wtorek, 21 czerwca 2016

172/366

To był zły dzień. Smutny i przepłakany. W dodatku bardzo dokuczało mi zimno, w biurze zastanawiałam się, czy nie włączyć farelki z nadmuchem na nogi, ale jednak wizję dogrzewania się w końcówce czerwca uznałam za przesadę. W domu padła propozycja rozpalenia w kominku. Wybrałam jednak ciepło kołdry. Przyjechała mama, żeby nie utulić i rozwiać smutki. Wieczorem, kiedy już odbyliśmy naszą rytualną przekomarzankę z dzieckiem., kto za kim bardziej tęskni, zapaliłam - zgodnie z sugestią G. - czerwoną świecę. Kiedy poczułam delikatny zapach róż, kiedy zbliżyłam dłonie do rozgrzanego szkła nagle ogarnęła mnie czułość, troska, coś dobrego płynącego z tej świecy. Położyłam się, wzięłam w dłonie książkę i przeniosłam do Zawrocia. Za kilkanaście stron koniec... tak szybko? I znów długie, długie czekanie...

2 komentarze:

  1. Zgadzam się, że zły, zimny i niesprawiedliwy. Tak czuję, że energia życiowa spada na łeb, schodzi z człowieka jakakolwiek chęć życia, działania.
    Dobrze, że przetrwałaś, dziś może nie lepiej ale mam nadzieję, że i nie gorzej...
    A ja mam z synem nr2 przekomarzankę: kto kogo bardziej i jak kocha :) Uwielbiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A jednak lepiej:)
    Chociaż trochę brakuje mi rozplątanie, wyjaśnienia tego, co w zawieszeniu.
    Ech... pierwszą "dużą" książką jaką kupiłam G. było "Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham", cudowna i wzruszająca. Mam nadzieję, że nigdy z niej nie wyrośnie:)

    OdpowiedzUsuń