środa, 24 lutego 2016

55/366

Dzień w domu. Uwielbiam, nawet jeśli w weekend muszę nadrabiać zaległości.
Przygotowałam poranne smoothie, tartę z pieczona papryka i serem feta, chlebki do hummusu, ziarenkowe kule dla ptaków. I jeszcze umówiłam się na jutro do fryzjera z nadzieja na nowy ład moich włosów. 
Ach! I weszłam na wagę. Moze spadek wagi nie jest spektakularny ale jest. Dla mnie to wielka satysfakcja, ze od trzech tygodni sama panuje nad tym co jem, co wybieram, z czego rezygnuje. I to wychodzi.

2 komentarze:

  1. Zazdroszczę spokojnego tempa, bo sama się czuję jak tratwa w czasie sztormu... I zobacz, że można tak samemu ułożyć jedzenie i nie tyć :) Dla mnie na dziś trudne do osiągnięcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. mam wrażenie, że nastąpił jakiś przełom. nie wiem, jak. nie wiem, dlaczego. po prostu tak postanowiłam i tego się trzymam. niby dotychczas też coś tam postanawiałam, ale... jakoś nie udawało się. nie mam pojęcia, na czym tym razem polega różnica:)

    OdpowiedzUsuń