piątek, 22 lipca 2016

203.2016

21/07 - zamiast tortu z truskawkami zrobiłam tartę z malinami, upiekłam
          kugiel i wstawiłam kapustę do kiszenia. Ale nie to było najszczęśliwsze :)
          Zresztą, to co uznaję za chwilę dnia ma dość niejednoznaczny wydźwięk.
          Ostatnio kilkakrotnie kupowałam chleb w markecie, na stoisku z obsługą.
          Już parę razy jedna z ekspedientek była... hmy... trudno powiedzieć,
          że niemiła. Po prostu nie odpowiadała na słowa: dzień dobry, dziękuję,
          do widzenia. I poczułam, że muszę, po prostu muszę umocnić ją w tej
          kwaśnej minie księżniczki, która w magiczny sposób wylądowała za ladą.
          Za chleb wart 1,59 zapłaciłam nominałami 1, 2 i 5 groszowymi.
          I nawet nie powiedziałam: do widzenia !


7 komentarzy:

  1. a jaką tartę? tę czekoladową?
    strasznie zazdroszczę tym, którym dane będzie delektować się tą tartą i kuglem:)

    a ja po wczorajszej wizycie u lekarza zastanawiam się, dlaczego ktoś, kto w oczywisty sposób nie lubi ludzi decyduje się a trudne studia, ogrom nauki i wybiera zawód, w którym z rzeszą ludzi ma kontakt każdego dnia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ten przepis od Ciebie :) wstawię zaraz zdjęcie. Kugiel wygląda za to w ogóle nie reprezentacyjnie :)) ale nieźle smakuje ! Przejedziecie może schyłkiem lata, wczesną-późną-jakąkolwiek jesienią ? Zapraszam !!!!!!!!!!!

    W pracy mówiłam o swojej groszowej akcji. Odpowiedziała podobnie, bez nonszalancji, że jak ktoś nie lubi pracować z ludźmi, to powinien sobie poszukać innej pracy. Bo to i jakiś rodzaj nieszczęścia mordować się w robocie w taki widoczny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  3. a to rozumiem, że nadal czeka na degustację?:)

    o ile praca w sklepie nie zawsze jest skutkiem konsekwentnie realizowanej drogi życiowej, czasem po prostu jest posadą łapaną z przypadku, o tyle zawód lekarza wybiera się chyba świadomie i właściwie z założenia dożywotnio.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, czeka :) wczoraj nie kroiłam, bo bałam się, że może nie ścięło się dokładnie.
    Hmy... nie wiem, z tą medycyną, może taka tradycja rodzinna, lub zawód prestiżowy i nie wszystkie przeciw pani dr wzięła pod uwagę. Może z samymi studiami wszystko świetnie, gdyby nie ci pacjenci później :)
    A z pracą w sklepie... Mam jakieś oczekiwanie społeczne, wydaje sie, że minimalne, żeby pani ekspedientka słyszała, umiała liczyć i była uprzejma. Drażnią mnie te "ofiary losu" rzucone na kasę za karę. Nooo, zresztą klientka w kolejce za mna okazała zrozumienie i współczucie dla księżniczki za ladą. Wzdychała równie ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisząc "ofiary losu" mam na myśli ten męczenniczy rys wymalowany na twarzy. Oczywiście, generalizuje, ale jakiś tak wpływ na własne życie mamy. A tu widzę takie rozsmakowanie się w tym żalu, czerpanie korzyści, że taka pani biedna, bo bilon musi policzyć. Ojejku je. A dodam, że pracowałam w sklepie 2 lata, więc to nie jest najgorszy z możliwych "upadek".

    OdpowiedzUsuń
  6. przecież to zależy od nastawienia. u nas są dwie młode sprzedawczynie, bardzo lubię kiedy one obsługują bo i uśmiechną się, i zażartują, i zagają sympatycznie. i nawet nie chodzi, żeby wiecznie tryskać humorem. wystarczy uśmiechnąć się, nieznacznie:)

    OdpowiedzUsuń