poniedziałek, 27 czerwca 2016

177/366

Sobotni upalny ranek. Kiedy jechałam na zakupy termometr wskazywał 33 stopnie. A było rano... Ten dzień wykańczał upałem, temperaturą i palącym słońcem. Na meczu gościła u nas stała ekipa. Przygotowałam dwie lekkie sałatki, grzanki z pieczarkami i wodę z miętą, cytryną, ogórkiem. Ulgę przyniosła wieczorna ulewa i wichura. Po wyjściu gości zapakowałam zmywarkę, przegrałam kilka partyjek w " Żaby" i z radością padłam ze zmęczenia.

2 komentarze:

  1. U mnie w sb rano było 35, więc b podobnie. Mecz po 120 min i dlugim gwizdku uznałam za zakończony :D co świadczy o mojej ignorancji w dziedzinie piłki nożnej i sportu w ogóle :) Ale z reakcji sąsiadów po karnych domyślam się, że emocje były :D
    A żaby przegrywasz z premedytacją ?

    OdpowiedzUsuń
  2. oj były, były. ja zza szalika spoglądałam na te karne:)
    nie, w "Żaby" to niestety tak wychodzi, że nie trafiam do stawu albo trafiam na żabich piratów (to w wersji planszowej, bo mamy jeszcze żaby na telefon i tam wygrywam)

    OdpowiedzUsuń