środa, 4 maja 2016

120/366

Pisałam już, że uwielbiam te domowe dni? Nawet te wypełnione praniem, sprzątaniem i pieczeniem. Bez pośpiechu rozprawiłam się z obowiązkami, wygrzałam się na tarasie, odebrałam G. ze szkoły i spakowałam walizki na wyjazd. I upiekłam drożdżowy placek. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności spróbowania jeszcze ciepłego, pachnącego masłem i rabarbarem:)
I pomimo, że wieczorem naprawdę czułam fizyczne zmęczenie to... jakoś odpoczęłam.

2 komentarze:

  1. Też zaczęłam takie dni lubić :) Może to z wiekiem przychodzi ? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewne też. Ale u mnie każdy dzień wolności od pracy, której ne lubię, jest na wagę zachwytu. A już na pewno po tak koszmarnym tygodniu, jak ten poprzedni.

    OdpowiedzUsuń