiała liczyć i była uprzejma. Drażnią mnie te "ofiary losu" rzucone na kasę za karę. Nooo, zresztą klientka w kolejce za mna okazała zrozumienie i współczucie dla księżniczki za ladą. Wzdychała równie ciężko.
Pisząc "ofiary losu" mam na myśli ten męczenniczy rys wymalowany na twarzy. Oczywiście, generalizuje, ale jakiś tak wpływ na własne życie mamy. A tu widzę takie rozsmakowanie się w tym żalu, czerpanie korzyści, że taka pani biedna, bo bilon musi policzyć. Ojejku je. A dodam, że pracowałam w sklepie 2 lata, więc to nie jest najgorszy z możliwych "upadek".
OdpowiedzUsuńprzecież to zależy od nastawienia. u nas są dwie młode sprzedawczynie, bardzo lubię kiedy one obsługują bo i uśmiechną się, i zażartują, i zagają sympatycznie. i nawet nie chodzi, żeby wiecznie tryskać humorem. wystarczy uśmiechnąć się, nieznacznie:)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
OdpowiedzUsuń