środa, 8 czerwca 2016

159/366

Czytam książkę. Niewiele stron zostało do końca. Czytam i pogrążam się w bólu. Akcja rozgrywa się na przestrzeni dziesięciu lat. Niby tylko dziesięć lat a jednak ogromna jest przepaść między jedenastolatkiem a już dorosłym człowiekiem. I olbrzymia rozpiętość doświadczeń. Boli mnie to dojrzewanie. Bolą ich rozczarowania, pożegnania, doświadczenia. Boli uwikłanie w politykę, religię, narkotyki, alkohol bo w ich przypadku wszystko jest ucieczką od realnych problemów. Mam ochotę potrząsnąć tymi chłopakami a jednocześnie wiem, że muszą tego doświadczyć bo taka jest cena i oczywista droga dojrzewania, dorastania, nauki. Ta powieść jest doskonała. Najpierw zachwyca, uwodzi. A później chwyta za gardło. I jednak przeraża, bo chociaż moje dojrzewanie nie było aż tak burzliwe i trudne, to jeszcze czeka mnie dojrzewanie dziecka. I wiem, że wiele z tych trudności po prostu go nie ominie. A ja nie wiem, jak go do tego przygotowywać. W nocy zajrzałam do jego pokoju: spał zamotany w kołdrę w pingwiny. Przykryłam nieco szczelnej, zamknęłam ostrożnie drzwi. To tak mało, aby uchronić go przed światem...

A piękna proza życia objawiła się zwrotem podatku.
Niewielkim no ale...

1 komentarz:

  1. Pewnych sytuacji nie unikniemy, nie damy rady chronić permanentnie, zresztą na dłuższą metę nie wypuszczanie z domu jest karalne :)) Rozumiem ten strach, momentami paniczny, choć jest on częścią składową najgłębszej moim zdaniem, najbardziej oddanej formy miłości. Trochę z tego lęku leczy wiek do dojrzewania.
    No ale cieszy :)

    OdpowiedzUsuń