wtorek, 2 lutego 2016

31/366

Rano za oknem śnieg. Białe pola, dachy domów, wierzchołki drzew. Jechaliśmy w górę ośnieżoną drogą, zatrzymaliśmy się na jednej z polan, żeby rzucić okiem na Kotlinę. Miałam łzy w oczach, wzrusza mnie to piękno natury, do którego człowiek nie musiał przykładać ręki, fakt że tak było, jest o będzie. Że kilka godzin nocnych opadów potrafi tak bardzo odmienić krajobraz.
No i wyruszyliśmy w drogę do domu.

4 komentarze:

  1. Brakuje mi bardzo śniegu. Łatwiejszy do przetrwania byłby styczeń, gdyby zaległ biały puch. Teraz już czuć taką wiosnę w powietrzu, że opady wydają się niestosowne :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też brakuje. I boję się trochę, że jak się tak wewnętrznie nastroję na wiosnę, to akurat spadnie. Jak na Wielkanoc chyba rok lub dwa temu - zdjęcia ze święconki mamy na tle ośnieżonego krzaka!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzy lata temu, albowiem wówczas był epizod pt. filharmoniarz :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzy lata? TRZY? Filharmoniarz był trzy lata temu? Niemożliwe! Nie... naprawdę?

    OdpowiedzUsuń