piątek, 17 czerwca 2016

168.2016

16/06 - zaspałam do pracy, a od przyjazdu myślałam cały czas o tym,
          żeby wziąć urlop. Ciężka głowa, silna potrzeba snu, wstania, wyjścia
          i nie wrócenia. No wiem, średnio gramatycznie to wygląda.
          Jakoś przemordowałam ten dzień, bo nie umiem inaczej tego ująć.
          Zjadłam dużo lodów Carte D`or tak czekoladowych, że aż gorzkich.
          I mnóstwo czereśni. I w końcu mogłam się wykąpać. I z tatą w miarę
          sensownie rozmawiałam, potwierdziłam obecność na weselu, przepisałam
          do przepiśnika przepisy z diety, więc było dużo dobrego, ale udręczył mnie
          ten dzień. I najlepsze w nim było to, że minął.

2 komentarze:

  1. jak na dzień, który nie powinien się zdarzyć, to całkiem sporo całkiem konkretnych rzeczy zrobiłaś. u nas pogoda paskudna. od poniedziałku pada. pada, pada, pada. wczoraj rano było pięknie więc myślałam, że nareszcie się rozpogodzi. dziś nad miastem przechodzą ulewy takie, że zalało nam garaż! musiałam otworzyć kanał samochodowy, żeby przyjął wodę inaczej woda dostałaby się do piwnicy i pralni. rano było tak ciemno, że zapaliłam światło. naprawdę fakt, że w ogóle wstałam powinien być nagrodzony medalem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem sporo po pracy, bo W zrobiłam 1 (słownie: jedne) akta osobowe... Jakaś jestem spuchnięta, nieprzytomna i udręczona. Położyłam się spać i popłakałam się, na ten ból nóg, tycie, ciągłe szarpanie, na ten coraz częstszy bełkot mojego taty, umęczoną matkę, na atmosferę w pracy, w której nie umiem się odnaleźć, a która wcale nie jest źle... Sama widzisz :) litania :)

    OdpowiedzUsuń