wtorek, 15 marca 2016

74/366

Okazało się, ze nieczynność mojej ręki bardzo przekłada się na moja dietę. Bo jednak do zup, sałatek, tych wszystkich jarzynowo - strączkowych dań potrzebne są dwie sprawne ręce. Wczoraj mama zrobiła mi obiad. Dziś tez. Ale kategorycznie odmawia gotowania "po mojemu" twierdząc, ze ja dziwnie gotuje i ona tak nie umie. No ok, nic nie zrobię. Ale mam wizję, że zaraz znów będę się kulać, Rozżalona zjadłam smażone klopsy i poszłam spać. A kiedy wstałam to do pierwszej w nocy oglądałam "Raya Donovana" (skończyłam, ta seria to petarda) i "The Affair" (chociaż boli).  

9 komentarzy:

  1. Ej no :) ale szczęściem jest, że mama w ogóle ugotowała ? :)
    Wiem, że to co napiszę jest poniżej pasa... ale mój tata miał kupić ryż w torebkach, a kupił torebkę ryżu (1 kg) i pyta mnie jak się ryż gotuje... a ja pamiętam czasy, gdy mi objaśniał jak należy ryż ugotować, bo go nauczył pewnie Wietnamczyk pod koniec lat 50 ubiegłego wieku. On tego nie pamięta.

    OdpowiedzUsuń
  2. miałam zamrożone klopsy rybne. wystarczyło je podgrzać w piekarniku, na papierze. mama uznała, ze nie będą tak dobre. poprosiłam, żeby jednak podgrzać je w piekarniku. to wzięła naczynie żaroodporne, wylała olej i wstawiła do piekarnika czekając aż się podgrzeje. oczywista, że olej w piekarniku nie rozgrzeje sie tak, aby skwierczeć. wiec przyszłam, zlałam ten olej z klopsami i podsmażyłam na patelni, wkurzona bo chciałam mieć cieple, bluszczowe klopsy. a mam podsmażone i pływające w tłuszczu. to naprawde nie wymagało zachodu i swobody poruszania w klimatach kuchni fusion:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eee, jak tak, to fakt, masz rację :)
    A z czego są bluszczowe klopsy ?

    OdpowiedzUsuń
  4. beztłuszczowe miało byc!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja wiem z czego to wynika. w kuchni kiedy mama robi coś dla mnie to automatycznie wyłącza myślenie z założenia, ze to jest "dziwne gotowanie" i działa chyba na jakimś autopilocie. wczoraj było podobnie - robiła mi gotowane klopsy. dzwoni i pyta jak je ugotować? to mowie, ze ja gotuje po prostu w wodzie. i później robię sos pomidorowy, osobno. ale mama robi na wywarze, bo na wodzie będą bez smaku. i ugotowała na kostce rosołowej. grzybowej. no:)
    to sa drobiazgi, serio. ale czy tak ciężko trzymać się przepisu? mama przepisy ignoruje. jak ma np. w przepisie "biały ser" na sernik na zimno to... kupuje grani, taki w wiaderku z Piatnicy. i robi ten sernik, mimo ze uprzedzam, ze nie wyjdzie na takim serze. on ma grudy jak smok, mama mówi że nie wyszedł no ale przecież da się zjeść. no da się, ale sorry:) i jak mowie mamie, ze ma sie trzymać przepisu to twierdzi, ze ma zle przepisy:)
    moja mama w kuchni to jest naprawdę historia z podwójnym dnem. i jeszcze przypalonym;)

    OdpowiedzUsuń
  6. A swoją drogą duże zaangażowanie wykazuje Twoja mama, taki upór w robieniu po swojemu ;) brew Twoim prośbom, mocno w kontraście do rzeczy, które robi dla siebie (zakładam, że sobie robiła sernik z grani ?)

    OdpowiedzUsuń
  7. a żeby było śmieszniej mama potrafi naprawdę gotować pyszne potrawy. wspaniały krupnik, pyszne zupy, klopsy bardzo smaczne. ale nie ma siły, która mamie wyjaśni, że sól w kuchni jest naprawdę niezbędna, żeby wydobyć smak a zmniejszenie porcji cukru w wypieku o połowę powoduje, że ciasto ma dziwną konsystencję i jest mdłe.

    OdpowiedzUsuń
  8. ach, no z serem grani to była klasyczna poznańska oszczędność. mama kupiła biały ser w wiaderku. akurat grani. jak powiedziałam, że się nie nadaje na sernik, że nie ma takiej siły aby wyszedł gładki i smaczny, i że ma kupić nowy ser to uznała, że co zrobi z tym, że się zmarnuje (no fakt, ja też nie mam pomysłu jak zagospodarować kilogram sera grani z Piątnicy, który jest SŁONY!). no to zrobiła sernik. dla mnie niejadalny. dla mamy - da się zjeść. no nie zawsze da się.
    tak, mama jest uparta i zawsze przekonana o swojej racji. i nie przyznaje się, że taka jest. a jest:) i ja też tak mam, że pasjami lubię mieć rację, lubię po swojemu, i trudno mi przyznać komuś rację. ale są dziedziny, w których naprawdę nie będę uznawać bardziej światłej niż jestem. a mama wie i koniec.
    przykład? kiedyś (jakieś sto lat temu!) nie było obowiązku zapinania pasów na tylnym siedzeniu. i mama ich nie zapina tłumacząc, że nie trzeba. ja pytam, czy wie że kodeks się zmienia i czytała ten najnowszy?:) pomijam już racjonalne względy, że w przypadku gwałtownego hamowania uderzy głową w zagłówek i będzie bolało.
    no taki jest uparciuch.

    OdpowiedzUsuń