środa, 4 maja 2016

124/366

Dzień wyjazdu. Dla mnie zawsze smutny. Więc... przekornie postanowiliśmy go "odsmucić". Najpierw długi spacer do 16 południka, powrót brzegiem morza. Wyjazd do Gąsek i spacer po mojej najbardziej ulubionej z nadbałtyckich plaż. I chociaż nie miało być smutno, to... ta słoneczna, bezwietrzna aura, puste plaże, miękkie majowe światło sprawiły, że miałam łzy w oczach. Być może nad morze wrócimy jeszcze w tym roku, ale z pewnością nie będzie już tej pustki i ciszy, którą tak bardzo lubię, która pozwala doskonale wsłuchać się w siebie.





I powrót do domu...
Zachwycają mnie majowe krajobrazy: te żółte pola kwitnącego rzepaku,  delikatnie zielone pierwsze listki brzóz. Słuchaliśmy Trójkowego Topu Wszech Czasów śpiewając głośno i dużo, bo właściwie tam takie piosenki, których nawet jeśli nie lubię to i tak znam słowa. Aż żałowałam, że podróż skończyła się w okolicach dziewiątego miejsca;)  




2 komentarze:

  1. Wreszcie widać i czuć wiosnę ! Wczoraj widziałam pąki bzów.
    Dzielna jesteś, że zorganizowałaś spacer przed :) ja w takie dni jestem nieprzytomna i chyba nie umiem sie cieszyc takim czasem :/

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie ja zazwyczaj też mam plan - spakować się i jak najszybciej do domu. A tu czułam potrzebę długiego, ciepłego i czułego pożegnania.
    (a i zauważyłam, że kiedy wymęczymy Zaspę spacerem to ona znacznie lepiej znosi podróż, po prostu zwija się i śpi. więc zafundowaliśmy jej sześć kilometrów na nogach:)))

    OdpowiedzUsuń