poniedziałek, 22 lutego 2016

52/366

Rano trochę zaspałam, a w planach miałam upiec owsiane batony i pójść do pracy. Szybko więc zrobiłam śniadaniowe smoothie, wstawiłam batony i poszłam pod prysznic (miały się piec 25 minut). Wyszłam spod prysznica i poczułam, że moje batony chyba się przypalają. Zdziwiłam się, bo minęło ledwie 15 minut. Wyciągnęłam z piekarnika blachę ze zwęgloną zawartością. I uznałam, że to znak od losu, oczywisty znak że los mi sprzyja, sprzyja mojemu postawieniu i nie pozwoli, abym jadła słodycze nawet jeśli one dietetyczne, healthy i fit! 
Po przyjściu z pracy zmobilizowałam się i ugotowałam zupę na kolację, zrobiłam sałatkę do pracy, upiekłam chlebki rozmarynowe (dodałam też kminek i czarnuszkę) i zrobiłam hummus (wyszedł bardzo taki sobie więc będę jadła oszczędnie). O!

PS. po nocy w lodówce okazało się, że mój pierwszy hummus wcale nie wyszedł taki sobie. wyszedł niesamowity! ale twardo obstaję przy tym, że będę jadła oszczędnie;)

3 komentarze:

  1. Bo może i faktycznie znak ? Na mnie, gdy tak biorę rzeczywistość jeden do jednego czasem paczą jak na wariata...
    Oj, to życzę CI humusowej żelaznej woli :))

    OdpowiedzUsuń
  2. jak to "jak na wariata"? mało dzieje się takich rzeczy, które każą zatrzymać się, zastanowić, przemyśleć? akurat to było moje gapiostwo (pomyliłam temperaturę pieczenie z dwóch różnych przepisów) ale dzięki temu NIE ZJADAŁ czegoś, co miało być namiastką słodyczy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, właśnie to :) że racjonalizujemy sytuacje, np pomyliłaś temperaturę pieczenia, a może na innym poziomie wykonałaś to celowo ? :)

    OdpowiedzUsuń