10/05 - za przychylność losu uznaję fakt, że byłam w sali sama.
Jeśli o organizacji oddziału świadczyłaby praca wyłącznie
pielęgniarek, położnych i salowych, to mogłabym lokalny
szpital polecać w ciemno. Sprawności i życzliwości, z jaką pracują te kobiety,
nadęci lekarze powinni się uczyć. Na teraz to wzruszające,
w czasie rzeczywistym uspokajające, gdy uprzedzały co się będzie działo,
rzeczowo wyjaśniały, odpowiadały spokojnie na pytania.
Na sali operacyjnej były same kobiety, pomocą anestezjolog okazała się
moja szkolna koleżanka, której nie widziałam ze 20 lat i nie poznałam jej,
i choć nigdy nie byłyśmy zaprzyjaźnione była bardzo serdeczna.
W ogóle ten dzień odczuwam jako zetknięcie z ogromną siłą i potencjałem
kobiet.
i czy to nie jest dziwne? może jednak kobiety są bardziej empatyczne? a może bardziej bystre i wiedzą, ze pacjent, który ufa, któremu umożliwi się współpracę jest "łatwiejszy" w obsłudze? no i wobec tego jakże śmiesznym jest to od lat pokutujące przekonanie, że kobiety w specjalizacji ginekologa są oschłe, mało delikatne i mało wyrozumiałe? i to zarzekanie "kobieta ginekolog? w życiu nie pójdę!". ja mam absolutnie odmienne doświadczenia i jeszcze nie spotkałam kobiety ginekologa, do której z pewnością bym nie wróciła, bo kontakt z nią był traumatyczny.
OdpowiedzUsuńRóżne są :) chyba bardziej decydują cechy osobowe. Na koniec badała mnie lekarka, do której chodziłam 4 lata temu, ale że byłam zaledwie 2x, na pewno mnie nie poznała. A jej sympatyczne zachowanie w prywatnym gabinecie ma się nijak do tej burkliwości i pokrzykiwania w szpitalu.
OdpowiedzUsuń