wtorek, 29 marca 2016

88/366

Wielkanocny poniedziałek postanowiliśmy spędzić na totalnym luzie. Obejrzeliśmy w tv "Nie lubię poniedziałków" a później "Nie ma róży bez ognia". Wskoczyliśmy w sportowe ubrania i poszliśmy na spacer. Bardzo wyróżnialiśmy się niezobowiązującym strojem od tych, którzy kilometry wokół szacht przemierzali pod krawatem i na szpilkach. Było pięknie, ciepło, słonecznie i wietrznie. Tak, jak lubię. W domu zjedliśmy paschę (w niedzielę nikt nie miał siły, aby chociaż spróbować), wypiliśmy cydr i zaplanowaliśmy (na długi weekend majowy) produkcję mebli ogrodowych z palet. No zobaczymy;)

3 komentarze:

  1. Obejrzałam w niedzielę "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". Nawet się zdziwiłam, że nie zareagowałam alergicznie, jak zwykle na film Barei. Ale poniedziałkowe "Nie ma róży bez ognia" tradycyjnie mnie dobiło. Wszystkie komórki mojego ciała reagują przerażeniem, gdy oglądam tamtą rzeczywistość i mentalność.

    OdpowiedzUsuń
  2. a mnie to w ogóle nie rusza. mimo wszystko sporo jest przerysowań. a i grozy w filmach mniej niż było w realnym życiu. a może mam w pamięci swoje dzieciństwo, i jednak pamiętam je jako dobre, pomimo upokorzeń w stylu - brak papieru do podtarcia tyłka?

    OdpowiedzUsuń
  3. We mnie ten brak papieru, te kolejki kilometrowe po pół masła, zapisy na pralki, awantury o rajstopy, to doświadczenie upokorzeń, chamstwa i cwaniactwa są zbyt głęboko wyryte. Choć pewnie ze względu na dzieciństwo, na ten mały ruch samochodowy oglądałam łagodniej, ale generalnie nadal wielkie NIE ;)

    OdpowiedzUsuń