środa, 11 maja 2016

130/366

Nie było konwalii, nie było Milki. I chyba zabrakło trochę magii. Jednak są takie wiadomości, które zwalają z nóg i gwarantują nieprzytomność umysły i niezborność emocjonalną. 
A kiedy wróciłam do domu wyciągnęłam bujany fotel na trawnik. Ustawiłam w cieniu, zwinęłam się i włączyłam audiobooka. Wiał lekki wiatr, który strącał kwiatowe płatki z drzew. Obok spała Zaspa, pachniało suszące się pranie. I w tej domowej, ciepłej, słonecznej chwili była magia. Spokój, spokój, spokój... to chyba mój narkotyk. Czy to nie zaskakujące?

3 komentarze:

  1. Ale były prawdzie emocje.
    Tak myślę, że obie te sytuacje tworzą całość. Najpierw miałam wrażenie, że w tym domowym zaciszu jest mnóstwo światła. Że to sedno, to mam pewność (obserwatora). Jednak pełnię tworzy całokształt.

    OdpowiedzUsuń
  2. jakoś... umykam od myślenie o tym dniu. i wiesz... kiedy wczoraj pisałam notkę, to właściwie poza tym bujaniem na fotelu nie pamiętałam reszty! myślę, że coś mignęło i - zadziwiające - nie analizuję tego, nie przywiązują wielkiej wagi. ale niewykluczone, że to uniki aby nie poczuć rozczarowania. a to już trochę smutne:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, tak myślę o swoim pobycie w szpitalu, przeżywam jeszcze różne sytuacje, te najbardziej emocjonalne, toczę wewnętrzne rozmowy, z których tym razem wychodzę z tarczą, i od nowa... Ale też próbuję to puścić, uznać, że tak jak było, było najlepiej...Czy myślisz, że to (ewentualne) rozczarowanie można wepchnąć do małej, ślicznej torebeczki i kopnąć je z całej siły lub podpiąć do balona wypełnionego helem i puścić w siną dal ?

    OdpowiedzUsuń